Idąc do pierwszego lepszego sklepu wszędzie widnieje napis promocja. Słowo, które każdy zna, rozumie, jednak cały czas w ten, czy inny sposób łapiemy się na ten jakże często oczywisty chwyt. Wszędzie widzimy obniżki i przeceny na masę produktów. Zastanawialiście się kiedyś czy wszystko, co jest podpisane jako „promocja” zawsze jest takie na jakie wygląda?
Niby takie proste i oczywiste słowo, ale przyjrzyjmy się najpierw standardowo definicji słownikowej:
Tak naprawdę dla przeciętnego klienta pierwsze zdanie powyższej definicji jest najprostszą kwintesencją tego, w jaki sposób sklepy chcą by działała na nas promocja.
Zastanówmy się przez chwilę jakie znamy ich rodzaje:
W tekście postaram się omówić każde z powyższych działań i ewentualne zagrożenia kryjące się za nim. Nie należy oczywiście we wszystkim doszukiwać się czegoś złego, jednak jako osoba dość aktywnie zaangażowana w marketing zawsze sprawdzam dwa razy, czy coś jest rzeczywiście tak bardzo opłacalne, jak nas zapewniają sprzedawcy.
Obniżenie z ceny A na cenę B
Moim zdaniem najczęściej stosowana metoda. Jak mówimy komuś promocja, to chyba większość kojarzy właśnie takie działanie. Jest cena A przekreślamy ją i dajemy cenę B, która jest niższa. Nie ma tu żadnej filozofii. Jeśli znamy cenę regularną tego produktu, to wiemy ile realnie oszczędzamy. Problem pojawia się wtedy, gdy widzimy nową cenę i zakładamy, że wcześniej kosztowało to tyle, ile podaje sprzedawca. I to jest rzecz na którą dajemy się najczęściej nabrać. Pamiętajmy jeszcze o sprawdzaniu daty ważności produktu, ponieważ czasami to jest też powód obniżki.
Obniżenie ceny A o ileś % na cenę B
Większość osób przypisuje to do standardowej promocji. Z obserwacji zauważyłem, że obniżanie o jakąś konkretną wartość procentową przeważnie wiąże się z kończącym się terminem przydatności, wyprzedażą posezonową bądź też uszkodzonym/niekompletnym towarem. Wiemy co bierzemy, bo przeważnie jest jasno napisane dlaczego coś jest procentowo obniżone. Jedyne co zawsze robię, gdy widzę coś takiego to… wyjmuje kalkulator. Tak może się to wydawać irracjonalne, ale czasem naprawdę to jest najlepsze wyjście by sprawdzić, czy ktoś nie ma czasem problemów z matematyką.
Drugi produkt za grosz lub za darmo
Moim zdaniem najlepsza i najbardziej opłacalna forma. Konwencja jest prosta kupujesz jedna rzecz, drugą dostajesz za bezcen. Tak naprawdę główną obawą tutaj jest to, że pierwotna cena jest zawyżona. Moja rada na to jest następująca, policz ile wyniosą cię obydwa produkty, podziel to na dwa i zobacz na ile to się opłaca. Chyba nie widziałem tego typu oferty, która byłaby nieopłacalna.
Kup 4 zapłać za 3
Pod tą nazwą kryją się również wszelkiego rodzaju produkty kupowane w zgrzewkach, na których często widnieje napis 1 butelka gratis. Jest to chyba rodzaj promocji nad którą się bardzo rzadko zastanawiamy. Albo nie zwracamy na to kompletnie uwagi albo traktujemy to jako pewnik, że tak właśnie jest. Jak zacząłem sobie to kalkulować doszło do mnie, że jest to promocja, którą najtrudniej jest „ogarnąć”. Nie da się ująć w jakiekolwiek ramy czy to się opłaca, czy też nie. Odpowiem chyba najdokładniej jak się tylko da – „to zależy”. Raz jest jeszcze taniej niż powinno być raz jest drożej. Jestem zdania, że nawet producenci i sprzedawcy nie wiedzą jak jest naprawdę. Powiem tylko tyle – kalkulator do ręki i liczyć liczyć i jeszcze raz liczyć.
Drugi produkt ileś % taniej
Jedna z najbardziej znielubionych przeze mnie „promocji”. Powiem szczerze, żadną promocją dla mnie jest to, że kupię pierwszy produkt za normalną cenę, a na drugi sklep zrobi mi łaskę (nie mylić z laską) i dostanę drugą rzecz z 20% obniżką. Tą metodę przedstawiam bardzo subiektywnie i emocjonalnie, bo jest to dla mnie typowe naciąganie klientów i najmniejszym nakładem sprzedajemy dwa swoje produkty. W takich sytuacjach zawsze dodajcie ceny obu produktów, podzielcie to na dwa i zastanówcie się, czy za taką cenę nadal jesteście skłonni dokonać zakupu. Ja robię tak w 90%, i rzadko kiedy z tej promocji korzystam.
Wieczna promocja
Często sam się zastanawiam, czy jest to korzystne, czy też nie. Chodzi mi o produkty, na które cały czas jest promocja. Pytanie czy coś, co jest cały czas przecenione można nazwać promocją? W pewnym sensie jest to obniżka, ale taka, która się nigdy nie kończy. Czy więc w takim przypadku ceny obniżonej nie można potraktować jako regularnej, skoro i tak zawsze dany towar nabędziemy za tyle? Nie odpowiem wam na to pytanie, mnie to zastanawia, ilekroć widzę coś takiego. Pewne jest jedno jak widzę taką „wieczną promocję” nie działa to na mnie zachęcająco, ale też nie zniechęca mnie to.
---UWAGA SPINOFF---
Lubię czasem wplatać do tekstu spinoffy, czyli takie odejście od głównego tematu. Szukając informacji i definicji słownikowej czym jest promocja natrafiłem na ciekawostkę, o której nie wiedziałem, a gdzieś teoretycznie mogłaby mieć związek z tematem. Mowa o promocji… szachowej. I tak przeczytać możemy, że:
„Promocja jest sytuacją w grze w szachy, w której pion dochodzi do swojej linii przemiany (dla białych - linii 8, dla czarnych - linii 1). Zgodnie z regułami gry w tym samym posunięciu, w którym pion osiąga linię przemiany, gracz musi dokonać promocji piona, to znaczy zamienić go na dowolną figurę tego samego koloru oprócz króla, czyli na wieżę, skoczka, gońca lub hetmana. Dzięki temu gracz może mieć na przykład dwa hetmany lub trzy wieże. W jedenastej partii meczu o mistrzostwo świata pomiędzy Jose Raulem Capablanką a Aleksandrem Alechinem w 1927 roku na szachownicy walczyły cztery hetmany.”
---KONIEC SPINOFFu---
Podsumowując promocja jest niewątpliwie czymś korzystnym, jeśli podchodzimy do niej rozważnie. Wiem, że czasem ciężko jest nie postępować pochopnie. Jak to mawiał mój znajomy „nie dajmy się zwariować”, a będzie wszystko dobrze. Obecnie jest tyle różnych sklepów, że jeśli czegoś nie kupicie w jednym, to będzie to za tydzień w drugim sklepie
„Tekst nie zawierał lokowania żadnego produktu”