Dzieje się w świecie anime. Od ponad miesiąca możemy śledzić losy Erena i spółki w najnowszym sezonie Attack on Titan. Coraz bliżej premiera Fairy Tail, na które wprost nie mogę się już doczekać, ale to wcale nie znaczy, że dziś w Anime Cornerze poczytacie jedynie o nowościach. Mój dzisiejszy gość, Froszti, napisał w kilku zdaniach o dwóch klasykach z lat osiemdziesiątych. Pierwszy z nich, Sakigake!! Otokojuku, to hołd oddany legendarnemu Hokuto no Ken, o którym pisałem na łamach tego cyklu jakis czas temu i mam wielką ochotę wrócić do przygód nieustraszonego Kenshiro. Drugą serią, na której skupił się dziś mój dzisiejszy gość, jest Arcadia of My Youth: Endless Orbit SSX, a więc pirackie anime z czasów, gdy robienie pirackich anime nie było jeszcze modne.
Zapraszam do lektury. Jeśli znacie jakieś ciekawe, warte polecenia, japońskie animacje, to dajcie o nich znać w komentarzach. W ten sposób poznałem przecież Seven Deadly Sins, na które zachorowałem i wciąż wyglądam jego kolejnej serii.
Niedawno zakończył się pierwszy sezon Attack on Titan. Wygląda na to, że długo będziemy musieli czekać na ciąg dalszy serii. Fanom pozostaje zatem ponowne obejrzenie sezonu lub śledzenie mangi, ale czy tylko tyle? Otóż nie, zachęcam Was do zapoznania się z pewną grą.
Może nie każdego to zainteresowało, a już na pewno nie każdy miał okazję tego doświadczyć, ale nie tak dawno sieć ogarnął straszny hype na pewną "odcinkową" produkcję. I nie mam na myśli jednego z tych serialowych tytanów ostatnich miesięcy – Gry o Tron czy też Breaking Bad… Co nie zmienia faktu, że wokół pojęcia „tytan” całość się kręci. Większość entuzjastów japońszczyzny pewnie już zorientowała się, o czym piszę. Anime Attack on Titan lub, jakby woleli puryści, Shingeki no Kyojin bardzo szybko zdobyło sobie spore grono fanów, wliczając niżej podpisanego. Jako że niedawno skończyła się nam pierwsza seria, chyba nie będę miał lepszego momentu, by podsumować swoje wrażenia z cotygodniowych seansów z tytanami.
Kiedy spytasz mnie czy lubię anime odpowiem „Tak”, po chwili dodając wymowne „ale stare”. Nie podobają mi się serie, które powstały w ostatnich latach (szczerze? w większości są to rzeczy zrobione po 2000 roku), nie potrafią po prostu przykuć na dłużej mojej uwagi. Poza tym cierpią na tą samą przypadłość co nowe amerykańskie komiksy – czyli natrętnie komputerową kreskę i kolory, które biją syntetykiem. W kwietniu zadebiutowała jednak adaptacja pewnej mangi opowiadającej o rozpaczliwej walce ludzi z gigantami. I wygląda na to, że jest pierwsza nowość od lat, którą wpuszczę pod swój dach, użyczając koca i nalewając herbatki. Widać, że ktoś w końcu zebrał rewelacyjny kolektyw i zrobił z niego użytek. Fani efektowności zakochają się zresztą od pierwszego wejrzenia w Attack on Titan/aka Shingeki no Kyojin, które już samym openingiem pompuje do żył czysty, bojowy patos: