Benedict Cumberbatch wspina się po szczeblach kariery dostając coraz to większe role: Sherlock Holmes, Khan, Smaug... Czym jeszcze zaskoczy nas brytyjski aktor?
Jako, że mam wakacje i więcej wolnego czasu, postanowiłem go wykorzystać na częstsze odwiedzanie sali kinowej. Oto krótkie podsumowanie tego, co udało mi się zobaczyć na dużym ekranie przez ostatnie kilka tygodni.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie jestem Trekkerem ani Trekkie. W zasadzie nie licząc internetowych memów moja pierwsza i jedyna styczność z uniwersum Star Treka to film z 2009 roku. Dlatego nigdy nie zrozumiem opinii o tamtym resecie, jakoby miał być gwałtem na kanonie. Tak samo nie rozumiem wojen Trekkerów z fanami Star Wars. Jeśli chcesz napisać w komentarzu „Gwiezdne Wojny lepsze!” to lepiej nic nie pisz. Jedno i drugie to fajne franczyzy ze swoimi mocniejszymi i słabszymi odsłonami. Nigdy nic mi nie przeszkadzało w jaraniu się jednym (Star Trek z 2009) i drugim (stara trylogia SW). Ba, film J.J. Abramsa sprzed czterech lat spodobał mi się tak bardzo, że obejrzałem go chyba już ze cztery razy i to jedna z moich ulubionych pozycji kina SF po 2000 roku. Dlatego idąc do kina na „Star Trek: Into Darkness” miałem bardzo duże oczekiwania co do tej kontynuacji.
Jeżeli J.J. Abramsowi miało kiedykolwiek coś nie wyjść, to lepiej dla dobra ogólnego, że stało się to teraz. Nie ma co prawda gwarancji, iż przy okazji nowych Star Warsów ten bodaj najbardziej rozchwytywany mainstreamowy reżyser nie nawali, ale niech nowy Trek będzie dla niego ostrzeżeniem.
Moje rozczarowanie kontynuacją przygód Kirka i Spocka bierze się przede wszystkim z tego, że Into Darkness jest zwykłym sequelem, wtórnym, zawierającym ledwie kropelkę tajemnicy, którą chce się odkrywać wraz z bohaterami. Jak na kino przygodowe- jest to efekt mizerny i każący zadać wreszcie pytanie, czy za wszystkie scenariusze do blockbusterów odpowiedzialne są 2-3 osoby?
Przez długi okres czasu, fani "Star Treka" nie wiedzieli jak będzie nazywać się kontynuacja filmu J.J. Abramsa z 2009 roku. Gdy już się pojawił, to zdziwiły się wpierw media zachodnie. Ów tytuł brzmiał "Star Trek Into Darkness". Bez żadnych kropek czy dwukropek. Jednak prawdziwą burzę wywołało polskie tłumaczenie filmu.