Miniony rok dla fanów postapokaliptycznych RPG był… cóż, nie do końca wiadomo jaki. Z jednej strony dostaliśmy wyczekiwanego od lat Fallouta 4, ale z drugiej - spodziewaliśmy się po nim czegoś znacznie więcej niż po prostu bycia niezłym sandboksem z elementami strzelania. Niedługo później pojawiło się jednak światełko w tunelu (całkiem dosłownie!), czyli Underrail – izometryczny, przypominający klasycznego Fallouta tytuł, w którym przenosimy się do podziemi świata zniszczonego kataklizmami i wojnami.
O sięgnięciu gwiazd marzymy od dawna i choć od kilkudziesięciu lat przestrzeń kosmiczna jest przez wybranych „zamieszkana”, dla przeciętnego śmiertelnika podróż poza powierzchnię Ziemi pozostaje póki co nieosiągalna. „Lekarstwem” ponownie jest jednak świat wirtualny. Jeżeli nie satysfakcjonuje nas jedynie nocne podziwianie nieba lub wpatrywanie się przez teleskop w odległe gwiazdozbiory, możemy odpalić jedną z wielu produkcji, które skupiają się na eksploracji kosmosu… lub po prostu pozwalają się nam przenieść do obcych galaktyk. Lista tytułów, które chciałbym zawrzeć w zestawieniu jest szalenie długa, zwłaszcza iż prywatnie jestem ogromnym fanem tematyki science fiction, ale będę musiał zamknąć się w 15 pozycjach. Najbardziej oczywiste typy pokroju Mass Effect czy Knights of the Old Republic sobie podaruję, ale nie oznacza to, że na liście nie znajdą się produkcje wybitne i godne uwagi.
Za oknem szaro i ponuro, ciemniej robi się coraz prędzej… Jeśli jednak wydaje się Wam, że to najbardziej przygnębiający krajobraz, jaki jesteście w stanie sobie wyobrazić, najwyraźniej nigdy nie trafiliście do prawdziwych podziemi. Cóż, być może i to dobrze. W tym przypadku, podobnie jak i wielu innych, z „pomocą” przychodzą nam oczywiście gry wideo – przepastne lochy, mroczne kopalnie czy przeraźliwe jaskinie to niekoniecznie miejsca, które chcielibyśmy odwiedzać osobiście, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby przyjrzeć się im nieco bliżej siedząc przed ekranem. Które z wirtualnych podziemi utkwiły mi w pamięci najbardziej? Które z nich wydawały się najbardziej przerażające? Tego dowiedziecie się z kolejnego zestawienia poświęconego najbardziej ekstremalnym warunkom, na jakie trafiamy podczas wirtualnych podbojów.
Po krótkiej przerwie spowodowanej BlizzConem, Falloutem 4, finalnym dodatkiem do StarCraft 2 i jeszcze paroma innymi sprawami - wracamy do cyklu, w którym przyglądamy się najbardziej niezapomnianym scenom lub też produkcjom, w których dominują ekstremalne warunki pogodowe tudzież lokacje. Poprzednio wylądowaliśmy na pustyni, jeszcze wcześniej w klimatach zimowych, a tym razem… O ile nic się w prawach fizyki ostatnio nie zmieniło, połączenie upałów oraz lodu da nam wodę i to właśnie na poziomach z H2O w roli głównej się dzisiaj skupimy. A tych jak nietrudno się domyślić – w historii gier wideo było (i wciąż jest!) naprawdę sporo. Które z nich najbardziej zapadły mi w pamięć?
