Palo Alto - recenzja filmu w formie listu do Jamesa Franco - Klaudyna - 31 października 2014

Palo Alto - recenzja filmu w formie listu do Jamesa Franco

Drogi Jamesie Franco,

przyznaję otwarcie – mam do Ciebie słabość. Wykazuję tendencję do stawania w Twojej obronie. Zawsze staram się dojrzeć pozytywy w wybranej przez Ciebie roli czy też filmie. Zajmowanie się absolutnie wszystkim robi wrażenie. Tu malujesz, tam napiszesz artykulik do magazynu, tu zagrasz, tam wyreżyserujesz, a jeszcze gdzie indziej jesteś pilnym studentem, by za chwilę stanąć po przeciwnej stronie i nauczać. Godne podziwu, zwłaszcza kiedy robi się chłodniej, a mnie dopada jesienno-zimowa chęć wegetacji. Być może czas w Kalifornii biegnie inaczej – tego nie wiem, bo nigdy tam nie byłam. Jedno jest pewne – czas ma inny wymiar, kiedy jest się nastolatkiem – i tutaj już bez różnicy, czy jesteśmy w Kalifornii, czy w Koszalinie. Ja o tym wiem i Ty to wiesz. Do czego zmierzam? Obejrzałam film sygnowany Twoim nazwiskiem – Palo Alto. I nie będę tym razem stawała w Twojej obronie, bo naprawdę nie muszę.

W jednej z przeczytanych przeze mnie recenzji autor wyrażał wątpliwość, czy James Franco mógł napisać opowiadania o zwyczajnych nastolatkach, kiedy sam nie był zwyczajnym nastolatkiem? Trochę mnie to stwierdzenie rozbawiło. Gdyby każdy autor kryminału musiał popełnić zbrodnię, by o niej napisać, obawiam się, że nie czerpalibyśmy przyjemności z mrożącej krew w żyłach historii. Nie miałam okazji przeczytać Palo Alto – w Polsce książka ta nie została wydana, jednak po obejrzeniu filmu, obiecuję Ci, że po nią sięgnę.

Muszę przyznać, że dużo niezwykłości nagromadziło się w tym filmie, mimo całkiem uniwersalnej historii. Treść Palo Alto nie jest zaskakująca, jednak przedstawiona została z niebywałym wdziękiem. Cofamy się do czasów licealnych, kiedy próbowaliśmy odnaleźć samych siebie. Wydawało nam się wówczas, że jesteśmy dorośli, ale jednocześnie bardzo zagubieni i osamotnieni. Myślę, że wiesz, James, o czym piszę. Czułam więź z główną bohaterką, April – grzeczną dziewczynką, przykładającą się do nauki, należącą do dziewczęcej drużyny piłkarskiej. Wśród rówieśników dziewczyny szybko odnalazłam ze swojego grona znajomych odpowiedników nie do końca zrównoważonego Freda, zagubionego Teddy'ego, dziewczyn, które komplementują swój biust i tych, które płaczą, by wzbudzać u nauczycieli litość. Obraz uniwersalny, melancholijny doskonale przywodzi na myśl czas przeszły u (nie bójmy się tego słowa) dorosłego widza.

Co zajmuje młodzież z Palo Alto? Według mnie nieudolne naśladowanie dorosłych. Jednak skąd czerpać wzorce? Od rodziców żyjących w swoim świecie? Od tatusiów, marzących o kolegach synów? A może od pana trenera (sprawdzasz się w tej roli przerażająco doskonale!), który śni o dziewczętach z swej drużyny? Nikt tu jednak nie bawi się w morały. Zamiast nich wśród stonowanych kadrów, utrzymanych w kolorystyce starych zdjęć, reżyserka nieustannie puszcza oczko do widza zderzając psychiczną niedojrzałość z wrażeniem dorosłości bohaterów.

I docieramy do kwestii obsady. Nie wiem, jak to jest w świecie filmowym i kto wychodzi z inicjatywą zrobienia filmu. Jedno jest pewne – osoby z nazwiskiem Coppola są skazane na sukces. Powierzenie reżyserii i scenariusza rok młodszej ode mnie Gii Coppoli było strzałem w dziesiątkę. A obada aktorska? Wyśmienita! Wspomniałam już o znanych nazwiskach a zupełnie nieznajomych twarzach. Po projekcji wzięłam się za przekopywanie Internetu i jakąż niespodzianką było odkrycie tych rodzinnych konotacji! Odtwórczyni głównej roli, Emma Roberts (ależ ta dziewczyna jest elektryzująca!), jest siostrzenicą Julii Roberts. Poszukujący siebie Teddy to Jack Kilmer, syn Vala. Znalazła się również rola dla syna Michela Madsena oraz córki Andie MacDowell. Posiadając taką wiedzę, pewnie w wielu głowach pojawia się pytanie – czy młodsze pokolenie utrwali rodzinne nazwiska w świecie filmu? Nie wiem, jednak trzeba szczerze przyznać, że początkujący aktorzy zdecydowanie wzbudzają ciekawość, gdyż radzą sobie świetnie. James, mimo że tak naprawdę pojawiasz się w Palo Alto epizodycznie, pokazujesz nam swoją najsympatyczniejszą (tak sądzę, w końcu nie znam Cię) stronę. Wiem, że jedną z Twoich ulubionych książek jest Lolita Nobakova. Czy Pan B. to wersja light Humberta, czy to tylko dzieło przypadku?

Myślę, że Palo Alto to doskonała propozycja filmowa na jesienny wieczór. Zwłaszcza wtedy, kiedy chce się człowiek wprowadzić z refleksyjno-melancholijny nastrój. Podziękuj Gii w moimi imieniu za Palo Alto. Tobie zaś gratuluję, że miałeś swój udział w powstaniu tej filmowej perełki. A książkę już zamawiam!

Pozdrawiam i życzę niesłabnącej kreatywności,
Klaudyna Grabska

Klaudyna
31 października 2014 - 14:17