Znacie to? Małomówny mnich i gadatliwy osioł idą razem przez bezkresne stepy. Na swojej drodze spotykają mściwe kraby, szalone demony, krwiożercze rekiny i dinozaury z miastami na plecach. Osioł nawija jak najęty, aż w końcu traci ogon. A mnich? Mnich w odpowiedzi uparcie milczy.
Geof Darrow zabiera nas w podróż, na którą nic nie jest w stanie przygotować. Chyba najbliżej jej do "El Topo" Alejandro Jodorowsky'ego. Nie ma wątpliwości, że "Kowboj" powstał przede wszystkim jako pole ekspresji dla zjawiskowo przestrzennych i rozbrajająco szczegółowych kadrów Darrowa. W tej sytuacji szczególnie cieszy, że fabuła nie sili się na sztuczną głębię czy pretensjonalny patos. To historia powstała z miłości do popkultury.
I jeśli czegoś mi w niej zabrakło to... westernu. Bo choć tytuł pozwala mieć nadzieję na spotkanie z tą konwencją, to nie znajdziemy tu zbyt wiele wspólnego z obrazami Howarda Hawksa czy Sergio Leone. Za to znacznie więcej z Kurosawy, postapokalipsy i amerykańskiego kina karate. Ale dość już o fabule, przecież po ten komiks nie sięga się dla komentarzy cynicznego osła...
Rysunki wbijają w fotel. Obrazy wydają się kwintesencją tego co najlepsze w utworach najbardziej wybitnych komiksowych twórców. Czuje się rozmach Moebiusa, polot Franka Quitely'ego, radykalizm Millera czy też szaloną finezję zamkniętą w czystej kresce Woodringa. To absolutny top of the top zapierających dech w piersiach obrazów, po które chce się sięgać, wertować i kontemplować.
"Kowboj z Szaolin" jest jednym z najbardziej plastycznych i zjwiskowych komiksów jakie kiedykolwiek czytałem. Cieszy też, że fabuła dobrze realizuje swój cel – jest przede wszystkim nośnikiem obrazu i nie próbuje być niczym więcej. Pulpowo surrealistyczna historia daje frajdę, a obrazy to uczta dla oka, którą równie łatwo docenić laikowi, co wytrawnemu koneserowi.
Józek Śliwiński
Więcej komiksów na Instagramie: komiksowy_pamietnik
Format: 196x295 mm
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Polski wydawca: KBoom
Data wydania: czerwiec 2021
Data oryginalnego wydania: 2005