Recenzja Legend of Kay Anniversary - Danteveli - 22 lipca 2016

Recenzja Legend of Kay Anniversary

Danteveli ocenia: Legend of Kay Anniversary
60

Ostatnie kilka lat, udowodniło nam, że czas kołem się toczy i żyjemy w coraz to krótszych cyklach funkcjonowania różnorakich mediów. „Rimejki”, edycje HD, remastery i sequele archaicznych pozycji, atakują nas na każdym kroku. Do tego grona dołączyła właśnie wydana, pierwotnie 10 lat temu, gra przygodowa z kotem w roli głównej.  Tylko, czy ktokolwiek prosił się o to, by ponownie zagrać – akurat – w ten tytuł?

Legend of Kay, to produkcja łącząca antropomorfizacje zwierząt z chińskimi motywami. Coś jak Kung Fu Panda, tylko że z kotem w roli głównej. Nasz Mruczek Kay, okazuje się wybranym, który ma bronić spokojny zwierzęcy świat przed inwazją szczurów i goryli. Dlatego też, bohater wyrusza na pełną przygód wyprawę, by wyzwolić żaby, króliki i inne zwierzęta spod uciemiężenia. Niestety, zaprezentowana nam historia jest nudna i bez polotu. Trochę szkoda, bo tytuł ten miał potencjał na zaserwowanie nam przygody w stylu kina Wuxia (w skrócie filmy „kung-fu” – dop. Coati’), ze zwierzętami w roli głównej. Dostajemy jednak nieciekawe postacie, którym totalnie brak charyzmy. Może to czepialstwo z mojej strony, ale jeśli twórcy gry decydują się na zaserwowanie nam sporej ilości dialogów i ich ekspozycji w swojej grze, to chciałbym żeby była ona choć trochę ciekawa i nie wywoływała u mnie reakcji jak po zarzyciu środków nasennych.

Legend of Kay Anniversary, to przygodowa gra w środowisku 3D, w stylu pozycji takich jak Jak & Daxter, Banjo Kazooie czy Vexx. Mamy więc elementy gry platformowej, połączone z eksploracją świata w poszukiwaniu przedmiotów i walkę z wrogami. Tytuł ten nie oferuje nam otwartego świata i możliwości swobodnego poruszania się pomiędzy lokacjami. Podążamy ścieżką wyznaczoną nam przez twórców, od czasu do czasu mającą jakieś rozwidlenia, prowadzące do zadań pobocznych czy bonusowych przedmiotów. Mimo takiej formuły spotykamy się ze stosunkowo dużą ilością backtrackingu, czyli cofania się do zwiedzonych wcześniej lokacji. Nie jest to może poziom Devil May Cry 4, ale i tak należy o tej kwestii wspomnieć. Należy także zauważyć, że gra jest stosunkowo prosta. Akrobatyczne zdolności nie są od nas wymagane podczas sekwencji platformowych, a walki nie są też zbyt trudn. Wszystko dzięki masie przedmiotów jakie możemy wykorzystać. Do dyspozycji mamy trzy rodzaje oręża – miecz, pazury podobne do tych Vegi, z cyklu Street Fighter i ostatnia broń – młot. Do naszej dyspozycji oddane są także bomby, magiczny taka, szerszenie atakujące wrogów czy mikstury wzmacniające ataki. Przedmioty te możemy zdobywać podczas zwiedzania lokacji lub kupować w dostępnym, od czasu do czasu, sklepiku. W ten sposób jesteśmy zachęceni do dokładnego badania każdego poziomu i poszukiwania ukrytych przedmiotów zwiększających nasz pasek życia, czy pancerz dający dodatkową ochronę. Przedmiotów jest cała masa i warto się nimi zainteresować. Najciekawsze są moim zdaniem mikstury otwierające drzwi do demonicznego wymiaru. Pozwalają przenieść się do ukrytych, sekretnych lokacji.

O ile sekcje platformowe nie są zbyt ciekawe i wymagające, tak walki w przygodzie kota stoją na całkiem wysokim poziomie. Nie jest to może Batman z cyklu Arkham, ale Kay ma całkiem spory arsenał ruchów i ataków. Trzy wspomniane wcześniej bronie, połączone z przedmiotami, blokowaniem i parowaniem ataków. Do tego jeszcze rzuty i specjalne manewry podczas wykonywania combo dają dość ekscytujące pojedynki. Jest to na pewno coś lepszego, niż to do czego przyzwyczaiły nas standardowe platformówki i byle jakie gry akcji. To właśnie ten element najbardziej przypadł mi do gustu i uważam go za najlepszą część całej produkcji. Najgorszym elementem są natomiast sekwencje pseudo wyścigowe, gdzie „jedziemy” na jakimś tam zwierzęciu (zazwyczaj jest to dzik) i rozwalamy barierki. Po drodze zbieramy żołędzie i papryczki. Wyścigi są zrobione trochę dziwacznie i przypominały mi o wieku tej produkcji. Jest to efekt kiepskiego sterowania  i tego jak niewiele wnosi ten element do samej gry. Sekwencje te wydają się być sztucznym wydłużaniem i niepotrzebnym urozmaicaniem produkcji. Zamiast nich wolałbym więcej zagadek i lochów.

