Dość często pojawiające się hasło „dawniej gry były lepsze” zazwyczaj jest nie mającym pokrycia poglądem wynikającym z sentymentu. Przykładowo, swego czasu nadużywany mit o rzekomej śmierci tradycyjnych przygotówek, które znalazły jednak swą niszę, a rozwijająca się scena indie dostarcza wiele interesujących produkcji point&click. Świat nieustannie brnie naprzód, trendy zanikają, a na ich miejsce wskakują nowe. Jednak czy nowe musi zawsze oznaczać doskonalsze? Przyjrzyjmy się przykładom, które zdają się potwierdzać, że w niektórych przypadkach „dawniej było lepiej”.
Pierwszym polskim shooterem, który odbił się szerszym echem na rynku światowym był Chrome. Oczywiście nadgorliwi mogliby dodać Mortyra, ale nie wiem czy to pozytywny przykład. Wcześniej mieliśmy kilka ciekawych projektów. Pył był polską odpowiedzią na Quake i Unreal. Jednak to demo Target zapadło mi w pamięć. Ten wpis mógłby zostać umieszczony w zupełnie innej kategorii, którą wypadałoby nazwać „split screenowy czar”.
Myślę, że skoro doczekaliśmy się czasów, w których wiele gier powstało głównie dla trybu multiplayer a tryb kariery/jednego gracza jest marnym dodatkiem to każdy wie o co chodzi w trybie kooperacji. Ja jestem posiadaczem konsoli i większość gier przechodzę właśnie na konsoli, dlatego bardzo szybko przekonałem się na własnej skórze o przydatności drugiego gracza.
I nie chcę tutaj wyskakiwać z Fifą, Forzą czy innym Tekkenem. Tego typu gry od dawien dawna są głównym powodem dla którego ludzie kupują dodatkowego pada. Mówię tu o grach, do których moim zdaniem nie ma sensu przysiadać samemu. Dlaczego? Bo każdy chyba spotkał się z grą, która jest zwyczajnie średnia, (albo może nawet okropna) gdy gra się w nią samemu, ale kiedy dysponujemy drugim padem i kolegą (lub jak w moim przypadku – dziewczyną) to gra okazuje się znacznie lepsza.
A że zawsze lubiłem czytać różnie listy i zestawienia a konsolę obecnej generacji mam już te kilka lat to uznałem, że podzielę się swoimi przemyśleniami na temat kilku tytułów.
Nie rozumiem współczesnego hype'u na gry z co-opem (offline i online). Podczas rozmaitych targów, prezentacji, czy zapowiedzi gier, towarzyszy temu określeniu patos większy niż na górze Olimp. Dlaczego? Przecież to ci sami deweloperzy gier, który implementowali już dwadzieścia lat temu możliwość współpracy w grze, później o nim zapomnieli, a dziś znów winszują sami sobie, mydląc nam oczy, jakie to wspaniałe i innowacyjne odkrycie. Przecież to temat stary jak świat i wszystkim znany, że jak bawić się we dwoje (i więcej) – to na jednym ekranie, kanapie, i jesteśmy pany!