Ekstremalne warunki w grach - niezapomniane poziomy rozgrywane na pustyniach - Luc - 30 października 2015

Ekstremalne warunki w grach - niezapomniane poziomy rozgrywane na pustyniach

W poprzedniej odsłonie cyklu poświęconego ekstremalnym warunkom w grach skupiłem się na klimatach typowo zimowych. Śnieg, zawierucha i temperatura grubo poniżej zera - na samą myśl przechodzą ciarki, pora więc odrobinę się ogrzać. Tym razem wybieramy się w podróż w o wiele cieplejsze regiony, gdzie piasek i rażące słońce to absolutna norma, czyli na… pustynię! Motyw ten w grach przewija się stosunkowo często, jednak mało kto potrafi go odpowiednio zrealizować. Jeśli twórcom mimo wszystko się uda, w efekcie otrzymujemy produkcję, w które nawet grając po ciemku zaczynamy mrużyć oczy i wydaje się nam, że ziarenka wspomnianego piasku właśnie dostały się nam między palce. Nie ma ich przesadnie wiele, a spośród tych, które już się pojawiły, postanowiłem wybrać moim zdaniem dziesiątkę godnych wyróżnienia.

Piasek, piasek widzę!

Mad Max

Na początek dość świeża pozycja. Niedawna premiera wcale nie ujmuje jednak zasług temu tytułowi! Filmowa tematyka nie pozostawiała żadnych złudzeń i od początku było wiadomo, że na pustyniach spędzimy większość czasu. Kurz, pył, zachody i wschody słońca… pozycje obowiązkowe, ale w Mad Max zrealizowano je na tak wysokim poziomie, że chociażby dla samych widoków warto było przemierzać rozległy świat, który oddano do naszej dyspozycji. Jeśli dodamy do tego te wszystkie „smaczki” typu konieczność żywienia się larwami, okazuje się, że w dramatycznie ciężkie warunki szybko i łatwo się wczuwamy.

Ciężkie warunki to tylko jeden z licznych problemów Maxa.

Shadow of Colossus

W tej grze w sumie wszystko było (i wciąż jest!) epickie, trudno się więc dziwić, że znalazło się w niej miejsce także i na imponująco prezentującą się pustynię. Piaszczyste tereny przewijały się tu i ówdzie, ale największe wrażenie robiła chyba jednak sekcja, w której stawaliśmy naprzeciwko gigantycznego Phalanxa. Słońca być może wiele tam nie było, ale piaszczyste wydmy i bezkresne pustkowia zapierają dech w piersiach… Choć w pełnej krasie możemy je podziwiać dopiero wtedy, gdy uda się nam wskoczyć na plecy ponad 150-metrowej bestii. Co ciekawe, na „Pustyni Śmierci” na której rezyduje da się znaleźć całe mnóstwo tajemniczych struktur – do dziś nie wyjaśniono do czego tak naprawdę służą.

Shadow of Colossus jest pełne niezapomnianych scen.

Star Wars: Knights of the Old Republic 1 & 2

W zestawieniu tego typu nie mogło oczywiście zabraknąć i Tatooine. Planeta na której „wszystko się zaczęło” pojawia się praktycznie w co drugiej grze poświęconej Gwiezdnym Wojnom i z uwagi na swój kultowy status pojawiać będzie się zapewne dalej, ale do zestawienia wybrałem akurat jej przedstawienie w serii KOTOR. Być może nie wyróżnia się niczym niezwykłym na tle współczesnych produkcji od strony wizualnej, ale każdy kto grał w gwiezdnowojenne RPG wie doskonale jak niezwykłe były chwile, w których po raz pierwszy tam lądowaliśmy szukając wskazówek dotyczących Gwiezdnej Kuźni. Huttowie, obowiązkowe kantyny… ach ten klimat!

Gdyby jedne słońce było zbyt małym problemem...

Battlefield: Bad Company 2

Wybór dość nietypowy, ale jak najbardziej zasłużony. O którą część chodzi? A wiecie, która z multiplayer’owych map była największa? Zgadza się – Atacama Desert. Fakt, podczas walki z innymi mamy skupić się przede wszystkim na tym, aby nie zginąć i samemu ustrzelić jak największą ilość wrogów, ale na tej mapie był o to chwilami naprawdę ciężko. Piaskowa zawierucha z niezłymi zaczątkami na burzę piaskową ograniczała widoczność, a i fakt, że niemal cała infrastruktura malowała się w dosyć „piaskowych” barwach nie ułatwiał graczom życia. Całość zapadała jednak w pamięć, a to chyba pośród map dla wielu graczy w końcu najważniejsze.