Od strony graficznej Legend of Kay prezentuje się znośnie. Mamy lepszej jakości tekstury, które wyglądają całkiem dobrze.  Szkoda, że nie pokuszono się o uwspółcześnienie animacji. Zmieniono też trochę wygląd interfejsu, serwując nam coś bardziej akceptowalnego w 2015 roku. Nie są to jakieś powalające zmiany, ale sprawiają, że oprawa wizualna stoi na dobrym poziomie. Tego samego nie da się powiedzieć o voice actingu. Głosy postaci są po prostu tragiczne i od ich słuchania… po prostu bolą uszy. Mamy do czynienia z czymś co brzmi jak totalna amatorszczyzna, która nie pasuje do pozostałych elementów gry. Jest źle. W pewnym momencie zdecydowałem się po prostu wyłączyć głos, bo nie dało się wysiedzieć przy tych długaśnych dialogach. Najgorsze jest to, że nie można ich pominąć.

Największym problemem gry, nie jest jednak oprawa audio. Tym co sprawi graczowi najwięcej kłopotów jest kamera. Jeśli ktoś nie pamięta czasów PSXa i PS2, to znajdzie się w piekle, bo współczesne gry uporały się z tym problemem. Niestety Legend of Kay Anniversary podtrzymuje tradycje gier sprzed 15 lat, gdzie gracz nieustannie musiał walczyć z kamerą, by cokolwiek zobaczyć. Jest to bardzo wnerwiające podczas sekcji platformowych, kiedy to kamera koncentruje się na jakimś elemencie otoczenia za bohaterem, zamiast na jego plecach.

Drugą kwestią na którą muszę zwrócić uwagę, jest obsługa interfejsu i sterowanie. Nie jest to jakiś wielki problem ale gra stworzona została oryginalnie pod standardy PlayStation 2 i nie zdecydowano się na zmianę modelu sterowania, naszą postacią oraz interfejsem. Oznacza to, że na przykład, przyciskiem do wycofywania się z transakcji w sklepie, nie jest „B” z pada od 360 czy tam „O” z padów Sony, lecz „trójkąt/ Y”. Podobne drobnostki mogą trochę rozpraszać osobę przyzwyczajoną do współczesnych standardów. Sprawia to, że sterowanie podczas sekcji wyścigów jest strasznie dziwaczne i nieintuicyjne.

Przyznać muszę, że byłem trochę zdumiony tym, w jak małym stopniu Legend of Kay się zestarzało. Spodziewałem się gry, która będzie niezbyt grywalną męczarnią. W końcu wraz z biegiem lat odeszliśmy kompletnie od tego typu gier. Mimo to tytuł ten oferuje naprawdę solidny gameplay, który potrafi mocno wciągnąć. Szkoda tylko, że wspomniana praca kamery psuje trochę wrażenia płynące z gry. Gdyby popracowano nad tą kwestią, Legend of Kay Anniversary mogłoby być naprawdę solidną pozycją, godną polecenia graczom. Z drugiej strony, może był to celowy zabieg by pozostać w klimacie pozycji z epoki PlayStation 2?

Poza trybem fabularnym mamy też możliwość pobawienia się w sekcje wyścigowe i porównania swoich wyników czasowych ze znajomymi. Całość powinna nam spokojnie starczyć na jakieś 15 godzin lub nawet trochę więcej, jeśli chcemy wykonywać zadania poboczne dostępne w trybie fabularnym.

Najlepszym podsumowaniem recenzowanego tytułu byłoby stwierdzenie że „Starego kota nie można nauczyć nowych sztuczek”. Kilka godzin z tym tytułem przypomniało mi jak bardzo gry zmieniły się w przeciągu dekady. Nie zawsze są to zmiany na lepsze, ale wiele z nich doceniam znacznie bardziej niż mi się wcześniej wydawało. Mimo wszystko Legend of Kay Anniversary, jest warte ogrania. Stoi za tym spora dawka sentymentu i przeniesienie się w czasy PS2, gdy gry były po prostu inne. Przyznam się, że bawiłem się przy tym tytule całkiem dobrze, ale mam wątpliwości czy kwestie techniczne nie odrzucą większości graczy od tej produkcji. Nie jestem też na 100% przekonany, ze akurat ta gra zasługiwała na remastera.

Danteveli
22 lipca 2016 - 20:50