BlizzCon. W teorii impreza, która poświęcona jest jedynie grom jednego producenta, ale w rzeczywistości przyciągająca uwagę całej społeczności graczy. Każdego roku, to właśnie wtedy studio Blizzard ujawnia największe ze swoich niespodzianek, zapowiada nowe dodatki oraz tytuły, a także dzieli się swoimi planami odnośnie wydanych już tytułów. Nie inaczej jest i w tym roku. Choć równie dużej "bomby" co rok temu nie mamy (dla przypomnienia - wówczas był to Overwatch), ponownie okazuje się, że warto było na listopad czekać... O nowościach dotyczących Hearthstone, World of Warcraft, filmowego Warcrafta, Starcrafta i całej reszty z pewnością już wiecie z newsów, poniżej nie będę więc zanudzał Was tymi samymi informacjami. Zamiast tego, możecie obejrzeć kilka zdjeć (profesjonalnego sprzętu ze sobą nie mam, wybaczcie!), jakie udało mi się wykonać podczas pierwszego dnia imprezy, a jutro także postaram się wrzucić kilka materiałów z wielkiego finału. Jeżeli jest coś, co chcielibyście abym będąc na miejscu uchwycił amatorskim "obiektywem" - dajcie znać w komentarzach, poszukam tego z pewnością na halach!
W poprzedniej odsłonie cyklu poświęconego ekstremalnym warunkom w grach skupiłem się na klimatach typowo zimowych. Śnieg, zawierucha i temperatura grubo poniżej zera - na samą myśl przechodzą ciarki, pora więc odrobinę się ogrzać. Tym razem wybieramy się w podróż w o wiele cieplejsze regiony, gdzie piasek i rażące słońce to absolutna norma, czyli na… pustynię! Motyw ten w grach przewija się stosunkowo często, jednak mało kto potrafi go odpowiednio zrealizować. Jeśli twórcom mimo wszystko się uda, w efekcie otrzymujemy produkcję, w które nawet grając po ciemku zaczynamy mrużyć oczy i wydaje się nam, że ziarenka wspomnianego piasku właśnie dostały się nam między palce. Nie ma ich przesadnie wiele, a spośród tych, które już się pojawiły, postanowiłem wybrać moim zdaniem dziesiątkę godnych wyróżnienia.
Przenosząc się do cyfrowej rzeczywistości, przeżywamy przygody niemal w dowolnym miejscu i okresie. Futurystyczne metropolie, ponure lasy, przestrzeń kosmiczna, starożytne miasta czy też całkowicie fikcyjna, kraina rodem z fantasy. Te oraz wiele więcej miejsc zwiedza się zazwyczaj niezwykle miło, ale to w jaki sposób się prezentują, często zależy także od tego, w jakich warunkach przyjdzie je nam oglądać. I nie, nie chodzi wcale o to, co dzieje się dookoła nas podczas sesji na komputerze czy konsoli! Ekstremalne miejsca lub pogoda, w jakiej przychodzi nam niekiedy toczyć walkę czy też rozwiązywać zagadki, niezwykle wpływają na immersyjność tytułu.
No i stało się. Tyle lat czekania, proszenia, błagania w końcu się opłaciło. Od wczoraj wszyscy entuzjaści postapokaliptycznego pustkowia żyją w ciągłej ekstazie. Prawie wszyscy … cóż, przynajmniej większość. Ja niestety się do nich nie zaliczam, choć na serii Fallout się wychowałem. W „jedynkę” i „dwójkę” przekopałem się dobrych kilka razy i do dziś (wraz z Fallout Tactics) goszczą na moim pulpicie, choć nie odpalałem ich od dłuższego czasu. Jest też Fallout 3, który cóż – delikatnie mówiąc nie przypadł mi do gustu. I oto nadchodzi trailer Fallouta 4, w którym jak na dłoni widać, że na 99% mamy do czynienia z tym samym silnikiem co 7 lat temu. Podrasowanym, chwilami ładnie wyglądającym, z lepszym oświetleniem, ale wciąż tym samym. Podczas tych trzech minut zwiastuna zamiast skakać z radości, chciało mi się płakać.
Od żółtej kulki zjadającej od ponad 30 lat świecące punkciki na mapie trudno oczekiwać jakiejkolwiek tożsamości. Nikt przy zdrowych zmysłach nie gra w Pac-Mana dla fabuły, duchowych przeżyć, ani z oczekiwaniami wciągających zwrotów akcji … ale nie oznacza to wcale, że za główną postacią nie stoi całkiem interesująca historia oraz kilka zaskakujących faktów, które złożyły się na osobowość charakterystycznego bohatera. Zgadza się, Pac-Man takową jak najbardziej posiada i co więcej – przez te kilkadziesiąt mogliśmy widywać jej przejawy nie tylko w grach komputerowych ale także komiksach oraz bajkowych serialach. W poniższym wpisie postaram się pokrótce przybliżyć skąd nasz żółty heros w ogóle się wziął, jak zmieniano jego wizerunek oraz jakich cechy nabył przez lata obecności na dyskach graczy. Być może to pomoże Wam spojrzeć na Pac-Mana z odrobinę innej perspektywy, gdy niedługo z nudów w pociągu lub tramwaju odpalicie na smartfonie poczciwą platformówkę.
