Recenzja 10 Secon Ninja X - Danteveli - 24 lipca 2016

Recenzja 10 Secon Ninja X

Danteveli ocenia: 10 Second Ninja X
60

Każdy dzieciak którego znam chciał być w pewnym momencie wojownikiem ninja. Sam pod wpływem Teenage Mutant ninja Turtles i filmów klasy b takich jak Amerykański Ninja ( z Michaelem Dudikoffem w roli tytułowej) chciałem być jak shinobi. Cel ten nie został prze zemnie nigdy osiągnięty. Dlatego też dla pocieszenia zagrywam się w tytuły o tych ukrytych w cieniu mistrzach szpiegostwa. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok 10 Second Nina X.  

10 Second Ninja X to reedycja pecetowej gierki znanej jako 10 Second Ninja. Produkcja ta pojawia się na konsolach obecnej generacji i ląduje na platformie Steam.

 

10 Second Ninja X to swego rodzaju parodia klasycznych przygód niebieskiego jeża. Może to tylko moje wrażenie ale z jakiegoś powodu mały niebieski ninja i jego przygody skojarzyły mi się z maskotką Segi. Jak już wspomniałem obaj bohaterowie są bardzo szybcy i niebiescy. Dodatkowo fabuła 10 Second Ninja X sprowadza się do tego, że pewien szaleniec w jakiś magiczny sposób przerobił zwierzęta w roboty. Naszym zadaniem jest uratowanie bogu ducha winnych stworzeń i nakopanie piratowi o przydomku Greatbeard. Przypomina mi to trochę pierwotny konflikt Sonica i doktora Eggmana.

 

10 Second Ninja X to seria poziomów, gdzie naszym celem jest pokonanie wszystkich robotów na mapie. Musimy to zrobić w przeciągu 10 sekund od naszego pierwszego ruchu. Nasz wojownik korzysta ze swojego miecza, który rozwala roboty z bliska. Do walki na odległość posłużą mu trzy shurikeny z jakimi rozpoczyna każdy level. Niebieski ninja korzysta jeszcze z podwójnego skoku, który pozwala na przemieszczanie się pomiędzy platformami i omijanie elektrycznych pól. Gra więc zdaje się być prostą platformówką pasującą na telefony. Jednak ten limit 10 sekund podczas których to musimy wykończyć 5 czy 6 robotów sprawia, że precyzja i szybkość wykonywanych akcji jest kluczem do sukcesu.

 

Plansze naszpikowane są pułapkami, które od razu zabijają naszego wojownika ninja i zmuszają nas do restartu Oznacza to, że musimy opracować trasę pozwalającą na jak najszybsze wyeliminowanie przeciwników. Jednoczenie musimy niczym w Super Meat Boy poruszać się w bezbłędny sposób by przypadkowo nie zginąć. Efektem tego połączenia jest dość unikatowy produkt, gdzie musimy chwilę pomyśleć przed tym jak zaczniemy działać. Rozwiązanie to naprawdę mi się podoba bo ubranie gry logicznej w styl szybkiej gry akcji pozwala dotrzeć tego typu produkcjom do nowych grup odbiorców.

 

Cała gra to 60 nowych poziomów podzielonych na sekcje po 10 map. Udostępniono nam także 40 leveli z poprzedniej wersji gry. Mamy więc łącznie 100 poziomów, które przynajmniej w teorii powinny potrwać maksymalnie po 10 sekund. Oczywiście zaliczenie wszystkiego zajmie nam znacznie więcej czasu. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tytule tym ukryto minigierkę Nunnageddon II, gdzie jako zakonnica napieprzamy napierające na nas hordy żywych trupów.

 

Niestety muszę ze wstydem przyznać, że 10 Second Ninja X skopało mi tyłek. Ta gierka jest brutalnie trudna i wymaga kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu powtórzeń każdego z poziomów. Każdy level jest wyzwaniem na najwyższym poziomie. Jednocześnie samo zaliczenie mapy to trochę za mało. Wynika to z systemu trzech gwiazdek przyznawanych w zależności od czasu potrzebnego na ukończenie gry. 10 Second Ninja X jest tak skonstruowane, że samo zaliczenie dostępnych map na jedną gwiazdkę to za mało by odblokować dalsze poziomy. Kiedy się skapnąłem, że zabraknie mi kilku gwiazdek do odblokowania kolejnej partii poziomów to po prostu chciałem wyrywać sobie włosy z głowy. Produkcja ta jest frustrująco trudna bo nie dość, że każdy z leveli to swego rodzaju zagadka do rozwiązania to mamy jeszcze ograniczenie czasowe i platformówkę wymagającą precyzji. Takie zestawienie było wystarczające do tego by mnie skutecznie powalić i zniechęcić do dalszej gry. Zaliczenie pierwszych 10 wyzwań było dla mnie męczarnią i skutecznie ostudziło mój zapał do dalszej rozgrywki. Wszystko to przez to, że twórcy wymagają od gracza zbyt wiele. Mistrzowskie opanowanie map jest niezbędne do poczynienia jakichkolwiek postępów. To skutecznie odstraszy część graczy, którzy nie lubią w nieskończoność powtarzać tych samych map by zaliczać je o ułamek sekundy szybciej. Jednocześnie jest to produkcja w sam raz dla fanów hardcorowych wyzwań i osób chcących pobawić się w speedruny.

 

Kiedy spojrzałem na 10 Second Ninja X byłem przekonany, że to przeglądarkowa gra we flashu. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to Icy Tower w które swego czasu się zagrywałem. Dlatego też muszę przyznać, że recenzowana produkcja ma urok tych w znacznym stopniu wymarłych już gierek. Nie każdemu się spodoba coś co przypomina trochę bazgroły w MS Paint. Osobiście nie mam jednak żadnych zastrzeżeń do tego jak 10 Second Ninja X się prezentuje. Nie jest to ani nic co przypadło by mi do gustu tak jak niedawne Downwell. Jednocześnie oprawa graficzna ani mnie nie przeradza ani nie wywołuje u mnie obrzydzenia czyli jest ok.

 

10 Second Ninja X to gra nie dla mnie. Frajda wyparowała z rozgrywki już po kilku minutach, kiedy to zostałem zmuszony do powtarzania tych samych map. Coś co było dla mnie męczarnią może jednak trafić w gust fanów wyzwań. Na szczęście udostępniono wersje demonstracyjną gry i każdy ma okazję sprawdzić czy ten tytuł mu podpasuje.

Danteveli
24 lipca 2016 - 17:49