10 lipca 1973 roku w Pradze rozpędzona ciężarówka wjeżdża w tłum ludzi, czekających na przystanku tramwajowym. Za kierownicą siedzi dwudziestodwuletnia, drobna dziewczyna – spokojna, opanowana. Na miejscu giną trzy osoby, w ciągu kilku następnych miesięcy, w wyniku poniesionych obrażeń, umrze jeszcze pięć. Nieszczęśliwy wypadek? Zasłabnięcie? Utrata kontroli nad pojazdem? Wpływ alkoholu lub narkotyków? Nie. To była zemsta na społeczeństwie.
Roman Cílek odświeża w swoim reportażu historię Olgi Hepnarovej, dziewczyny, która jako ostatnia kobieta w historii Czechosłowacji została skazana na karę śmierci. W Ja, Olga Hepnarová stara się rzetelnie odtworzyć życie dziewczyny w sposób neutralny – ani jej nie usprawiedliwiając, ani nie osądzając. Kreśli jednak skomplikowany rys, który podejrzewam w każdym czytelniku wzbudzi zgoła inne emocje.
Bo lektura istotnie wywołuje emocje – w moim przypadku – ambiwalentne. Nie można powiedzieć, by życie dla Olgi Hepnarovej było łaskawe. W domu rodzinnym nie czuła się kochana. Od wczesnych lat odwiedzała psychiatrów oraz przebywała w ośrodkach, które wspominała jako najgorsze miejsca na Ziemi. Ze względu na specyficzną budowę ciała od lat szkolnych była wyśmiewana przez dzieci, zyskując coraz to nowe przezwiska. Orientacja seksualna również nie ułatwiała jej życia. W żadnym miejscu – domu, szkole, później w pracy, nie czuła się pożądaną jednostką. W ciągu niewielu lat otrzymała tyle ciosów od otaczających ją ludzi, że doszła do wniosku, iż lepiej jest jej samej, w pojedynkę, w świecie wewnętrznych myśli. Staje się zimna, aspołeczna, ale jednocześnie bardzo wrażliwa. Nie patrzy ludziom w oczy, nie sili się na uprzejmości. W końcu dociera do punktu, gdzie jedynymi rozsądnymi rozwiązaniami wydają się jej: samobójstwo, zamknięcie w klasztorze lub… zemsta.
W trakcie lektury poznajemy opinie rodziców, najbliższych znajomych. Przedzieramy się przez poglądy psychologów i psychiatrów, raporty policyjne. Oglądamy popełnioną zbrodnię oczyma samej morderczyni, ale i naocznych świadków i uczestników… (właśnie, samo się sunie na myśl) wypadku. Wydaje się, że w życiu Olgi wszystko zawiodło. Najbliżsi, którzy nie reagowali właściwie na jej zachowania. Lekarze, którzy odmawiali jej pomocy, bądź twierdzili, że jest z nią wszystko w porządku.
Czy można współczuć osobie, która po dokonanej zbrodni ze spokojem wygłasza sąd, że jej czyn był aktem zemsty na społeczeństwie za wszystkie doznane w życiu krzywdy, za prześladowania, za brak zrozumienia? Czy uwierzymy w jej poczytalność, czytając, że w jej zbrodni chodziło o zasadę, która „Polega na tym, że jeżeli społeczeństwo ma sumienie niszczyć jednostkę, działa to w obie strony, jednostka może bez żadnych oporów i wyrzutów sumienia niszczyć społeczeństwo”? Czy nie zapali się nam w głowie lampka, kiedy Hepnarová podczas śledztwa będzie na każdym kroku podkreślała, iż zasługuje na najsurowszy wymiar kary? I w końcu, czy uwierzymy psychiatrom, na podstawie zgromadzonych materiałów, że Olga rzeczywiście była w pełni zdrowa?
Na te pytania każdy będzie musiał sobie odpowiedzieć sam, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że nie znajdzie się na nie odpowiedzi. Jak już wspominałam – moje odczucia są ambiwalentne. Z jednej strony los Olgi uderza w czułą nutę. Z drugiej strony stoi osiem ofiar jej czynu. Trudno jest traktować tę historię jako czarną albo białą. Jest tu wiele odcieni szarości. Mariusz Szczygieł w jednym ze swoich tekstów dla Dużego Formatu napisał, że zastanawia się, czy w swoim życiu nie stworzył lub nie stwarza jakiejś Olgi Hepnarovej. Jest to bardzo trafna refleksja, która rozbrzmiewa w głowie po skończonej lekturze i każe się przyjrzeć własnemu stosunkowi do otaczających nas ludzi.
W tym roku w kinach (ale niestety jeszcze nie w Polsce) pojawił się film na podstawie książki Cílka, o tym samym tytule. W roli głównej Michalina Olszańska.