Czytam sobie co ludzie piszą o Diablo 3 i ogarnia mnie wielka radość, z jednej strony, oraz wielki smutek, z drugiej. Jakże tu bowiem się nie cieszyć skoro zdecydowana większość przeciwników nowej odsłony Diablo, przywołuje jako koronny argument fakt, że część druga była lepsza. Nie żebym był za takim porównywaniem, absolutnie. Zwyczajnie odzywa się we mnie zwykle uśpiony narcystyczny diabełek mówiący – ale jesteś super, 12 lat temu dałeś 10 na 10 i ludzie nadal bronią tej gry, co tylko potwierdza ocenę.
To oczywiście żart, prawie całkiem. Niemniej satysfakcja zawodowa jakaś z tego jest. Zaraz jednak ogarnia mnie smutek. Bo coś czuję, że gdybym pierwszy kontakt z grą miał tak jak wszyscy, w tym tygodniu (nie licząc bety) to po kilku dniach grania również wystawiłbym ocenę 10/10 – szczególnie, że chyba pominąłbym problemy techniczne które na samo sedno rozgrywki nie wpływają.
Oceniłbym, ale tego nie zrobię, pozostaje mi więc śledzenie prawdziwych wojen toczących się w komentarzach pod tekstami dotyczącymi Diablo 3. To naprawdę smutne, jak ludzie potrafią marnować swój czas i energię na spory, które nie mają najmniejszego znaczenia. Najwięcej jest bowiem komentarzy ludzi, którzy zawiedzeni są spłyceniem całego systemu na jakim oparto grę. Pół biedy jeśli w trójkę grali – potrafią czasem podać sensowne argumenty (które i tak moim zdaniem o kant tyłka trzeba rozbić – dlaczego, za moment) – całe mnóstwo jednak nie grało, twierdzi, że grać nie ma zamiaru, a swoją wiedzę czerpie z tego co przeczyta.
Czerpcie więc, bo źródło dobre – zabawa w Diablo 3 to nie tryb zabawy dla jednego gracza na normalnym poziomie trudności. Zabawa zaczyna się w trybie kooperacji, na poziomie inferno (ale niżej też), z losowo zebraną drużyną, kiedy trzeba w zasadzie w locie dopasować do siebie umiejętności i sprzęt bohaterów. Buildów będą tysiące, jeśli nie miliony, ale będą to bardziej konstrukcje znane np. z Guild Wars, gdzie zazwyczaj tworzy się całe drużyny pod konkretne zadania. W Diablo 3 będzie się działo to samo, całkiem inną moc ma czterech mnichów, a inaczej będzie sobie radzić drużyna złożona z trzech łysych mieszkańców Iwogrodu i jednego barbarzyńcy. Zobaczycie, prawdę wam mówię.
Mógłbym powyższy akapit rozwinąć, ale chyba nie ma to zbytniego sensu, trzeba poczekać i się przekonać. Nie zdradzę zapewne żadnej tajemnicy mówiąc, że Diablo 2 w momencie premiery nie było tą samą grą którą jest dziś. Dam sobie rękę – nie swoją oczywiście – uciąć, że to samo stanie się z trzecią odsłoną cyklu. Blizzard postawił w niej na coś całkiem innego – i słusznie, bo czasy się zmieniają i trzeba działać inaczej – i lata jeszcze poświęci, żeby szlifować swój diamencik tak, żeby gracze byli zadowoleni. Dlatego właśnie argumenty wszystkich porównujących dwójkę z trójką można moim zdaniem wsadzić sobie w kieszeń. Porównania nie są złe, ale trzeba mieć w nich umiar – minęło 12 lat, a w grach wideo to naprawdę ogromny szmat czasu. To, że dziś parę osób ma już za sobą połowę drugiego aktu na poziomie Inferno nie znaczy, że gra jest do niczego. Poświęcając ogrom czasu – nie tylko swojego zapewne – zrobili to, co potrafią najlepiej. Rozłożyli system tak szybko jak się dało. Nie zrobili tego do końca – bo pozostaje jeszcze tryb hardkorowy – i będą musieli to robić jeszcze kilka razy, bo Blizzard z pewnością zajmie się balansowaniem rozgrywki. Czy uwzględnią przy tym ekstremalnych wariatów (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) – nie ma co spekulować. Dla zwykłych gracz to wystarczy.
Ja sam, mimo wielokrotnego ukończenia trójki, zasiadam do niej z przyjemnością. Mimo, że znam ją na pamięć, nadal mnie bawi i nadal widzę w niej ogromny potencjał. Jego wykorzystanie w dużej części zależy od graczy. Ci już wzięli się do roboty. Trzeba jeszcze tylko poczekać, aż rozpaczający miłośnicy staroci dadzą sobie w końcu spokój i pozwolą cieszyć się grą.