Wydana w 2013 roku Brothers: A Tale of Two Sons to gra przygodowa, którą zapamiętać można z wielu względów. Czym ta niepozorna produkcja indie sygnowana nazwiskami ludzi o naprawdę dużym talencie przyciąga uwagę i zapisuje się w pamięci? Oto moje przemyślenia, ale też ciekawostki na temat gry, przedstawione w wygodnej formie – w piętnastu tweetach.
Tak się składa, że w mijającym roku moje zainteresowanie w większości wzbudzały gry małe, niezależne, nawet wydane w wersji beta. Na mojej liście nie brakuje oczywiście tytułów bardziej znanych, na które dzielnie przeznaczałem kolejne godziny grania. Tak czy siak w tych starciach to Dawid wygrywał z Goliatem. Ścieranie w Call of Juarez: Gunslinger, Payday 2 oraz The Incredible Adventures of Van Helsing będę wspominać na pewno lepiej niż zliczanie błędów w Battlefield 4, idiotyzmy Aliens: Colonial Marines czy jakościowe braki Batman: Arkham Origins.
Do pierwszej grupy trafił w ostatnim czasie jeszcze jeden maluczki gracz, który jednocześnie poprzewracał mój prywatny ranking naj-naj. A mowa tu o Brothers: a Tale of Two Sons produkcji studia Starbreeze.
Mam tyle lat, że niestety pamiętam niemal wszystkie te słynne pecetowe i nie tylko gry, które teraz są tak chętnie podejmowane przez wydawców w obliczu wielkiego kryzysu wartości nowych marek. Grałem także w Syndicate, grę jednego z moich ulubionych deweloperów, czyli firmy Bullfrog. Kiedy usłyszałem o przeróbce efpeesowej tworzonej przez studio Starbreeze byłem bardzo sceptyczny.
Ten dobry niegdyś deweloper jest trochę zagadką, bo nie wiemy, jak bardzo zmienił się wewnętrznie i ile zostało w nim pary po tak ciekawych tytułach jak Kroniki Riddicka, czy The Darkness. Wściekle rzuciłem się więc na demo Syndicate, aby rozszarpać je na strzępy i okrzyknąć porażką wszechczasów. No i jak zwykle okazało się, że po paru meczach bardzo mi się spodobało.
W sieci pojawił się dziś 11-minutowy gameplay z gry Syndicate. Następca kultowej (legendarnej?) gry z początku lat '90 wywołuje sporo kontrowersji. Fani przede wszystkim obawiają się zbytniego uproszczenia rozgrywki, sprowadzającego grę do roli strzelanki rozumianej w dzisiejszym tego słowa znaczeniu (przypomnijmy, że w klasycznym Syndicate z 1993 roku mieliśmy do czynienia ze sporą ilością elementów strategicznych). Przeniesienie gry z izometrycznego widoku TPP do FPP powoduje, że gra na pierwszy rzut oka bardzo upodabnia się do wydanego niedawno Deus Ex: Human Revolution. Czy jest tak w istocie? Przekonajcie się sami:
Moim zdaniem gra, siłą rzeczy (bo ile dziś mamy cyberpunkowych gier z widokiem FPP?), wygląda jak ładniejszy Deus Ex, jednak ilość elementów taktycznych pozwala mieć nadzieję, że nie otrzymamy pospolitej strzelanki osadzonej w mało eksploatowanym dziś środowisku cyberpunkowym. A jakie są Wasze odczucia?
Pogrywanie na komputerze ma swoje niezaprzeczalne zalety, choć niestety coraz częściej przechodzą nam koło nosa fajne tytuły konsolowe. Zazwyczaj jest tak, że o rezygnacji z wydania wersji PC przesadzają jedynie względy finansowe, a nie obawy dotyczące rozminięcia się z preferencjami growymi PeCetowych graczy. W co takiego warto się więc zaopatrzyć gdy wreszcie uda się nam zakupić wymarzoną konsolę? Jednym z tytułów godnych uwagi jest wydany w 2007 roku i wyprodukowany przez szwedzkie Starbreeze Studios "The Darkness". To naprawdę fajna strzelanina z elementami kilku innych gatunków, stworzona dla gracza, który na co dzień nie stroni od brutalnych tytułów z akcją ukazywaną z perspektywy pierwszej osoby.