Porwanie Michela Houellebecqa - Klaudyna - 1 października 2014

Porwanie Michela Houellebecqa

Do powstania filmu Porwanie Michela Houellebecqa przyczyniła się prawdziwa historia. W 2010 roku ukazała się kolejna powieść francuskiego pisarza pod tytułem Mapa i terytorium. W trakcie promocji książki Houellebecq niezapowiedzianie zniknął z życia publicznego na 3 długie miesiące. Początkowo nikogo to nie zaskoczyło, gdyż pisarz znany jest z tego typu zachowań. Niepokój pojawił się dopiero wtedy, kiedy zaczął się nie wywiązywać ze swoich zawodowych obowiązków. Wszelkie próby kontaktu wydawcy czy agenta zakończyły się niepowodzeniem. Wówczas pojawiły się w prasie spekulacje, że być może Houellebecq został porwany przez Al-Kaidę ze względu na swoje antyislamskie wypowiedzi. Inni uznali zniknięcie pisarza za prowokację wykreowaną przez niego samego.

Guillaume Nicloux uzał, że historia warta jest scenariusza. Nakręcił film, w którym sugeruje widzowi, co zdarzyło się w trakcie zniknięcia pisarza, a główną rolę postanowił powierzyć samemu Houellebecqowi.

Pierwsze sceny filmu służą temu, by widz zapoznał się z życiem, jakie wiedzie pisarz. Niedbale ubrany, w przykrótkich spodniach snuje się po ulicach. Zaczepiają go fani, wdają się z nim w dyskusje. Spotyka znajomych, odwiedza przyjaciół rozprawiając o całkiem prozaicznych sprawach przy dużej ilości wypijanego wina i jeszcze większej ilości dymu papierosowego. Widz odnosi wrażenie, że w zasadzie nie ma tematów, które Houellebecqa by pasjonowały. Z takim samym opanowaniem i spokojem (znudzeniem wręcz) opowiada o remoncie mieszkania, jak i wzlotach i upadkach kultury. Pojawia się pytanie, czy autor skandalizujących wypowiedzi, uchodzący za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, rzeczywiście może być tak flegmatyczny? Na pomoc rutynie przychodzi trzech mężczyzn, którzy dokonują porwania. Lecz co to za porwanie! Zdaje się, że panowie nie mają żadnego planu, nie wiedzą również na czyje zlecenie działają. Pisarz zostaje wywieziony na wieś, do domu rodziny z polskimi korzeniami. Tam dostaje własny pokój, ulubione wino, papierosa na zawołanie, a nawet… dziewczynę.

Film niemal pozbawiony akcji i jej zwrotów toczy się własnym torem. Houellebecq konsekwentnie kreuje się na nieznośnego humorzastego staruszka,  który posługując się kalkami z amerykańskich filmów próbuje przewidzieć swoją przyszłość. Natomiast niezwykli porywacze za wszelką cenę chcą zaimponować pisarzowi, a to dostarcza kilku zabawnych sytuacji. Pozostaje również kwestia, kto zapłaci okup?

Porwanie Michela Houellebecqa filmem wybitnym nie jest, lecz nie można mu zabrać oryginalności i poczucia humoru. Reżyser i pisarz igrają nieustannie z widzami. W ciągu 90 minut trwania zastanawiamy się, w jakim stopniu mamy do czynienia z prawdą, a w jakim z wizją reżyserską. Z osobami publicznymi kłopot zazwyczaj polega na tym, że tak naprawdę nic o nich nie wiemy. Gazety czy portale internetowe przemycają nam mniej lub bardziej sprawdzone informacje, na podstawie których budujemy wizję konkretnych osób. Ktoś wydaje nam się sympatyczny, ktoś inny arogancki, a jeszcze inny odpychający. Co powinien myśleć widz, któremu przyszło obejrzeć produkcję filmową, gdzie ktoś gra samego siebie? Podobne myśli towarzyszyły mi podczas projekcji 20000 dni na ziemi (film Nicka Cave’a o Nicku Cave'ie). Nicloux twierdzi w wywiadach, że przedstawił 100% Houellebecqa w Houellebecqu. Z kolei sam pisarz mówi, że jest zupełnie inaczej. Szczerze mówiąc, wolałabym przyjąć tę drugą wersję.

Klaudyna
1 października 2014 - 12:07