Widok z góry, widok z dołu... Przez ten piasek i tak nic nie widać.

Red Dead Redemption

W tym przypadku mamy do czynienia z pustynią w stylu amerykańsko-meksykańskim. „Dziki Zachód” z lekkimi modyfikacjami potrafił w Red Dead Redemption wciągnąć niesamowicie, ale jedną z głównych zasług takiego a nie innego stanu rzeczy było to, w jakich lokalizacjach przyszło nam wypełniać kolejne misje. A i po nich jazda na koniu w stronę majaczącego za odległym horyzontem słońca sprawiała, że można było jedynie żałować, że czasy kowbojów musiały w końcu przeminąć. Choćby z tego powodu wszyscy czekamy z niecierpliwością na drugą odsłonę!

Nie mogło zabraknąć i Red Dead Redemption!

Spec Ops: The Line

Jedna z częściej niedocenianych produkcji, która pomimo tego, że na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym, ostatecznie porywała brutalnie „inną” historią. Fabuła była świetna, ale to nie jedyne czego twórcy Spec Ops: The Line nie muszą się wstydzić. Akcja osadzona w odległym Dubaju, przedstawiała realia zgoła inne od tego, do czego przyzwyczailiśmy się w telewizji – zamiast drinków z palemką na leżaczku obok Burj Khalifa, walczymy o życie pośród skwaru i burz piaskowych, jednocześnie przysłaniając oczy przed nieustającym słońcem. W tym miejscu warto również wspomnieć o świetnie zaprojektowanych poziomach, na których niejednokrotnie mogliśmy robić użytek z otaczających nas warunków – na przykład zasypywać przeciwników górą piachu, znajdującego się nad ich głowami.

Niestety nie przyjechaliśmy tu na wakacje.

Ratchet and Clank 2: Going Commando

Po krwawych i poważnych klimatach pora na coś nieco łagodniejszego. Sympatyczny duet Ratchet i Clank niedługo trafi także na ekrany kin, ale nie zapominajmy jak wiele zawdzięcza im branża elektronicznej rozrywki. W Polsce nie jest to seria szczególnie popularna, ale w USA… doskonałą opinię wypracowała sobie właśnie takimi poziomami jak na planecie Tabora. W całości pokryta piaskiem oferowała całe mnóstwo interesujących wyzwań, włączając w to wynurzające się z wydm potwory. Zbieranie raritarium oraz pustynnych kryształów nie byłoby ani przez chwilę równie przyjemne, gdyby nie to, jak prezentowała się tamtejsza pustynia. Co ciekawe, wieść niesie, że wygląd mapy planety inspirowany był…  głową Jimiego Hendrixa! Nie wiem co miał wspólnego z pustyniami i chyba lepiej o to nie dopytywać.

Pustynne potwory to ostatnie co chcemy spotkać.

Dune II

W zestawieniu mamy gry przygodowe, strzelanki, RPG... ale co ze strategiami? Tych oczywiście również zabraknąć nie mogło, a każdy kto chociaż przez chwilę grał w którąś z gier osadzonych w świecie stworzonym przez Franka Herberta, wie że kultowa Diuna po prostu musiałą się tu znaleźć. Patrząc na tę pozycję z perspektywu czasu uczciwie przyznać trzeba, że wiek jej szczególnie służy, ale w końcu nie dla graficznych fajerwerków uruchamia się RTS-y. Mimo wszystko, nawet dzisiaj uruchamiając Dune II nie da się nie poczuć tego specyficznego, piaskowego klimatu.

Na pustyni brakuje wszystkiego... oprócz siły ognia.

Dark Sun: Shattered Lands

Pustynia wprawdzie nie wydaje się najlepszym miejscem do przeżywania przygód, ale to właśnie tam postanowiono osadzić akcję Dark Sun. Przejmując kontrolę nad czteroma gladariatorami, staraliśmy się ocalić mieszkańców ostatnich miast znajdujących się pośrodku okrutnej pustyni. Klimatu niewątpliwie dodawały wszędobylskie sępy oraz porozrzucane po piasku kości uswiadamiające nam nieustannie w jak bezwzględnym świecie się znaleźliśmy. Tym, co najbardziej w tym wszystkim "przerażało" była jednak bezkresność otaczających nas pustkowi, które niezwykle wciągały i to pomimo pewnych wad samej produkcji.

