Tworzenie kontynuacji dzieł uznawanych za kultowe, ponadczasowe i ocierające się o status arcydzieła to zadanie przerastające wielu twórców. Jestem pewien, że liczba osób uznających książkę Doktor sen za lepszą od słynnego Lśnienia jest niewielka. Nie będzie więc zaskoczeniem, jeśli napiszę że najnowsza filmowa adaptacja prozy króla horroru - Doktor sen w reżyserii Mike'a Flanagana - nie przeskakuje mistrzowskiego filmu Stanleya Kubricka, nawet jeśli ten jest niezbyt lubiany przez samego Kinga. Doktor sen okazał się jednak zaskakująco dobrym filmem, który bez większych problemów wskakuje do wora z napisem "najlepsze adaptacje książek".
Na seans szedłem z umiarkowanymi oczekiwaniami. Jasne, Flanagan to zdolna bestia (Nawiedzony dom na wzgórzu już stał się dla mnie klasykiem współczesnego horroru), a Ewan McGregor swoją obecnością wynosi każdy film ponad przeciętność, ale zwiastuny nie zdołały wywołać efektu "wow", byłem więc ostrożny. Ku mojemu zdziwieniu, gotowe dzieło okazało się być dużo lepsze, niż się spodziewałem.
Klaudyna: Jesteśmy po pierwszym odcinku trzeciego sezonu Fargo. To chyba dobry moment, by przypomnieć sobie, za co cenimy ten serial (bo cenimy!).
FSM: To jest, jak rozumiem, pretekst do wspomnienia dwóch poprzednich sezonów i filmu, który to wszystko rozpoczął? Ok. Fargo braci Coen to taki film, który po obejrzeniu po prostu trzeba polubić. Rzekome prawdziwe wydarzenia, które napędzają bardzo zabawną (w czarny sposób) spiralę przemocy, zostają w pamięci każdego kinomana. Taki sposób prowadzenia fabuły - przypadkowa zbrodnia popełniona w świecie pełnym bandziorów, szemranych interesów i zwykłych ludzi, powiązanych na niewiarygodne sposoby, jest świetnym punktem wyjścia do napisania scenariusza czegoś dłuższego niż dwugodzinny film. Noah Hawley (pisarz i twórca pierwszych sezonów serialu Kości) dostał błogosławieństwo i producenckie wsparcie braci Coen, i zrobił właśnie to - stworzył coś dłuższego.
Niemożliwe to hiszpański film o tajlandzkim tsunami, opowiadający o brytyjskiej rodzinie na stałe mieszkającej w Japonii. I choć kuriozalnie to brzmi, to nie jest największy problem obrazu Bayony, bo tym jest nierówny poziom. Niemożliwe ma bardzo dobry początek, niezły środek i niestety słaby finał, konsekwentnie obniżając loty co każde pół godziny.