Atelier to jedna z tych serii gier, które oczarowały mnie i praktycznie z miejsca stałem się fanem. Z chęcią sprawdzam każda kolejna odsłonę cyklu i spędzam godziny w pogodnym świecie, gdzie z garści śmieci można stworzyć przeróżne przedmioty. Dlatego tez nie mogłem przeoczyć premiery Atelier Ryza: Ever Darkness & the Secret Hideout. Czy „mroczniejszy” tytuł będzie oznaczał, że Atelier kończy z sielankowym, kolorowym światem, gdzie potwory wyglądają jak pluszaki?
Główną bohaterką gry jest młoda dziewczyna o imieniu Reisalin znana też jako Ryza. Nastolatka mieszka wraz ze swoimi rodzicami na małej wysepce gdzie dni są do siebie podobne. Praca na roli, codziennie te same twarze i nic ciekawego do roboty. Bohaterka wraz ze swoimi kolegami marzy o wielkiej przygodzie i zwiedzaniu świata. Pewnego dnia dziewczyna odnajduje małą przystań z łódką i postanawia ruszyć w poszukiwaniu wrażeń. Ryza napotyka grupę barwnych postaci i dowiaduje się o alchemii. Od tego momentu tworzenie różnych miksturek i przedmiotów staje się obsesją dziewczyny.
Mamy typowa dla serii fabułę z pociesznymi postaciami i bohaterkami, które zakochują się w alchemii. Ryza przypomina trochę dziewczyny z poprzednich odsłon, ale jej charakter jest trochę bardziej dziecinny. Bohaterka jest bardzo uparta, leniwa i nie potrafi docenić tego co ma. W moim odczuciu to czyni ja trochę mniej sympatyczną. Pozostałe postacie są całkiem spoko, ale wpisują się totalnie w klisze serii.
Atelier to japońskie gry role playing nastawione na zbieranie surowców i tworzenie nowych przedmiotów za pomocą alchemii. Rozgrywka opiera się więc na eksplorowaniu lokacji w poszukiwaniu surowców i wracaniu do domu by wrzucić do naszego magicznego kotła kolejna porcję liści i gałązek. Z tego powodu rytm rozgrywki jest tutaj inny niż w większości JRPG, gdzie misja pcha nas na przód. Poza samym zbieraniem rzeczy mamy też różne questy i misje w tym te, które pchają fabułę na przód. Efektem tego wszystkiego jest trochę inny i bardziej spokojny klimacik gry bez ratowania świata i epickich bitew. Nasze cele są raczej skromne w porównaniu do tego co oferują inne gry. Jednocześnie pozwala to na skoncentrowanie się na postaciach i codziennych relacjach pomiędzy bohaterami.
Wielką zmiana dotycząca rozgrywki jest wprowadzenia nowego systemu walki. Standardowe turowe potyczki ustępują miejsca czemuś co przypomina ATB z Final Fantasy. Zamiast wykonywać akcje w określonej kolejności teraz mamy system, gdzie czekamy na „naładowanie” się paska po czym wybieramy czy chcemy się ruszyć, atakować, użyć przedmiotu czy wykorzystać jedna z umiejętności. Sterujemy bezpośrednio jedną postacią i decydujemy jak agresywni lub pasywni maja być nasi kompani. Do tego dochodzi jeszcze system AP pozwalający na odpalanie skilli a także wykonanie ruchów bez kolejki i ataki zespołowe. Całość jest stosunkowo prosta ale działa dobrze. Starcia trwają trochę krócej niż wcześniej i są bardziej widowiskowe bo na ekranie ciągle się coś dzieje .
Przebudowie uległe także system tworzenia przedmiotów. Zamiast zabawy w układanie klocków w stylu czegoś takiego jak Tetris mamy system powiązanych ze sobą punktów, w które wkładamy odpowiednie surowce. Jest to całkiem fajne rozwiązanie z tego względu, że istnieje szansa na stworzenie czegoś innego niż planowaliśmy. Odpowiednie przerobienie przepisu sprawi, ze zamiast sukienki stworzymy na przykład siekierę.
Jestem strasznie zawiedziony tym, że po raz kolejny zdecydowano się olać zachodnich graczy i wydać grę z serii Atelier bez voice actingu. Wiele z poprzednich odsłon miało fenomenalne angielskie głosy, które jeszcze bardziej budowały sielankowy klimat tych tytułów. Tutaj jest tylko japońska ścieżka dźwiękowa co przekłada się na sporo czytania i głosy, które moim zdaniem nie do końca pasują do bohaterów. Szkoda, że nie ma opcji wyboru angielskiej lub japońskiej wersji audio tak by każdy mógł zdecydować, która preferuję. Rozumiem, że jest to podyktowane chęcią oszczędzenia na lokalizacji. Z mojej perspektywy to krok w tył w chwili gdy większość wcześniejszych odsłon była lepiej lokalizowana.
Musze przyznać, że ta część cyklu Atelier nie oczarowała mnie tak bardzo jak poprzednie gry z serii. Prawie pod każdym względem brakowało mi tego czegoś, co sprawiłoby że pokocham Atelier Ryza: Ever Darkness. Postacie, fabuła, system rozgrywki, oprawa audiowizualna, wszystko było jakby odrobinę skrzywione i nie byłem w pełni usatysfakcjonowany. Nie wiem czy to wypalenie? W końcu w ostatnich latach ogrywałem po kilka odsłon cyklu Atelier w ciągu roku. Może przyczyną częściowego niezadowolenia jest to, że Ever Darkness odchodzi odrobinę od pewnych utartych schematów? Trudno powiedzieć, ale wiem, że byłem trochę zawiedziony podczas ogrywania tej gry i nie czułem tego klimatu co przy wcześniejszych odsłonach serii. To oczywiście kwestia zupełnie subiektywna i dla innych Ryza może okazać się najlepszą grą o dziewczynach tworzących przedmioty. W końcu mamy tutaj bardziej dynamiczny system walki, który przyśpiesza walki.
Atelier Ryza: Ever Darkness & the Secret Hideout to kolejna solidna odsłona niekończącego się cyklu o dziewczynach zafascynowanych alchemią. Tegoroczna gra wprowadza sporo zmian do samego systemu tworzenia przedmiotów. System walki ulega wielkiemu przemodelowaniu dzięki czemu podziwiamy szybsze i bardziej dynamiczne starcia, gdzie musimy być bardziej zaangażowani. Reszta gry jest podobna do tego co przyzwyczaiła nas seria. Ja nie jestem w pełni usatysfakcjonowany tym tytułem, ale nadal mamy do czynienia z solidną, nietuzinkową produkcją JRPG.