Seriale których już z nami nie ma - Stargate SG-1 - yasiu - 12 maja 2011

Seriale których już z nami nie ma - Stargate SG-1

Naprawdę mało jest seriali które mimo dziesięciu lat emisji, dziesięciu zakończonych sezonów chce się obejrzeć jeszcze raz. A to właśnie mnie czeka – i wcale nie będę tego unikał – ze Stargate SG-1. Serial telewizyjny tworzony w latach 1997-2007 dorobił się ogromnej rzeszy fanów, kilku odłamków (skoro kłują Was w oczy spinoffy) i stał się legendą.

Przez te wrota przejdziesz wszędzie...

Nie wiem dokładnie co stało się tego przyczyną, zresztą, chyba nie ma jednej takiej. Tu na pewno zadziałało kilka mechanizmów które z serialu obiektywnie patrząc zupełnie przeciętnego uczyniły jedną z większych sag telewizyjnych (nie liczę oper mydlanych, bo to całkiem inna kategoria). Wymienić je wszystkie oznaczało by napisanie książki, ja się tego nie podejmuję. W kilku słowach chcę tylko przedstawić Wam, dlaczego mi ten serial się podobał. Przy okazji też serdecznie zachęcam, jeśli jeszcze go nie widzieliście a lubicie lekką, przyjemną fantastykę, musicie Stargate SG-1 obejrzeć.

Zacząć trzeba chyba od aktorów, a w zasadzie od jednego, bo nie wątpię, że początkowo ogromną ilość widzów przyciągnął Richard Dean Anderson. Pozostali – tam samo zresztą jak sam Dean – mistrzami gry nie są, ale w swoich bohaterów wcielili się na tyle dobrze, że teraz chyba ciężko im się od nich odciąć. Sami bohaterowie to mistrzostwo stereotypowych postaci. Cała główna czwórka to przez zdecydowaną większość odcinków ekipa praworządnie dobra, mądra, troskliwa i ofiarna. Do tego tworząca świetny zespół doskonale się uzupełniający. Każdy z bohaterów odgrywa ważną rolę w całym serialu, nie ma tu koncentracji na jednym z członków ekipy – i dobrze.

W rzeczywistości pierwsza drużyna wygląda znacznie lepiej

Bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni to również najwyższa półka. Przerysowani, jaskrawi, przewidywalni, tworzą doskonałe tło do epickich wydarzeń. Tu cały czas chodzi o ratowanie świata i chociaż z sezonu na sezon zagrożenie się zmienia i przemieszcza, to bohaterowie mimo coraz większych dostępnych środków muszą poświęcać tyle samo sił, żeby ziemia pozostała ziemią. Przerabiają przy tym setki stereotypowych scenariuszy, przedzierają się przez dziesiątki różnych mitologii, tu wszystko jest pomieszane jak w dobrym blenderze i w niczym to nie przeszkadza. Autorzy mają swoją wizję którą konsekwentnie realizują a widz chce oglądać dalej, dowiedzieć się, co będzie w kolejnym odcinku, kolejnym sezonie.

Wszelkie niedoróbki i niejasności warto puścić w niepamięć, nie zmieniają one odbioru całości. Ta – jak dla mnie – jest jednym z lepszych seriali s-f jakie miałem okazję oglądać. Oczywiście nie zdziwię się, jeśli ktoś mi powie, że SG-1 to żenada, kpina z konwencji, rzecz dla dzieci. Jego prawo, jego strata, ja do Stargate wrócę jeszcze w tym roku.

yasiu
12 maja 2011 - 21:50