Postanowiłem zabrać wszystkie dokumenty i pojechać do domu. Byłem realistą i wiedziałem, że nie można liczyć na nie wiadomo jaki cud, mając taki zespół. Po powrocie miałem chwilę zwątpienia, czy ta decyzja w ogóle ma sens. Na szczęście z pomocą przyszła od razu moja narzeczona, która dodała mi nadziei i powiedziała, że jak się nie uda, to po miesiącu wrócimy do Polski i pozostawimy ten epizod za sobą. Na koniec powiedziała mi, że wierzy we mnie, bo nie raz udowodniłem, że potrafię wyjść nawet z beznadziejnej sytuacji. Przyznałem jej rację wziąłem do ręki papiery i zacząłem chłodną analizę pozycja po pozycji.
Domyślnego składu zespołu, którym było 4-3-3 nie chciałem zmieniać. Mimo że bardzo ofensywny to jednak wyćwiczony od dawna. Jeśli tylko dobrze ustawić linie pomocy to drużyna może grać naprawdę bardzo dobrze.
Od razu do głowy przyszło mi porównanie do Manchesteru City z roku 2012. Był to przykład, że dobra pomoc z bardzo wszechstronnym i skutecznym atakiem może wszystko.
W tej drużynie niestety problemy zaczynały się już od bramkarza, który jest podporą całego zespołu.
Dwóch podstawowych bramkarzy było wypożyczonych z innego klubu i to tylko na jeden sezon. Trzeci był emerytem, który zamierzał zakończyć karierę a ostatni, który został miał spore braki. Jego poziom asystent ocenił na 56 punktów, podczas gdy dwóch pierwszych na ponad 60. Nigdy nie lubiłem grać wypożyczonymi zawodnikami, bo jest to trenowanie komuś innemu ludzi, którzy i tak za moment odejdą z klubu.
Wybranie obrońców to była dość prosta sprawa. Na każdą pozycję, którą potrzebowałem miałem idealnie po dwóch zawodników. Co łącznie dawało dwóch lewych, dwóch prawych i czterech środkowych obrońców. Z całego tego towarzystwa jeden był z wypożyczenia oraz jeden był wyraźnie starszy od swoich kolegów, choć jak na piłkarza to można powiedzieć, że był w kwiecie wieku mając 27 lat. Obaj wcześniej wymienieni trafili od razu na ławkę rezerwowych jako zmiennicy.
Przechodząc do pomocy przy ustawieniu 4-3-3 miałem naprawdę z kogo wybierać. Niestety od razu poczułem analogię do bramkarzy, ponieważ kilku zawodników było z wypożyczenia a jeden był już emerytem. W zespole praktycznie nie istniała prawa pomoc, dlatego już teraz zdecydowałem, że wolę jednego zawodnika z lewej dać na prawą pomoc. Powiedziałem sobie, że lepiej, aby grał mój zawodnik, który nie odejdzie za rok. Wniosek z pomocy. Sporo zmienników, będę miał naprawdę kim pograć i kogo potestować.
Ochoczo przeszedłem do napastników. I w tym momencie mój zapał i pomysł na drużynę został zrównany z ziemią. 5 atakujących to przy wybranym ustawieniu idealna ilość tak pomyślałem na początku. Tylko szkoda, że dwóch to emeryci, kolejnych dwóch jest miernych, z czego jeden jeszcze z wypożyczenia. Na szczęście jest też jeden młody dobrze zapowiadający się zawodnik. Niestety jak na ustawienie 4-3-3 to trochę mało… Ale nie ma co się poddawać.
Zabrałem papiery z domu i udałem się jeszcze raz do klubu przeanalizować budżet i zobaczyć, na jaki turniej mamy jechać.
Po dotarciu do biura nie otwierając nawet laptopa służbowego zabrałem się do analizy finansów.
600 000 euro na transfery wyglądało dość dobrze, mimo iż nie znałem cen na rynku lokalnym. Jednak dostępne 3000 na pensje już wzbudziły mój lekki niepokój. Wszak potrzebuje na dobrą sprawę bramkarza i co najmniej 2 napastników. Poczułem, że będzie trzeba z czegoś zrezygnować, mimo iż bardzo tego nie chciałem.
Po tym raporcie rzuciłem okiem na skautów, których obecnie było 3. Od razu zacząłem się zastanawiać czy nie warto z jednym się pożegnać. To nie była niewątpliwie decyzja na pierwszy dzień pracy.
Następnie otworzyłem laptopa i przeczytałem maila od zarządu.
Był on prosty i bardzo rzeczowo napisany. Środek tabeli miał być moim celem. Drużyny nie znałem jeszcze w ogóle, ale moja ambicja od razu podpowiadała mi, że będę chciał celować wyżej. Wszystko jednak zweryfikuje rzeczywistość oraz turniej.
A jak już o nim mowa, okazało się, że dostałem nawet możliwość wyboru jednego z trzech.
Bez większego namysłu wybrałem Trofeum Mistrzów. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że ewentualna wygrana da mi najmniejszą sumę finansową a turniej jest jednocześnie najtrudniejszy. Ale bez wcześniejszej analizy potwierdziłem już mailowo uczestnictwo. Po chwili zawołał mnie do siebie prezes i zapytał się o powód mojego wyboru. Starając się obronić swoje zdanie łamanym angielskim powiedziałem, że warto sprawdzić się z lepszymi drużynami, aby wiedzieć, nad czym trzeba popracować. Nie zawsze aspekty finansowe powinny brać górę – dodałem. Prezes z uśmiechem zaakceptował moją decyzję i powiedział, że daje mi kredyt zaufania i wierzy, że dam sobie radę.
Wróciłem więc do pokoju, usiadłem na krześle i pomyślałem sobie, że jakby tylko znał on prawdziwy powód wyboru tego turnieju. Aż wstyd było się przyznać, że wybrałem go tylko i wyłącznie ze względu na obecność polskiej drużyny. Moje patriotyczne serce od razu mi to podpowiedziało. Pomyślałem sobie, że fajnie będzie zmierzyć się z Górnikiem Łęczna.
Tę chwilę zadumy przerwał dźwięk otrzymanego maila. Okazało się, że organizator turnieju wysłał podział na grupy. I wiecie co… Górnik był w drugiej grupie co oznaczało, że nawet mogę z nim nie zagrać jednego meczu…
Super zaczyna się początek mojej przygody – pomyślałem.
Wybiła godzina 15 co oznaczało pierwsze spotkanie z nowym zespołem, ustalenie składu i ogólnie pojęte sprawy organizacyjne. Schodząc po schodach miałem mieszane odczucia. Z jednej strony wielka nadzieja, a z drugiej pech oraz problemy personalne, które ciągle miałem w głowie. Gdy wychodząc na boisko zobaczyłem czekających już zawodników pomyślałem „teraz albo nigdy”.