Kompletnie nie znam się na sztuce. Praktycznie każdą wizytą w jakimś muzeum albo galerii kończy się wpadką z mojej strony. Nie potrafię docenić klasycznych obrazów i rzeźb i nie rozumiem co wspaniałego kryje się w sztuce współczesnej. Jest to dość problematyczne bo tak się złożyło, że muszę dość często odwiedzać przybytki naszpikowane dziełami i innymi pierdołami, które latają mi koło nosa. Wychodzi na to że preferuję prostą masówkę i jakieś plakaty z gierek i filmów, a stare malowidła nie robią na mnie wrażenia. Dlaczego przynudzam o sztuce i obrazach? No bo najnowsza odsłona cyklu Atelier serwuje nam wątek obcowania z tajemniczymi malowidłami. Tylko czy taki patent nie sprawia, że Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings staje się produkcja jedynie dla koneserów sztuki?
Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings to 19 „duża” odsłona serii świętującej swoje 20 lat na rynku. Jednocześnie tytuł ten jest zwieńczeniem kolejnej trylogii w multiwersum Atelier. Innymi słowy, ta gierka ciągnie za sobą sporo historii. Na szczęście gra została tak skonstruowana, że znajomość wcześniejszych odsłon cyklu nie jest nam do niczego potrzebna. W końcu praktycznie każda gra w serii to osobna historia i nowe główne bohaterki plus ewentualne gościnne występy postaci z wcześniejszych gier. Dlatego mimo kilkunastu gier i 20 lat na karku Atelier nadaje się dla każdego.
Atelier Lydie & Suelle opowiada o perypetiach tytułowych sióstr. Młode dziewczyny żyją ze swoim ojcem malarzem i marzą o tym by podbić świat alchemików i zarobić trochę kasy. Droga do tego celu nie jest usłana różami i wiąże się z masą pracy i wykonywaniem setek zadań dla mieszkańców naszej wioski. Na dokładkę nasze bohaterki czasem „wpadną” do obrazów znajdujących się w piwnicy. Czy ta tajemnicza umiejętność ma coś wspólnego z ich nieobecną matka? Odpowiedź na to pytanie poznacie po jakichś 30 godzinach gry w The Alchemists and the Mysterious Paintings.
Fabuła tej produkcji, to w dużym stopniu te same „ciepłe kluchy” co reszta gier z serii Atelier. Nie pisze tego by negować historie z tych produkcji czy czepiać się tego czym są te tytuły. Osobiście uwielbiam produkcje gdzie stawką nie jest ratowanie Ziemi przed terrorystami, kosmitami, potworami i klątwami. Tutaj mamy wyprawę młodej dziewczyny w celu poznania świata i siebie samej. Coś stosunkowo lekkiego i bardzo przyjemnego. Dwie siostry są pozytywnie nastawione do życia i nic nie stanowi dla nich zbyt wielkiego problemu. Wszystko jest cacy i nawet wątki takie jak ojciec okradający córki, przedstawione są w raczej komiczny sposób. Nie mamy jakiejś fascynującej i porywającej fabuły o epickich przygodach od zera do bohatera. Quest, który przed nami postawiono jest zdecydowanie bardziej przyjemny i sprowadza się do hasła z Pokemonów. Naszym wyzwaniem jest zebranie wszystkich przepisów i zostanie najlepszym duetem alchemików na świecie.
Cykl Atelier jest dość nietypowym przedstawicielem gatunku role playing. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie po kontakcie z każdą nową odsłoną serii. Zazwyczaj w grach RPG system walki odgrywa ważną rolę i często decyduje o tym czy warto z daną produkcja spędzić dziesiątki godzin. Tutaj jest trochę inaczej bo element walki zostaje potraktowany po macoszemu. Spełnia on swoje zadanie, ale nigdy nie wychodzi poza minimum niezbędne do tego by dana produkcja była grywalna. Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings opiera się na prostym, turowym systemie. Mamy dostęp do ataku, obrony i specjalnych umiejętności. Możemy także używać stworzonych przez nas przedmiotów takich jak bomby czy mikstury lecznicze. Wszystko jest bardzo proste i nawet gdy nasza ekipa rośnie do kilku postaci, jest raczej nudnawo. Brakuje czegoś co sprawiłoby, że potyczki z kolejnymi przeciwnikami są emocjonujące. Pomijam już to, że sama warstwa taktyczna nie jest specjalnie rozbudowana i spamowanie tych samych ataków często załatwia sprawę.
