Kompletnie nieznany reżyser i komiksowy wyjadacz na krześle producenta – to połączenie w przypadku 300: Początku Imperium było dla wielu zwiastunem porażki. Zack Snyder, zajęty pracą nad uniwersum Supermana, nie był w stanie zaoferować temu projektowi czegoś więcej niż swoje nazwisko na liście płac.
Mniejszy wpływ twórcy pierwszej części zadziałał jednak na autorów sequela (a także prequela) mobilizująco. W rezultacie powstał film akcji pełen sprzeczności. Złożony z wielu fundamentalnych wad obraz ogląda się nadzwyczaj przyjemnie.
Zanim ponownie na ekranach kin pojawiła się trójka i towarzyszące jej dwa zera, wokół sequela 300 pojawiało się sporo sprzecznych informacji odnośnie tego, o czym właściwie będzie to film. Początkowo miał być prequel, później mówiono o sequelu, tu się mówiło że to film o Kserksesie, tam że o czym innym. W pewnym momencie przestałem się interesować losami produkcji i szedłem do kina na dobrą sprawę nie wiedząc, z czym Powstanie Imperium się je. Po seansie mam wrażenie, że twórcy też nie do końca wiedzieli.
Już w piątek do kin wchodzi film "300: Początek imperium" w reżyserii Noama Murro, dla którego była to pierwsza tak wysokobudżetowa produkcja. Czy kontynuacja "300" znów zwojuje świat? Zapraszam do recenzji.