Recenzja Headlander - Danteveli - 30 lipca 2016

Recenzja Headlander

Danteveli ocenia: HeadLander
76

Nieczęsto zdarza się, że jakiejś grze uda się mnie zaskoczyć. Zazwyczaj kiedy odpalam dany tytuł to mam w stosunku do niego pewne przewidywanie, które sprawdzają się w jakichś 90% przypadków. Dlatego też nowa gierka od Double Fine miała być kolejnym ciekawym pomysłem z fajną stylistyką, który znudzi mi się z powodu niedoróbek w gameplayu. Headlander okazało się przewyższyć moje oczekiwania. Czyżby miał to być początek nowej tradycji, gdzie latem wychodzą świetne gry Science Fiction?

 

Najnowszy produkt od Double Fine to produkcja, której akcja dzieje się w przyszłości, gdy gatunek ludzki podbił kosmos. Jest to jednak taka retro wersja przyszłości stylizowana na kino z lat 70. To interesujące połączenie nie jest jedynym elementem jaki sprawił, że bardzo szybko przekonałem się do jakości tego tytułu. Fabuła Headlander okazała się dla mnie całkiem sporym zaskoczeniem. Głównie ze względu na to jaka tematyka zostaje podjęta w tej gierce. Zabawa zaczyna się od wyboru jednej z kilku dostępnych postaci. Nie różnią się one między sobą niczym więcej niż wyglądem dlatego tez nasza decyzja nie ma żadnego wpływu na gameplay. Chwilę po rozpoczęciu tej pozycji skapnąłem się do jakie znaczenie ma tytuł gry. Okazuje się, że wybrana przez nas postać jest jedynie głową. W przyszłości w jakiś magiczny sposób udało się sprawić, że ludzie byli w stanie żyć bez swojego ciała poniżej siły. Wraz z kolonizacją kosmosu nastąpiły jednak kolejne rewolucje i koniec końców nasza głowa jest ostatnim „prawdziwym” człowiekiem. Reszta ludzkości dawno już porzuciła swoje ciała i przeniosła swoją świadomość do wersji cyfrowej pozwalającej na życie jako roboty. AI zarządzające tym wszystkim najprawdopodobniej zwariowało i jest dla nas olbrzymim zagrożeniem. Dlatego wraz z nawigującym nas głosem wyruszamy na przygodę, która pozwoli nam zrozumieć dlaczego jesteśmy głową pozbawioną ciała i co dokładnie wydarzyło się przez setki lat kiedy my byliśmy w śnie kriogenicznym. Headlander z początku serwuje nam naprawdę ciekawe koncepcje Science Fiction, które szybko na myśl przywołały mi moją zeszłoroczną przygodą z SOMA. Obie produkcje stawiają pytanie co to znaczy być człowiekiem i do kiedy nim jesteśmy? Niestety Headlander szybko porzuca tą tematykę na rzecz gameplayu. Fabuła bardzo szybko schodzi na drugi plan i jedyne co napotkamy to powtarzające się żarciki i krótkie pogawędki z NPC pozwalające nam jedynie w drobny stopniu poznać świat przyszłości.

 