Poza walkami i wykonywaniem drobnych questów mamy także cały system alchemii. Opiera się on w znacznym stopniu o odkrywanie kolejnych przepisów. Robimy to w dość interesujący sposób. Sophie może zostać zainspirowana przez rzeczy napotkane podczas swoich wypraw. Kiedy wymyślimy już coś, to przechodzimy do swojego kociołka i zaczynamy proces tworzenia. Używamy przedmiotów określonych kategorii i układamy je na specjalnym polu. Ten element rozgrywki przypomina trochę układankę. Naszym celem jest ustawienie naszych klocków (przedmiotów) tak, by zakryć jak największą ilość pól dających nam bonusy. Nie jest to strasznie skomplikowane, ale wprowadza całkiem miłe urozmaicenie gameplayu i pozwala naszym umiejętnościom wpłynąć na jakość mikstury/przedmiotu, który będziemy tworzyć.
Kolorowy, radosny świat wypełniony jest wesołymi postaciami, które aż emanują pogodnością. Wszystko utrzymane w kreskówkowej stylistyce anime w wariancie cell shading. Zachwycam się tym głównie ze względu, że każda z gier z Atelier w nazwie jest bardzo ciepłą produkcją. Grafika jest idealnie dopasowana do tej stylistyki. Słodkie kolorki mogą wydać się bardzo banalne, ale z jakichś względów ta oprawa działa na mnie bardzo kojąco. Atelier Lydie & Suelle to gra naprawdę przyjemna dla oka, mimo że nie wykorzystuje się pełnego potencjału PlayStation 4. Widać że silnik napędzający produkcje jest już trochę przestarzały i gra mogłaby wyglądać znacznie lepiej. Niestety prawdopodobnie tak długo jak kolejne odsłony cyklu będą pojawiać się na PlayStation Vita, tak długo nie zobaczymy lepszej oprawy graficznej.
Jeśli chodzi o audio to trochę nieprzyjemnym zaskoczeniem jest brak angielskiego voice actingu. Poprzednie odsłony cyklu Atelier to czołówka gier jeśli chodzi o tą kwestię. Głosy postaci były zawsze dobrane idealnie i budowały pozytywny nastrój całego tytułu. Tym razem Koei Tecmo postanowiło zaoszczędzić na tym aspekcie gry i mamy do czynienia z oryginalnymi japońskimi głosami i napisami. Nie mam z tym jakiegoś strasznie wielkiego problemu, ale szkoda, że pozbawiono nas możliwości grania z naprawdę dobrym „dubbingiem”.
Najnowszy Atelier to kolejna gra z tego cyklu, którą miałem okazję ogrywać w przeciągu ostatnich kilku lat. Z tego powodu wiele elementów już nie robi na mnie takiego wrażenia. Rozgrywka nadal jest przyjemna i sprawdza się jako odstresowanie od poważniejszych gier w ten sam sposób, co tytuły takie jak Animal Crossing czy stary dobry Harvest Moon. Zbieranie surowców by tworzyć kolejne przedmioty i wykonywać zadania powierzone nam przez mieszkańców naszego miasteczka sprawdza się całkiem dobrze. Dodatkowo produkcja jest na tyle prosta, że poradzi sobie z nią nawet osoba, która nie miała wcześniej styczności z gatunkiem RPG. Boję się jednak, że twórcy z Gust popadają w rutynę i rezygnują z innowacji.
Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings jest solidnym, odtwórczym tytułem, który ma prawo się podobać. Nowicjusze powinni być zadowoleni z tego nietypowego podejścia do gatunku RPG. Osoby mające do czynienia z poprzednimi grami z cyklu mogą narzekać na brak poważniejszych zmian i wywalenie kilku patentów z poprzednich gier. Koniec końców pozostajemy z niezłym tytułem, który mógłby być pod prawie każdym względem (oprawa audiowizualna, fabuła, system walki) zdecydowanie lepszy.