Buddyści mawiają, że życie jest cierpieniem. Czyjaż droga lepiej odzwierciedla to powiedzenie niż naszego biednego mnisiego kowboja? Tego, który wstaje niemal z martwych pośród pustynnych sępów tylko po to, by odbyć kolejną z wielu walk. Tego, który tysiąckroć pokonany nigdy się nie podda,. Naprzeciw tysiąca nieprzyjaciół stanie cicho mrucząc swoje: „amitoufu”,. Będzie parł naprzód, by odzyskać spokój i wreszcie odejść w stronę zachodzącego słońca.
Pierwszy tom "Kowboja z Szaolin" był specyficznym hołdem dla westernu, kina karate i tarantinowskiej przesady. Część druga nie tyle kontynuuje obraną ścieżkę, co idzie krok dalej w kierunku ostatecznej formy komiksu akcji. Utworu pozbawionego fabuły, sprowadzonego do sekwencji relacjonujących masakrę. Czy akcja może zastąpić fabułę?
Znacie to? Małomówny mnich i gadatliwy osioł idą razem przez bezkresne stepy. Na swojej drodze spotykają mściwe kraby, szalone demony, krwiożercze rekiny i dinozaury z miastami na plecach. Osioł nawija jak najęty, aż w końcu traci ogon. A mnich? Mnich w odpowiedzi uparcie milczy.
Marianne i Adrian wreszcie doganiają Richarda Aldanę. Gdy wpadają w ręce lokalnej mafii młoda mama wychodzi z nietypową inicjatywą. Zgłasza siebie i synka do udziału w lokalnym turnieju walk. W jaki sposób dziewczyna z dzieckiem zamierza mierzyć się z mężczyznami?
W fantastycznym świecie, którego rytm wyznacza turniej walk, zdolny wojownik zdaje się być na wagę złota. W oczach samotnej matki i chłopca, któremu brakuje partnera do wzięcia udziału w rozgrywkach, mocarny przybysz staje się jeszcze cenniejszy. Staje się nadzieją. Kim jest Richard Aldana? Zbawcą czy rozczarowaniem?
W świecie, który na wzór Tajlandii zdaje się żyć sportami walki, zbliża się wielki turniej. Młody chłopak właśnie stracił szansę udziału z powodu braku partnera do drużynowych zmagań. Sytuację ratuje tajemniczy przybysz. Wydaje się potężny i nieobojętny wobec uroczej matki młodzieńca. Szykuje się akcja i romans.