Skandynawskie kino jest dla mnie trochę jak azjatyckie (japońskie w szczególności) - unikalne. Norwedzy, Szwedzi, Duńczycy, mają naturalne atuty do kręcenia filmów głębokich, psychologicznych z wolną narracją i masą fiordów lub lesistych terenów w tle. Japończycy zaś, robią genialne horrory i mam wrażenie że ich taśma filmowa mimo rozwiniętej techniki, zawsze wygląda jak wyciągnięta z wody po tygodniowym moczeniu. Zgniłozielona trzeszcząca taśma rysująca na kolejnych klatkach, bliźniaczo podobnych bohaterów w klaustrofobicznych miejskich dżunglach. Dorzućmy małą ilość dialogów, wrodzoną alienację poszczególnych bohaterów i mamy świetne podłoże pod powolne najazdy kamery oraz klimatyczną acz znikomą ścieżkę dźwiękową, która wywołuje autentyczną gęsią skórkę. Ale temat kina regionalnego to nie był pomysł na ten wpis.
Tak więc wracając do Skandynawów, Duńczyków konkretniej. Zapoznałem się ostatnio z filmem Thomasa Vintenberga, błyskotliwym i ożywczym "Polowaniem". Scenariusz z założenia jest dość prosty - ot mała dziewczynka w przypływie gniewu i zbiegów okoliczności, wyznaje w przedszkolu, że jeden z pracowników "pokazał jej przyrodzenie". I tak rozpoczyna się lawina wydarzeń wymierzona przeciwko temuż jegomościowi. Pojawia się problem tak kontrowersyjny, jak dwie strony konfliktu o słuszność aborcji, czy eutanazji. Czy zaufać ślepo dziecku i jak się okazuje w dalszej części filmu, zniszczyć komuś życie? Czy też zignorować jego słowa i narazić się na...niepewność? Nie ma dobrego wyjścia z takiej sytuacji.
Polowanie pokazuje paranoje, która funkcjonuje już od dawna z kościołem katolickim w tle. A mówiąc paranoję, mam na myśli sceny, w których jedna z bohaterek rozdaje rodzicom ulotki z objawami potencjalnie molestowanego dziecka (koszmary nocne, moczenie łóżka...). Słyszałem ostatnio, że statystycznie 3 na 10 księży w Polsce to pedofile (i przeczytałem to w katolickim piśmie w moim kościele). A przecież niczym nowym jest też fakt, że na przedszkolankę w wydaniu męskim od razu patrzy się ze z góry upatrzonych pozycji (wiem, generalizuję, ale łapiecie sens). Zastanawiam się odkąd staliśmy się tak skrajnie wyczuleni. Przecież podobne bestialstwo, nie pojawiło się wraz z nadejściem XXI wieku.
Tragedia człowieka NIESŁUSZNIE oskarżonego o pedofilię jest tym większa im mniejszego społeczeństwa dotyka. Główny bohater "Polowania", to typowy mieszkaniec małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają a zakupy robią w jedynym dostępnym sklepie. Człowiek z takiego środowiska, raz oskarżony, już na zawsze pozostanie z piętnem na czole. Nigdy nie zazna anonimowości, nie ma gdzie uciec, jest powolnie wyniszczany psychicznie przez jedno małe kłamstewko, a raczej nieświadome słowa wypowiedziane przez głupiutkie dziecko. Nieistotne, czy zostanie uniewinniony, czy nie, zawsze znajdzie się ktoś przez kogo "polowanie na zboczeńca” nie skończy się.
Muszę także nadmienić, że nie bronię w tym wpisie psycholi którzy autentycznie dopuścili się takich zbrodni i generalnie sam byłbym i za kastracją dla nich. Zachodzę jedynie w głowie ile osób oskarżonych o pedofilię, faktycznie dopuściło się jej. A ilu tak jak w TYM PRZYPADKUzostało wrzuconych do tego zgniłego wora, ponieważ komuś się coś wydawało. Dobro dziecka, to niewątpliwie najwyższe dobro i trzeba stać na jego s
traży. Świadomość ludzka, w obecnym XXI wieku, jest jednak tak duża, że moim zdaniem sytuacje kontrowersyjne, pod względem winy, nie powinny być wyrzucane na światło dzienne i rozwlekane, wraz z rozprawami tydzień za tygodniem, we wszystkich mediach, dopóki nie zbada się sprawy bliżej. Z drugiej strony medalu, można by stwierdzić, jednak, że zdolny adwokat jest w stanie wyciągnąć z tarapatów nawet oczywistego pedofila. I bądź tu człowieku mądry.
„Polowanie” polecam z całego serca. Nie jest to arcydzieło (sam film oceniłbym na 7), natomiast temat jaki porusza i sposób w jaki dość dosadnie go przedstawia, sprawia że nie można przejść obok niego obojętnie. Spodziewam się, że ilu odbiorców tyle różnych opinii. Jestem ciekawy Waszych i zapraszam do kulturalnej dyskusji.