Ostatnio w jednej z gazet przeczytałem o trzynastolatku, który próbował zgwałcić a potem zabił własną matkę (zdarzenie miało miejsce w 2012 roku). W artykule napisane było, że chłopak zaatakował swoją matkę po tym jak zabrała mu jego ulubioną grę „Call of Duty”. Zainteresowany zacząłem przeglądać Internet, by dowiedzieć się więcej na ten temat.
Od pewnego czasu nurtuje mnie pewna sprawa, mianowicie: Jak grafika wpływa na odbieranie gry przez gracza? Choć wiele osób deklaruje, że najważniejsza jest dla nich opowieść i mechanizmy rządzące rozgrywką (po części zgadzam się z tą tezą, ale nie tylko te dwa składniki są najważniejsze), to niewątpliwym faktem jest , że odpalając tytuł ładnie wyglądający, początkowo jesteśmy co do niego bardziej przekonani, niż odpalając brzydką lecz oferującą wspaniałą, nieliniową i rozbudowaną fabułę grę. Dlaczego tak uważam? Już wyjaśniam. Zaraz po odpaleniu tytułu pierwszą rzeczą jaka dotrze do naszego mózgu będą doznania wizualne. To nie fabuła gra w tym momencie pierwsze skrzypce. Można to porównać do atrakcyjnych ludzi i postrzeganiu ich przez innych. Widząc ładną osobę wydaje się nam ona inteligentniejsza, bardziej utalentowana czy sympatyczniejsza, dopiero po dłuższym kontakcie z danym człowiekiem jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić jaki on jest. Innym przykładem pokazującym jaką wagę ludzie przykładają do wyglądu może być zabawa w klubie. Dlaczego mężczyźni podchodzą do ładnych kobiet i na odwrót, dlaczego kobiety łatwiej ulegają przystojnym mężczyznom?
Ostatnio przeglądałem Internet w celu pogłębienia mojej wiedzy i wspięcia się na wyżyny intelektualne. Dobra żartowałem miałem problem z grą i musiałem znaleźć rozwiązanie a, że Internet umożliwia w szybki sposób znalezienie potrzebnych informacji, wziąłem się za jego przeszukiwanie. Całkiem przypadkowo natrafiłem na jeden z polskich portali (niespecjalnie poświęcony branży elektronicznej rozrywki choć mający osobną rubrykę ją opisującą) i tu zaczyna się cała opowieść.
Pamiętam dzień kiedy przez ramię grającego brata zobaczyłem radośnie maszerujące stworki, bezmyślnie podążające w kierunku wrogiej bazy zwanej nexus. Ich ślipia zdawały się mówić zagraj, zagraj. Stworki wykazały się niesamowitą sztuką perswazji bo bez chwili namysłu założyłem konto ściągnąłem klienta i pierwszy raz odpaliłem grę. Prowadzony poradami brata wybrałem postać z darmowej rotacji. Jeszcze tylko chwila oczekiwania i zaraz zagram w grę w którą bawią się miliony ludzi z całego świata, grę o jakże trudnej dla osób nie znających języka angielskiego wymowie League of Legends. Grałem niecałe 20 minut…Choć całość sprawiała wrażenie solidnie napisanego fragmentu kodu to gra do mnie nie przemówiła, bynajmniej nie czułem się jak na randce z Angeliną Jolie. Tak szybko jak rozbudziła we mnie początkowy entuzjazm zapomniałem o niej. Nie rozumiałem jej fenomenu, nie miałem pojęcia co gracze w niej widzą i co powoduje że LoL cierpi na syndrom „jeszcze jednego razu” ale o tym miałem się w krótce przekonać…