Nigdy nie byłem zapalonym fanem muzyki. Znam klasyki oraz utwory, które aktualnie święcą triumfy w radiowych stacjach. Ale nie jeżdżę na koncerty, nie kupuję wielu płyt ulubionych wykonawców, ponieważ, najzwyczajniej w świecie, mogę się bez tego obejść. Nie ściągam „empetrójek” z Sieci, natomiast jeśli chciałem posłuchać interesującego mnie utworu, po prostu odpalałem go w serwisie YouTube. Chciałem, bo od jakiegoś czasu używam aplikacji Spotify, którą już z tego miejsca mogę polecić.
Program pobieramy ze strony właściciela, który niedawno zarejestrował swoją działalność w Polsce, a co za tym idzie – całość działa w naszym rodzimym języku. Pierwsze wrażenie? Typowy, nieskomplikowany w obsłudze gadżet z ciekawą zawartością.
Przeżyłem ostatnio dość nieprzyjemną sytuację w pewnym oddziale banku. Choć nazwy nie wymienię, bo ich prawnicy mnie znajdą i do końca życia nie wypłacę się za odszkodowanie/zniesławienie, opowiem wam o tym, jak chciałem zacząć legalnie kupować gry i aplikacje na iPada. Jeszcze miesiąc temu nie miałem podpiętej żadnej karty do swojego konta w iTunes, dlatego z AppStore ściągałem wyłącznie bezpłatne produkcje (głównie czyhałem na promocje). Ale po pewnym okresie czasu zaczęło mi brakować w kolekcji tytułów, które nigdy nie schodzą do poziomu „darmowości”. Wybrałem się do banku, żeby ten problem rozwiązać… a powstał nowy.
W zasadzie o każdej szufladce mieszczącej gry wideo można powiedzieć, że brakujej jej świeżego mięsa. Nawet, jeśli pojawiają się jakieś nowe, soczyste kąski, zazwyczaj szybko przykrywa je warstwa niezbyt apetycznego czegoś, przypominającego sprzedawane w sklepie mieszanki bigosowe. Dla grających na telefonach komórkowych jest nadzieja na całkiem soczysty kawał mięsa który będzie można sobie radośnie pomacać.
Wszyscy hardkorowi gracze z pewnością słyszeli o legendarnej grze Desert Bus. Zasiadaliśmy w niej za kierownicą zdezelowanego autokaru podróżującego z Tuscon w stanie Arizona do Las Vegas. Żeby było „ciekawiej” wszystko odbywało się w czasie rzeczywistym, więc dotarcie do celu zajmowało 8 godzin. Jedynym utrudnieniem był fakt, że pojazd znosiło na bok, więc kierujący musiał stale dbać, żeby nie wpaść do rowu, gdyż wtedy musiałby wrócić do Tuscon. Oczywiście zapomnijcie o tak casualowej opcji jak „pauza”. Po dojechaniu do Vegas gracz otrzymywał 1 punkt i musiał w ciągu kilku sekund podjąć decyzję, czy chce udać się z powrotem do Arizony, aby powalczyć o kolejny punkt. Maksymalnie można ich było zdobyć 99, więc sami policzcie ile zajęłoby to Wam czasu ;) …