Ma pogodne ciepłe oczy. Głos na tyle głęboki, że można w nim utonąć. Gdy śpiewa, brwi układają się pionowo, jak u Czesława Mozila. Swego czasu kapelusik był jego znakiem rozpoznawczym. Nikt nie przypuszczałby, że wychował się na muzyce Beastie Boys czy Run DMC. Nikt nie sądziłby, że ćwiczył breakdance i mierzył się z beatboksem. Jest trochę nie z tej epoki. Romantyczny. Może właśnie dlatego zauroczył Petera Gabriela. Nie wiecie, o kim mowa? Zatem z miłą chęcią przedstawię Wam Charliego Winstona.
Jest Anglikiem. Wychował się w Kornwalii. Od najmłodszych lat obracał się w artystycznym środowisku. Rodzice nie stronili od kultury, a w związku z tym, iż prowadzili hotel, przez ich miejsce zamieszkania przewinęło się wiele interesujących osobowości. Sam artysta wspomina, że mimo młodego wieku, chętnie konwersował z gośćmi. Niewątpliwie muzykalność ma w genach. Jego brat, Tom Baxter, oraz siostra, Vashti Anna, również żyją muzyką. Pracę nad utworami Winston zawsze rozpoczyna od ścieżki dźwiękowej. Przykłada ogromną uwagę do tego, by sama muzyka odzwierciedlała określone emocje. Jeśli uda mu się dobrze skomponować dźwięki, twierdzi, że słowa same wówczas się piszą.
Początkowo Charlie Winston muzykował z bratem. W trakcie nagrywania partii basu w Real World Studios miał okazję poznać Petera Gabriela. Pokazał mu swoje dotychczasowe nagrania i zaowocowało to współpracą. Przy pomocy Gabriela nagrał swój pierwszy album Make Way, który przeszedł bez echa. Popularność zapewnił mu drugi krążek z 2009 roku - Hobo. Na płycie znalazło się sześć utworów z poprzedniego albumu, jednak w odmiennych aranżacjach. W związku z tym, iż najpierw przyszło mi przesłuchać Hobo, mam nieodparte wrażenie, że utwory z Make Way zostały po prostu dopracowane. Nadano im pełniejszy wydźwięk i pewnie to zadecydowało o sukcesie krążka. Jestem przekonana, że każdemu otarł się o ucho singiel Like a Hobo czy In Your Hands.
Wszędzie można przeczytać, że Charlie Winston to artysta folkowy. Nie znam się zupełnie na etykietkach. Wiem jednak, że to co Charlie proponuje swoim słuchaczom czerpie z wielu gatunków muzycznych. Jego bluesowy głos sprawdza się w rockowych utworach, brzmi zgrabnie w popowych aranżacjach, a przy okazji najnowszej płyty Running Still można odkryć te hip-hopowe korzenie.
Charliego odgrzebuję zawsze wiosną i latem. Mimo iż śpiewa również smutne piosenki, bije od niego optymizm. Lubię myśleć, że na co dzień jest dokładnie taki, jak jego muzyka i teledyski. Lubię myśl, że jego teksty i muzyka są prawdziwe. Być może wykazuję naiwność, ale wcale mi to nie przeszkadza. Sam zdefiniował siebie w sposób następujący: [Jestem] systemem naczyń połączonych, w którym staram się odkrywać warstwę za warstwą, dochodząc do wniosku, że droga ta prowadzi do... plus nieskończoności. Krainy, która nie ma końca. Myślę, że... jestem paradoksem. Bardzo miły ten paradoks. Proszę o więcej takich. I o koncert! Najlepiej w Poznaniu, bo nie miałam dotychczas okazji...
Charlie Winston do posłuchania na Groovesharku.