Piła: Dziedzictwo w niczym nie ustępuje swoim poprzednim odsłonom. Idąc na nią, nie spodziewałem się niczego specjalnego, bo wiedziałem, że to, co dostanę od reżyserów, nie będzie niczym nowym. Przeczytajcie, dlaczego nowa Piła: Dziedzictwo jest warta uwagi mimo prawie żadnej nowości.
Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje, że obrośnięty niemałym kultem cykl horrorów Piła, zapoczątkowany w 2004 roku i rozwijany rokrocznie aż do 2010 (najgorzej przyjęta Piła 3D), doczeka się kontynuacji – swoją drogą, anonsowanej już kilka lat temu i funkcjonującej w przestrzeni pod tytułem Saw: Legacy. Z informacji podanych przez serwis Bloody-Disgusting wynika, że już wkrótce aktorzy biorący udział w przedsięwzięciu zostaną zaproszeni na plan filmowy w Toronto (dzięki, CinemaBlend). Zdjęcia mają potrwać od 12 września do 21 października.
Horror od twórcy Piły. Dla jednych będzie to zachęta, dla drugich raczej mało ambitna reklama. Tak czy inaczej warto dać temu filmowi szansę, bo James Wan nie zamyka się wyłącznie na porno-tortury, a eksperymentuje i kiedy trzeba, kopiuje z klasyki. W tym przypadku Insidious (Naznaczony) to połączenie Egzorcysty z Lśnieniem oraz....tutaj nie zdradzę niespodzianki, albowiem całość w ciągu paru sekund i w drastyczny sposób zmienia styl co powoduje, że nie patrzymy na niego jak na kolejną kalkę historii o nawiedzonym dziecku.
Wprowadzenie jest dość standardowe - pewna średnio ustawiona rodzinka wprowadza się do nowego domu. Już po kilku dniach "coś" nie pozwala mieszkańcom normalnie żyć. Dziwne głosy, hałasy, cienie za oknem i takie tam blubry. Nieważne. Najistotniejsze jest to, że jedno z dzieci zapada na tajemniczą śpiączkę. Lekarze nie potrafią zdiagnozować problemu, a rodzice zaniepokojeni zdrowiem pociechy zastanawiają się co począć. I tu zaczyna się - że tak to ujmę - crème de la crème Insidious, dzięki czemu z pozoru sztampowy horrorek staje się BARDZO TRUDNY do oceny.