Gameplay Headlander reprezentuje szkołę tytułów metroidopodobnych. Mamy więc dwuwymiarową grę typu sidescrolling z masą poukrywanych rzeczy i elementem wracania się do wcześniej odwiedzonych lokacji. Połączone jest to z mechaniką zdobywania ciał innych postaci. Jako latająca głowa możemy zrywać głowy robotów i podłączać się do ich ciał. Pozwala to nam na sterowanie daną maszyną i korzystanie z jej umiejętności. W ten sposób będziemy otwierali drzwi i walczyli ze swoimi wrogami. Maszyny mają jednak to ograniczenie, że nie potrafią skakać i bardzo szybko wybuchają. Dlatego też podczas rozgrywki będziemy zmieniać swoje ciało z częstotliwością podobną do aniołka z Messiah. Rożne typy robotów pozwalają nam na dostęp do różnych broni i podobnych bajerów. Aby zdobyć nowe ciało możemy je odstrzelić za pomocą pukawki. Celujemy wtedy prawą gałką analogową i strzelamy za pomocą przycisku. Możemy też opuścić ciało danego robota, podlecieć do innego i skorzystać z mocy naszej głowy pozwalającej na dekapitację maszyn. Poza uzbrojonymi robocikami napotkamy także na takie bez pukawek i trochę dziwaczniejsze twory typu piesków, ruchomej mapy czy maskotki bałwana. Większość z nich nie ma olbrzymiego znaczenia dla przechodzenia gry ale serwują nam dodatkowe drobne smaczki. Rozgrywka skupia się tutaj na odwiedzaniu kolejnych pomieszczeń w iście metroidowym labiryncie. Pokonujemy masę wrogów i rozwiązujemy proste zagadki. Jeśli w trakcie gry zginiemy to restart pozwala nam na zaczęcie praktycznie w tym samym miejscu godz polegliśmy. Ma to spore znaczenie bo wymiana ognia z wrogiem jest bardzo chaotyczna. Wynika to z tego, że przeciwnik ciągle się odradza i atakuje nas ze wszystkich stron. Musimy więc działać bardzo szybko. Jednocześnie jedyną naprawdę skuteczną metodą pozbywania się wrogów jest odstrzeliwanie ich głów. Sterowanie jednak nie sprawdza się na tyle dobrze by móc sobie sprawnie poradzić z zagrożeniem. Najgorzej wychodzi to przy starciach z bossami, które potrafią być naprawdę frustrujące. Przeciwbalansem dla tego jest element ulepszania naszej głowy i kolekcjonowanie znajdziek rozsianych po mapie. Przedmioty nie są strasznie trudne do odkrycia ale szukanie specjalnych pomieszczeń daje nam sporo satysfakcji. Jeśli chodzi o skille to mamy proste drzewko pozwalające nam na ulepszanie ataku, dodanie naszej głowie ochronnej tarczy odbijającej promienie lasera czy przyspieszającego latanie boostera.

 

Nie było mnie jeszcze na świecie kiedy powstawały filmy, które stanowią inspirację dla najnowszej produkcji Double Fine. Jestem jednak przekonany, że Headlander trzyma się stylistki lat 70. w wersjo Sci-Fi. Przynajmniej takie wrażenie mam jako osoba urodzona pod koniec lat 80. Chodzi głównie o kolorystykę i stylizację pomieszczeń i robotów, która po prostu kojarzy się z tamtym okresem. Może to wina logo gry, które ewidentnie przywołuje tamte czasy. Ogólnie produkcja wygląda naprawdę dobrze i jedyne do czego można się przyczepić to zdarzające się od czasu do czasu spowolnienia. Miałem tez trochę problemów z rozróżnianiem kolorów robotów potrzebnych do otwierania drzwi. W moim odczuciu wariant pomarańczowy i czerwony są do siebie trochę zbyt podobne. Nie ma to jednak większego znaczenia i całość broni się kolorową i intrygującą wizją zwariowanego świata, gdzie człowiek pokonał śmierć za cenę swego ciała.

 

Jako twór metroidopodobny Headlander wypada tak sobie. W moim odczuciu jest to ten sam poziom co Rochard. Oznacza to, że jest nieźle ale trochę zabrakło do najwyższej półki. Tak właśnie jest z całą produkcją. Mamy tu masę dobrych pomysłów, które nie zostały wykorzystane do końca. W praniu tego specjalnie nie widać i człowiek bawi się przednio. Kiedy jednak musiałem posiedzieć trochę przy klawiaturze i rozmyślać na temat tej produkcji, wtedy to się zorientowałem czego chciałbym więcej i co nie do końca mi pasowało. Chaotyczne strzelanie wynikające z niedopracowanego systemu celowania i trochę dziwnego sterowania zyskało by wiele gdyby nad nim trochę popracowano. Podobnie jest z opowiadaną nam historią. Mamy nakreśloną interesującą wizję przyszłości dającą twórcom olbrzymie pole do popisu. Pozostaje ona jednak daleko w tyle za akcją i dość szybko zapominamy o nietypowym pomyśle napędzającym fabułę gry.

 

Headlander to świetna produkcja, która udowadnia, ze Double Fine dalej potrafi robić gry. Bawiłem się przy tym tytule naprawdę dobrze i mogę śmiało polecić go każdemu, kto chce na PlayStation 4 poczuć ten metroidowy klimat. Drobne niedociągnięcia nie psują końcowego wrażenia ale żałuję, że interesujący pomysł na fabułę potraktowano po macoszemu. Każdy kto nie brzydzi się sterowania latającą głową powinien śmiało sięgnąć po ten tytuł.

Danteveli
30 lipca 2016 - 15:52