W chwilach takich jak ta, wymóg „always online” perfekcyjnie ujawnia swoje niedoskonałości – choć fizycznie każda gra oraz sprzęt znajdują się w zasięgu ręki, bez podłączenia do PSN lub Xbox Live niczego nie zdziałamy. Debata na temat tego czy takie rozwiązanie faktycznie ma rację bytu i czy należą się nam refundacje za niedziałającą usługę to jednak całkowicie odrębny temat – teraz wypada się skupić na doraźnych rozwiązaniach i czymś, co może nam wypełnić chwile bez dostępu do ulubionych tytułów. Oczywiście z jednej strony mamy morze filmów typu „Let’s Play” oraz tysiące streamerów, jeśli jednak nuży Was zwykłe „oglądanie jak ktoś gra”, warto przyjrzeć się specjalnie reżyserowanym produkcjom – zarówno tym komediowym, jak i typowo dokumentalnym. Poniżej znajdziecie krótką listę, moim zdaniem najlepszych (lub najbardziej wartościowych) serii, poświęconych kulturze gier wideo oraz związanym z nią postaciom. Dominują oczywiście twory spod szyldu Machnima Inc., ale nie oznacza to, że brakuje im różnoradności!
Ostatnia część filmowej trylogii poświęconej Hobbitowi właśnie debiutuje w polskich kinach i choć za granicą zebrała dosyć mieszane recenzje, to i tak przez najbliższe kilka tygodni żaden z seansów opustoszały raczej nie będzie. Hollywood bywa łapczywe, ale na ekranizację Silmarillionu nikt się raczej nie porwie, Bitwa Pięciu Armii to więc prawdopodobnie ostatnia okazja, aby ujrzeć świat stworzony przez Tolkiena w reżyserii Petera Jacksona. Wprawdzie całkiem niedawno wydano Dzieci Húrina, które potencjalnie mogłoby trafić na srebrny ekran, ale nawet gdyby do tego doszło, od premiery dzieli nas przynajmniej kilka lub wręcz kilkanaście lat. Bez względu jednak na to, jaka będzie filmowa przyszłość Śródziemia, jedno trzeba przyznać – obie trylogie jeszcze bardziej spopularyzowały całe uniwersum i do tego stopnia, że na rynku wręcz zaroiło się od prób przeniesienia ich sukcesu na ekrany komputerów. Długo czekaliśmy na hit pokroju Cień Mordoru i choć parę udanych produkcji pojawiło się już wcześniej, niektóre z nich są znacznie starsze niż moglibyśmy się spodziewać.
Od premiery pierwszego, oficjalnego teasera kolejnej części kultowej serii nie minął jeszcze tydzień, a już obejrzenia liczone są w dziesiątkach milionów i nic nie wskazuje na to, aby trend ten miał wyhamowywać. Tak moi drodzy – Gwiezdne Wojny wracają i choć malkontenci nie ustają w narzekaniach, świat po kilkunastu latach przerwy znów oszalał na punkcie Rycerzy Jedi. Do premiery „Przebudzenia Mocy” niestety jeszcze rok, a że nie mam zamiaru czekać tak długo, aby ponownie dać się wchłonąć temu jakże rozbudowanemu uniwersum, postanowiłem odświeżyć sobie kilka tytułów. Jak zawsze – część jest słabsza, a niektóre nie wytrzymały próby czasu, ale jest także spore grono produkcji, które mimo kilkunastu lub wręcz kilkudziesięciu lat na karku wciąż potrafią wywołać ciarki. Zebrałem to wszystko, ograłem lub przejrzałem raz jeszcze … i ułożyłem w osobistym, dziesięciomiejscowym rankingu.