Są takie książki, których czytanie sprawia wielką radość zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Mimo iż powstawały głównie z myślą o najmłodszych, dorośli również dali się im uwieść. W latach 50-tych XX wieku spotkało się w Paryżu dwóch panów – jeden był mistrzem słowa, drugi rysunku. Połączenie dwóch talentów powołało do życia Mikołajka i jego okropnie sympatycznych kumpli z klasy – Alcesta, Euzebiusza, Rufusa, Gotfryda, Joachima, Ananiasza, Maksencjusza, Kleofasa i innych. Rene Goscinny i Jean-Jacques Sempe czerpiąc z własnych doświadczeń z dzieciństwa, wykreowali wspaniały świat chłopięcych psot, kłótni, bijatyk, nieposłuszeństwa, lecz wszystko to w ramach wspaniałych przyjaźni, bo przecież kumple są najważniejsi. Poznałam tę gromadkę w dzieciństwie, ale dopiero mając lat 26 zaprzyjaźniłam się z nimi na dobre. Nic Wam to nie mówi? Serio? Cóż, może czas zatem poznać Mikołajka i niesfornych chłopaków?
Mikołajek jest głównym bohaterem opowieści, to z jego punktu widzenia poznajemy przygody najmłodszej klasy w szkole. Mikołajek jest jedynakiem, kocha swoich rodziców, jednak czasem przysparza im problemów, bo a to stłucze się wazon, piłka poleci tam, gdzie nie powinna, czasem jest się w marudnym nastroju, a czasem oceny nie są takie, jakie wymarzyliby sobie rodzice. Któż z nas nie zna tych problemów. Nasz bohater nie jest najlepszy w klasie, lecz nie jest też najgorszy. Nie bije się ciągle z chłopakami, choć bez wątpienia mu się to przytrafia. Mikołajkowi zdarza się płakać, gdy rodzice mu czegoś zabraniają. Biegnie wówczas do pokoju i krzyczy, że się zabije albo planuje ucieczkę z domu – wróci, gdy będzie już dorosły, bogaty, będzie miał samochód i samolot, i rodzice zawstydzą się, że byli dla niego niemili. Najlepszym kolegą Mikołajka jest Alcest, który jest bardzo gruby i ciągle je. Alcest ma kieszenie powypychane ciastkami, cukierkami, czekoladkami, kanapkami i czekoladowymi bułeczkami. Myślicie, że przynosi ich tyle do szkoły, by się podzielić z chłopakami? O nie. Alcest panicznie boi się, że może zgłodnieć. Dlatego w trakcie wszystkich przygód Alcest ma zajęte ręce. Zaś jeśli zdarzy się, że ktoś jedzenia go pozbawi... oj, biada. Oberwało się nawet panu Dubon (opiekunowi chłopców) - „Psiakrew, cholera! Nie ma pan prawa chodzić po moich kanapkach!” - krzyczał wówczas Alcest.
Są też inni koledzy. Gotfryd ma strasznie bogatego tatę, który kupuje mu wszystko, co ten tylko zechce. Euzebiusz jest bardzo silny i lubi dawać pięścią w nos, gdy inni mu się sprzeciwiają. Rufus to ten chłopak, którego tata jest policjantem. Maksencjusz bardzo szybko biega, ma bardzo długie nogi i brudne kolana, zaś Joachim ma małego braciszka. Kleofas natomiast najmarniej się uczy i ciągle z tego tytułu ma problemy. Jest jeszcze Ananiasz – pierwszy uczeń w klasie i pieszczoszek pani. Nosi okulary i w związku z tym nie można go bić. Chłopaki nie przepadają za Ananiaszem, bo on dla rozrywki chce się uczyć albo rozwiązywać zadania. Mikołajek zwykł mówić - „ten Ananiasz to wariat!”. Zdaje się, że takie bogactwo osobowości znajdziemy w każdej klasie bez względu na kraj, bez względu na czas. Zawsze się znajdzie jakiś przemądrzały Ananiasz lub Euzebiusz, który problemy rozwiązywałby tylko siłą.
Autorom rewelacyjnie udało się odwzorować dziecięce odzywki, nawyki. Wszystko jest „strasznie fajne” lub „okropnie fajne”. Chłopcy szybko podłapują od siebie pomysły, angażują się we wszystko całym sercem. Zazwyczaj to wielkie zaangażowanie przeradza się w kłótnie oraz bójki. Wówczas albo potrafią się ze sobą dogadać, albo idą obrażeni do domów. Kiedyś do ich klasy trafił Dżorż, chłopiec anglojęzyczny. Jego rodzice chcieli, by ich syn nauczył się francuskiego. Zdezorientowani chłopcy nie wiedząc czy zwracać się do nowego Dżordż czy Żorż, szybko wymyślili mu ksywę – Dżodżo. Postawili sobie cel – nauczyć Dżodżo nowego słownictwa. Uczeń okazał się bardzo pojęty i już na koniec dnia posługiwał się zwrotami typu – bałwan, błazen, ty wstrętny kłamczuchu, podły skarżypyta itp. Mikołajek przytomnie stwierdza, iż rodzice Dżodżo musieli pomyśleć, że ich syn przyswoił już wszystko co koniczne, by porozumiewać się po francusku, bo więcej chłopca do szkoły nie posłali.
Mikołajek z chłopakami spędzają każdą przerwę na boisku, po lekcjach bawią się zazwyczaj na podwórku. Ścigają się na rowerach, łowią kijanki, bawią się w kowbojów, zakładają Bandę Mścicieli. Kiedyś chcieli pograć z innymi chłopakami w piłkę, ale tatusiowie tak się zaangażowali w mecz, że w końcu sami wzięli się za rozgrywki. Czasem sprawdzają, jak to jest zapalić cygaro czy uciec z lekcji. I uwielbiają irytować pana Dubon, nazywając go Rosołem, gdyż pan Dubon zawsze mówi „spójrz mi w oczy”, a w rosole są oka!
Co urzeka w Mikołajku? Z pewnością zabawne przygody, bardzo bliskie światu każdego dziecka. Osobiście zachwycona jestem słownictwem, jakim posługują się bohaterowie. Ciekawe są również relacje świata dzieci i świata dorosłych. W szkole dorośli ciągle strofują, karzą, zwracają uwagę. W domu jest inaczej. Każdy ma swoje humory. Nigdy nie wiadomo, jak mamusia zareaguje na pomysły Mikołajka, nigdy nie wiadomo czyją stronę weźmie tatuś. Rzec można – jak w życiu, tylko nieco śmieszniej.
Mikołajek doczekał się ekranizacji. Boję się spotkania z filmowymi bohaterami, ponieważ nie chcę zatracić swoich wyobrażeń o chłopakach zmieszanych z rysunkami Sempe. Może kiedyś nadrobię.
Zatem... hejże wraz do księgarń, bibliotek i czytać! Okropnie, zachłannie czytać! Czytać sobie, chłopakowi, dziewczynie, dzieciom, wnukom, dziadkom. No bo co w końcu, kurczę blade!