SNK to nie tylko bijatyki.
Kto lubi retro ten je po prostu lubi. Kto lubi indie pixel-art retro lubić powinien. Kto interesuje się historią gier wideo to tutaj znajdzie coś dla siebie. Kolekcja SNK, chociaż brakuje w niej tuzów firmy, jest po prostu dobra.
SNK to jedna z tych legendarnych firm, o których nie mówi się zbyt wiele. Japońska korporacja swego czasu miała olbrzymi wkład w rozwój branży elektronicznej rozrywki. Dodatkowo SNK stoi za wieloma klasykami epoki arcade, w tym bijatykami które rywalizowały z produkcjami Capcom. Dzisiaj najciekawszą informacją o SNK jest to, że firma ta należy do chińskiej korporacji specjalizującej się w fermach kurczaków. Innymi słowy z SNK już nikt się nie liczy. Czy wydanie SNK 40thAnniversary Collection zmieni ten stan rzeczy?
Nikt nie posądzi mnie o bycie specem od bijatyk. Na przestrzeni lat zagrałem w kilkadziesiąt różnych fighterów ale w pełni opanowałem tylko SNK vs Capcom 2. Nie żebym chciał się chwalić bo nie ma czym. Po prostu zazwyczaj wiem czego mogę spodziewać się po bijatykach. Wspominam o tym bo SNK Heroines: Tag Team Frenzy zaskoczyło mnie niczym szpagat połączony z ciosem w klejnoty rodowe.
Sześć w wielu kręgach kultowych bijatyk w jednej paczce. Przekrój produkcji wydanych od 1993 do 2005 roku. Samurai Shodown Anthology to na pewno kuszący zestaw dla wszystkich fanów gatunku i miłośników kanapowego multiplayera. Nie każdy będzie nim jednak w równym stopniu zachwycony, bo to cykl zupełnie inny od takiego na przykład Street Fightera.
Lata 90. nie były dla mnie wielką niewiadomą po systemie totalitarnym, czasem transformacji ustrojowej czy okazją do zarobienia wielkiej fortuny na raczkującym kapitalizmie bez kapitału. Jesienne wieczory wygrywały na rynnach przygnębiającą nutę, ale po dniu ciężkiej pracy w lesie trudno było mi to dostrzec, ponieważ na ekranie telewizora jawiła się bujna 8 – bitowa dżungla. Contra była kwintesencją filmów akcji z lat 80., o tym również wtedy nie wiedziałem, ale nie mogłem oderwać się od tej doskonałej gry i genialnego soundtracka. Gra lepsza od Contry? Nonsens! Dopiero po kilku latach, w pewnym salonie gier, odnalazłem ideał. Maszyna pożerała żetony w stachanowskim tempie, ale nie poddawałem się łatwo, choć po kilku minutach magiczne monety zniknęły. Maszyna pozostawiła mnie w odurzeniu.