Recenzja gry The Awesome Adventures of Captain Spirit - najlepsze intro ever? - fsm - 12 lipca 2018

Recenzja gry The Awesome Adventures of Captain Spirit - najlepsze intro ever?

fsm ocenia: The Awesome Adventures of Captain Spirit
85

Panie i panowie ze studia Dontnod wyrastają na jeden z najciekawszych i najambitniejszych niedużych zespołów w świecie gier. Remember Me było fajną próbką pomysłowości deweloperów, o Vampyrze teraz mówi się dużo w kontekście "fajny, ale nie aż tak fajny, jak obiecano", zaś Life is Strange zaczarowało chyba wszystkich bez wyjątku. Chcąc umilić nam oczekiwanie na premierę drugiego sezonu francuscy czarodzieje zaoferowali nam darmowy prolog zatytułowany The Awesome Adventures of Captain Spirit. Moja reakcja? Merci beaucoup!

Ta trwająca mniej niż dwie godziny przygoda rozbudowuje świat poznany podczas przygód Max i Chloe. Captain Spirit to alter-ego Chrisa, chłopca mieszkającego w małym domku w stanie Oregon razem ze swoim tatą. Dzieciak bawi się w superbohatera używając do tego Potęgi Wyobraźni™, dzięki czemu codzienność nabiera żywszych barw. Jak się szybko okaże, Chrisowi jest to bardzo potrzebne.

Ludzie z Dontnod udowodnili, że uwielbiają budować swoje historie na trudnych fundamentach i nawet jeśli gra wygląda kolorowo, to jej środek jest mroczny i niewygodny (i na dodatek chyba mają dziwny fetysz związany z wypadkami samochodowymi). Matka Chrisa nie żyje, ojciec topi smutki w alkoholu, prawdopodobnie krzywdząc syna także fizycznie. Jak w to wszystko wpisuje się walka Captaina Spirita ze złowrogim Mantroidem? Zachęcam do sprawdzenia.

Rozgrywka w TAAOCS (taki fajny skrót wychodzi z tytułu gry) jest bardzo znajoma - mamy do dyspozycji mały świat z mnóstwem obiektów do sprawdzenia. Część jest interaktywna, część jest tylko pretekstem do komentarza po stronie Chrisa. Mamy do przeprowadzenia kilka rozmów z odpowiedziami do wyboru, decydujemy o detalach stroju naszego superherosa i zwiedzamy mapkę. To niby niewiele, ale twórcom znowu udało się wprowadzić sporo zmiennych - nie wszystkie aktywności są obowiązkowe, wykonanie niektórych czynności w innym czasie da różne rezultaty, finał też może się delikatnie różnić. Takie Life is Strange w pigułce, ale bez mocy. Chociaż...

Captain Spirit ma okazję pokazać pazury, gdy ekran wypełnia się efektami działającej na wysokich obrotach wyobraźni Chrisa. To wspaniałe urozmaicenie i tak już bardzo ładnej gry (ten prolog wygląda zauważalnie lepiej od LiS, a przynajmniej od tego, jak je zapamiętałem), która dodatkowo jest perfekcyjnie udźwiękowiona. Za takie prezenty można tylko dziękować i cieszyć się, że są twórcy oferujący dwugodzinne DLC (a tym w praktyce jest The Awesome Adventures of Captain Spirit) w prezencie dla fanów. Brać i grać, nawet jeśli nie poznaliście pierwszego sezonu Life is Strange.

fsm
12 lipca 2018 - 13:30