Czasami przez przypadek można trafić na prawdziwy skarb. Któregoś dnia przechodząc jedną z bocznych uliczek mojego miasta znalazłem się w konsolowej dzielnicy. W witrynach bluzy z Mario i innymi postaciami, budynki przyozdobione grafikami z Street Figheter 4 a z banneru łypał na mnie naturalnej wielkości Old Snake. Prawdziwy raj dla gracza, któremu zabrakło kasy by dostać się do Japonii albo na targi E3.
Niestety z moją znajomością ulic Pekinu nigdy już tam nie wrócę. Jedyne co pozostanie mi jako wspomnienie to Z.H.P. Unlosing Ranger vs. Darkdeath Evilman – gra którą tego pięknego dnia dostałem od znajomego o typowo angielskim imieniu Landry. Ciekaw czy za jednym z głupszych tytułów z jakimi miałem okazję się spotkać kryje się coś więcej czy też twórcy postanowili po prostu zrobić psikus polskim harcerzom, którzy masowo nabędą wszystko z magicznymi trzema literkami?
Zettai Hero Project to przedstawiciel popularnego chyba tylko w Japonii gatunku dungeon crawlerów znanych jako roguelike. Ich cechą charakterystyczną jest turowy system poruszania się, losowo generowane mapy i definitywna śmierć naszej postaci. Na zachodni rynek przedarł się chyba tylko Shiren the Warden na Wii i seria Mystic Dungeon w wersji z Pokemonami. Gry z tego gatunku cechuje wysoki stopień trudności i olbrzymie dawki frustracji. Mamy więc przed sobą produkt zapowiadający się co najmniej ciekawie. Pierwsza różnica i odstępstwo od definicji jaki spotyka nas w przypadku Z.H.P. to brak śmierci. Ba nawet jesteśmy do niej zachęcani jako sposób na rozwijanie naszej postaci. Za każdym razem gdy giniemy tracimy cały nasz ekwipunek ale zdobyte przez nas poziomy spadają na wspólną kupkę, która podwyższa nasze bazowe statystyki. Jest tak dlatego, że każdy, loch zaczynamy jako bohater na 1 poziomie. Nie występuje tu tradycyjny system level up’owania naszego bohatera. Zawsze zaczynamy od zera a nasze szanse na przetrwanie może podnieść tylko ekwipunek i odpowiednio wysokie bazowe statystyki postaci. Co do samego systemu poruszania się i walki to jest całkiem ciekawie.
Mamy tu coś pomiędzy SRPG a grą w czasie rzeczywistym. Za każdym razem gdy my wykonamy jakąś akcje wykonuje ją nasz przeciwnik. Przypomina to trochę partyjkę szachów. Możemy się nie śpieszyć ale najbardziej interesujące są te szybkie wymiany gdy nasza tura trwa ledwie sekundę. Wszystko może dziać się dość szybko gdyż sterujemy wyłącznie jedną postacią a nie całą drużyną jak to miało miejsce w innych produkcjach NIS. W trakcie gry znacznie mają tak naprawdę wyłącznie dwa parametry: stan naszego zdrowia i głód. Pierwszy odpowiada za to czy żyjemy czy nie a drugi zapewnia regeneracje hit pointów. Sprawia to że czasem lepiej uciekać przez chwilę przed wrogiem by podreperować zdrowie a nie tylko klepać przycisk odpowiedzialny za atak. Do dyspozycji oddano nam jeszcze kilka innych całkiem ciekawych funkcji jak przywoływanie swojej żony ze smacznym obiadkiem na pole bitwy.
Koniec końców mamy coś dość egzotycznego jak na standardy RPG gdzie częste ginięcie może wpłynąć bardzo pozytywnie na rozwój naszego herosa.
Taki system rozwoju postaci i samej rozgrywki może nie specjalnie przypaść do gustu większości graczy. Jako odskocznia od innych produkcji sprawdza się to jednak całkiem dobrze. 30 minutowa sesja w jednym z lochów i można PSP z powrotem odłożyć na półkę do następnej okazji.
Praktycznie wszystkie gry od Nippon Ichi Software z jakimi miałem okazje się zetknąć wyglądają identycznie. Począwszy od serii Disgaea a skończywszy na recenzowanym tytule – miało się do czynienie z jedną to tak jakby widziało się wszystkie ich RPG. Największą zmianą graficzną jest to, że każdy element naszego ekwipunku odzwierciedlony jest na modelu naszego bohatera a nie jedynie jego statystykach. W ten sposób decydujemy czy chcemy mieć na nogach gąsienice od czołgu czy baletki. Tylko to może odróżnić Z.H.P pod względem oprawy audiowizualnej od innych dań NIS serwowanych nam od La Pucelle Tactics. Może nie dla wszystkich będzie to tragiczne ale to już z 10 gra która praktycznie wygląda tak samo. Jeśli do tego dodamy monotonne poziomy (cena jaką trzeba zapłacić za losowo generowane mapy) to nie jest najlepiej.
Nippon Ichi Software zazwyczaj serwuje nam zabawne gierki o dziwacznej fabule. Tym razem trochę powariowali z tym wszystkim. Nasza postać to przypadkowy świadek wypadku drogowego którego ofiarą jest największy superbohater świata. W wyniki splotu okoliczności ląduje na jego miejscu w pojedynku z potworem, który ma zniszczyć świat i zgładzić super dziecko – jedyną nadzieje ludzkości. Nasz ludzik ginie w rekordowo szybkim czasie i trafia do alternatywnego wymiaru gdzie ma okazje się podszkolić by powrócić do walki. Pomysł całkiem fajny ale żarty jakie są rzucane w naszą stronę wydają się być w nadmiarze. Ilość nie przekłada się niestety na jakość i czasami łapiemy się za głowę z politowania nad autorami dialogów. Może to tylko moje poczucie humoru ale ten element nie wypadł tym razem najlepiej.
Produkt, który ostatecznie otrzymujemy jest nierówny. Świetne patenty wymieszane ze średnim wykonaniem. Poziom trudności, który może zniechęcić amatorów ale nie wystarczy dla wyjadaczy roguelikeów. Osobiście uważam, że jako gierka na krótkie partyjki – odskocznia od lepszych tytułów Z.H.P. sprawdza się wystarczająco dobrze. Tylko czy to usprawiedliwi wydanie kasy, którą można przeznaczyć na solidniejsza pozycję?