LastMan – manga po francusku - Nato - 13 maja 2019

LastMan – manga po francusku

W świecie, który na wzór Tajlandii zdaje się żyć sportami walki, zbliża się wielki turniej. Młody chłopak właśnie stracił szansę udziału z powodu braku partnera do drużynowych zmagań. Sytuację ratuje tajemniczy przybysz. Wydaje się potężny i nieobojętny wobec uroczej matki młodzieńca. Szykuje się akcja i romans.

Na LastMana ostrzyłem sobie zęby odkąd Krzysztof Ostrowski (znany niektórym także jako lider "Cool Kids of Death") z entuzjazmem zapowiedział tą pozycję na łamach booklips.pl Krzysztof stoi na czele wydawnictwa Non Stop Comics, a ja darzę niemałym szacunkiem zarówno jego komiksową twórczość, jak i selekcję tytułów.

Tym, co uderzyło mnie na pierwszy rzut oka był... brak kolorów po paru stronach. Okazało się, że mamy do czynienia z francuskim komiksem, który w pełni świadomie czerpie z mangowych wzorców. Choć temat i specyfika wydają się przywodzić na myśl japońskie utwory, to już styl mamy bardzo europejski, czy może bardziej... Brazylijski.

Specyficzny, niezwykle dynamiczny rysunek charakteryzuje spora elastyczność, mała szczegółowość i skupienie na najistotniejszych detalach. Tego rodzaju praktyki kojarzą mi się z komiksami brazylijskimi, jak niedawno recenzowany "Labirynt", "Daytripper" czy zrealizowana do scenariusza Jima Hensona "Piaskowa Opowieść".

Komiks czyta się szybko i niezwykle płynnie. Po części zapewne dzięki doświadczeniu w animacji, jakim pochwalić się może scenarzysta Yves Bigerel. Podobnie jak u Cirila Pedrosy mamy do czynienia z "zamrożoną animacją". Wszystko uzupełniają cięte dialogi, sympatyczne postacie, wątki romantyczne i intrygująca tajemnica.

Jakkolwiek szalenie nie brzmiałaby "francuska manga" LastMan to komiks na najwyższym poziomie. Dostarcza mnóstwo frajdy i choć pierwszy tom stanowi zaledwie prolog, to następnych części już teraz wypatruję z utęsknieniem.

Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik

 
Nato
13 maja 2019 - 14:56