Panie i panowie ze studia Dontnod wyrastają na jeden z najciekawszych i najambitniejszych niedużych zespołów w świecie gier. Remember Me było fajną próbką pomysłowości deweloperów, o Vampyrze teraz mówi się dużo w kontekście "fajny, ale nie aż tak fajny, jak obiecano", zaś Life is Strange zaczarowało chyba wszystkich bez wyjątku. Chcąc umilić nam oczekiwanie na premierę drugiego sezonu francuscy czarodzieje zaoferowali nam darmowy prolog zatytułowany The Awesome Adventures of Captain Spirit. Moja reakcja? Merci beaucoup!
Ta trwająca mniej niż dwie godziny przygoda rozbudowuje świat poznany podczas przygód Max i Chloe. Captain Spirit to alter-ego Chrisa, chłopca mieszkającego w małym domku w stanie Oregon razem ze swoim tatą. Dzieciak bawi się w superbohatera używając do tego Potęgi Wyobraźni™, dzięki czemu codzienność nabiera żywszych barw. Jak się szybko okaże, Chrisowi jest to bardzo potrzebne.
Studio Dontnod ma smykałkę do wykorzystywania niecodziennych motywów w swoich grach. Remember Me to solidna chodzona bijatyka z niezwykle ciekawym (choć stuprocentowo liniowym) motywem manipulacji wspomnień, co jest swego rodzaju wpływaniem na przeszłość i przyszłość postaci. Drugie dzieło Francuzów, Life is Strange, to wariacja na temat interaktywnego filmu i mało wymagającej przygodówki w stylu The Walking Dead, w której motyw wpływania na przebieg czasu wykorzystano dużo lepiej. Ten zabieg, połączony z przepełnionym emocjami scenariuszem sprawił, że ja - podobnie jak wielu innych graczy - oceniłem kompletną paczkę 5 epizodów prawdopodobnie nieco zbyt wysoko.
Ha, jaki zmyślny tytuł, prawda? Trochę przesadzony, bo na pewno ktoś o Remember Me jeszcze pamięta, ale mając na uwadze ciekawe zapowiedzi i podkreślanie niezłych pomysłów ekipy DONTNOD, efekt końcowy na pewno nie zachwycił, a sam tytuł został wrzucony do wielkiego wora z solidnymi grami, które okazały się być gorsze, niż to się początkowo wydawało. Zupełnie inną kwestią jest to, ile osób oczekiwało po Remember Me gry wyjątkowej... Tak czy siak gotowy produkt jest dobrą produkcją, która jednak mogła stać się czymś więcej.
Remember Me jawiło się jako lekko cyberpunkowy Assassin's Creed przyszłości z dwoma interesującymi mechanizmami - układanie własnych combosów oraz włażenie do głowy postaciom z gry, by zmieniać ich wspomnienia. Zalśniły oczka wielu graczy, a ślinianki rozpoczęły nadprodukcję... Neoparyż stojący otworem przez atrakcyjną, zwinną bohaterką, która jest "łowczynią pamięci"? Takie coś musi się udać, prawda? No i w sumie się udało, ale trzeba powykreślać nieco słów, a w pewnych miejscach dodać inne.
Czy warto sobie zawracać głowę, marnować czas czy pieniądze na przeciętne gry? Takie pytanie zadaje sobie zapewne wielu z Was. I jak również. Zanim jednak napiszę jaką grą jest Remember Me, muszę stwierdzić, że coś mnie w niej zaintrygowało. Na pierwszy rzut oka wyróżniała się z masy innych gier akcji, jakimi przesycony jest rynek. Ale jak wiemy, charakterystyczne elementy wybijające się z tłumu wcale nie czynią jej od razu grą ponadprzeciętną – tak było z zapomnianym Inversion czy Red Faction: Guerilla. Jak zatem poradził sobie Francuzi ze studia DONTNOD ze swoją pierwszą produkcją?