Na pustyni spotkamy różne dziwy...

Desert Strike

Z krainy pełnej magii przenosimy się do czegoś znacznie bardziej realistycznego. W Desert Strike zasiadaliśmy za sterami potężnego helikoptera i choć rozgrywka zaliczana była do kategorii shoot'em-upów, zmuszała także do stosowania bardziej zaawansowanych taktyk niż jedynie naciskanie pojedynczego klawisza. Niszczenie baz przeciwnika i ratowanie uciekienierów brzmi jak stosunkowo standardowy zestaw zadań, pustynne lokalizacje zrealizowano jednak na tyle udanie, że panująca podczas zabawy atmosfera znacznie wyróżniała się na tle konkurencji. Zgadniecie kto nie tylko wydał, ale wyprodukował tę niemal zapomnianą perełkę? Zgadza się - Electronic Arts!

Ostatnie spojrzenie na wodę i ruszamy ku bezkresnym piaskom!

Journey

Tym razem z kolei wracamy do lekko bajkowych klimatach, ale jednocześnie stawiamy również na pełen artyzm. Journey może być pozycją, która niektórym z Was umknęła – nie było o niej w końcu przesadnie głośno ani przy premierze na PlayStation 3, ani przy ponownym wydaniu na PlayStation 4. A niesłusznie. W szczegóły zagłębiać się nie będę, ale podróż przez pustynię jaką zaserwowali nam twórcy jest tak magiczna, jak tylko da się to sobie wyobrazić. Kombinacja abstrakcji, sennych wizji oraz piasku musiała dać coś niezapomnianego i dokładnie tak jest w przypadku Journey. Pustynia zamiast być naszym wrogiem, wręcz zachęca do eksploracji, a w grze w końcu było co odkrywać…

W tę podróż najlepiej wybrać się samodzielnie.

God of War

Było tajemniczo, pora więc i na odrobinę mitologii. God of War wprawdzie kojarzy się nam z mitologią grecką, a ta nieszczególnie jest przecież związana z pustyniami, ale piaskowe tereny mimo wszystko regularnie się w serii pojawiają. Najbardziej pamiętliwa sekwencja to prawdopodobnie ta, którą rozgrywaliśmy na Pustyni Zagubionych Dusz. Kronos Kratos musi ją przebyć, aby dotrzeć do miejsca, w którym ukryto Puszę Pandory… i jak nietrudno się domyślić nie jest to zadanie łatwe. Raz, że co chwila atakują nas rzesze przeciwników (z irytującymi Syrenami na czele), a dwa, że przez nieustannie szalejącą burzę piaskową trudno jest kogokolwiek zobaczyć. Ale w końcu nie w takich warunkach nasz bohater już sobie radził.

Kronos Kratos musi walczyć nie tylko z bogami, ale i pogodą.

Uncharted 3: Oszustwo Drake’a

I ostatnia pozycja, w tym przypadku chyba także najistotniejsza. Najbardziej zapadające w pamięć. Najbardziej niesamowita. Najbardziej… wymieniać tak mógłbym w nieskończność i szczerze nie byłoby w tym ani krzty przesady. Uncharted 3 było mistrzostwem samym w sobie, ale nie da się zaprzeczyć, że uzyskana przez Naught Dog filmowość nie byłaby możliwa, gdyby nie ogromna pieczołowitość przy tworzeniu poszczególnych lokacji. Po rozbiciu samolotu, nie zostaje nam nic innego jak ruszenie przez niekończącą się pustynię i choć niedługo później nawiedza nas fatamorgana, a sam Nathan znajduje się na skraju wyczerpania - współczucie bardzo często ustępuje zachwytowi nad tym, jak świetnie oddano piaszczysty klimat. Widoki absolutnie niezapomniane!

Jedna z najbardziej rozpoznawalnych scen nie tylko na pustyni, ale i w serii w ogóle.

Na dziś to tyle! Jeżeli o jakimkolwiek wartym uwagi tytule zapomniałem, śmiało wpisujcie go poniżej... a za tydzień widzimy się w ponownie, w nieco mniej "suchych" klimatach.

Luc
30 października 2015 - 19:18