FNAF: Czyli wielkie zauroczenie na pewno nie grą - Zychovsky - 19 kwietnia 2015

FNAF: Czyli wielkie zauroczenie na pewno nie grą

 

Przyjacielska zgraja tylko czeka, żeby nas unicestwić


Wiele portali o grach huczało o Five Nights at Freddy's. Najlepszy horror mówili gracze, świetnie ukryta fabuła mówili inni zagrajmerzy. Kupiłem sobie ów tytuł celem zobaczenia tego NAJLEPSZEGO horroru. Osobiście mam dystans do horrorów, jako kinoman zdarzyło mi się obejrzeć nie jeden dobry dreszczowiec, a więcej widziałem tych kiepskich. Tak samo mam z grami, grałem w Amnezję, Outlasta, Among the Sleep i tym podobne. Za pierwszym razem nawet się łapałem, że antagoniści potrafili mnie przestraszyć, ale ich kolejne pojawienie się raczej stawało się mało miłym dodatkiem do oglądania jakiejś tam fabuły. Czym, więc dla mnie jest FNAF?


Pierwsza część, którą testowałem na własnym komputerku, była upośledzonym symulatorem inteligentnego wydawania energii na trzaskanie drzwiami. Kiedy nie wiedziałem co właściwie mam zrobić to nawet zląkłem się nagle wyskakującego na mój monitor misia,który w towarzystwie głośnego piłującego słuchawki dźwięku przeraził by każdego. Jak produkt był jeszcze świeżutki jak samochód z salonu i nie do końca wiadomo było co trzeba robić to można powiedzieć, że innowacyjny gameplay dawał poczucie bycia w dreszczowcu z lat 80. Statyczne obrazy, ciężki klimat były na plus, ale po pierwszej nocy w sumie znało się całą grę. Krótka, nie mającego żadnego znaczenia fabuła, podawana przez głos z tajemniczej słuchawki jest na tyle szczątkowa, że jakby mi ktoś ją opowiedział bez żadnych dodatków ze strony społeczeństwa to byłbym skłonny, że mówi o zwykłym nudnym dniu z życia naćpanego stróża z pizzerii.

W drugiej części wszystko jest ładniejsze i.... mniej straszne

Druga część, tym razem dla ludzi ze zwinniejszymi łapkami niż moje. Klikanie, klikanie, klikanie i jeszcze raz klikanie, trochę jak w CookieClikerze, tyle że zamiast przepysznych ciasteczek ładujemy kursorem w pozytywkę, żeby Puppet siedział w swoim pudełeczku, w maskę Freddy-ego, żeby nie dopadł nas żaden z Animatronów no i w latarkę, żeby zobaczyć czy ktoś nie stoi w korytarzu przed nami. Przednia zabawa, dla ludzi którzy uwielbiają dzielić swoja uwagę na sto rzeczy i liczyć, że w dalszych poziomach się coś zmieni. Po za jak zwykle rosnącą liczbą oponentów chcących nas wypatroszyć nie dzieje się nic nowego. Dodano kilka aspektów, jak wspomniana pozytywka czy niemiłosiernie irytująca postać Ballon Boy-a, którą chcesz zabić mimo że dzieli was bariera monitora. Usunięto z gry wspomniany prąd, bo nasze stanowisko pracy to teraz smutna recepcja, a my bronimy się chyba jedynie siłą woli, bo jesteśmy jednym z tych ochroniarzy z dużych sklepów spożywczych, których ostatnim atutem jest możliwość obronienia kogokolwiek w chwili zagrożenia. Klimat to ten sam ciężki, okrojony zlepek statycznych obrazów, który patrolujemy naszym czujnym wzrokiem. Podsumowując tą część, bardziej rozbudowana jedynka, z mniejszą dawką horroru, w końcu tym razem jedynie dziwne jest czemu Chicka ma zęby?!

Trójka przynajmniej ma klimat horroru

Trzecia część to chyba pastisz, tyle że ten prześmiewczy rodzaj wspomnianego stylu. Nie chciałem już nawet oglądać kolejnej części zmagań Włodka, dzielnego bezbronnego stróża z przestrasznymi potworami roznoszącymi na co dzień Pizze, ale usłyszałem iż nie ma tam już Włodeczka i nie ma animatronów jako takich, a klimat wygląda jak przygnębiający horror. Może w końcu uwydatnili to co najlepsze pomyślałem. Nie chciałem tracić cennego budżetu w razie jakby coś poszło nie tak, a i piracenie to nie moja mocna strona, więc zarzuciłem hasło na YouTube i znalazłem sobie dogodnego let's player-a, siadłem z piwkiem oraz pop-cornem i rozpocząłem seans. Otóż tym razem, Włodek stał się jakimś Januszem co to dogląda wszystkiego przed otwarciem wielce strasznego właściwie Bóg wie czego związanego z Pizzeriami z dwóch poprzednich części. Coś a la dom strachów z jednym jakimś tam potworem, chodzącym sobie po pomieszczeniach i chcącym zjeść naszego protagonistę. Oczywiście po raz kolejny pojechano schematem, zmieniono kosmetycznie gameplay, zamiast pozytywki mamy o to jakiś głosik chłopaczka, na który reaguje nasz oponent, zupełnie jakby miał niewłaściwe upodobania wobec dziecka, mamy drugi panel służący do re-bootu, ponieważ system kamer, dźwięku i wentylatorów został zaprogramowany na faksie przez fokę i jak nam padnie cokolwiek to sobie to resetujemy i nagle działa jak nówka sztuka. Jedyna co jest zaskakujące to jak nam padnie wentylacja to nawet lepiej, bo mamy halucynacje, które są bardziej straszne niż cała seria. Reszta jest podobna do pozostałych części gry.

Zaorałem, każdego FNAF-a, więc powinny się odezwać głosy, że ze mną jest coś nie tak, bo przecież tak świetnie odebrano tą grę w środowisku. Rzeczywiście w tej serii jest smaczek, nie chcę mówić nowy, bo dorabianie fabuły przez odbiorców nie jest niczym nowym. Przykładem mogą być spekulacje o KrainieGrzybów, ale wróćmy do Pizzerii. Otóż prostą grę indie, przez pewne i to naprawdę naciągane wydarzenia z gry, bo ciężko mówić o jakiejkolwiek fabule, wyniesiono do poziomu, produktu z drugim dnem. Kanał The Game Theorists poświęcił kilka odcinków na udowodnieniu, że FNAF ma fabułę bardziej rozbudowaną niż nie jeden poważny film. Prawda jest troszkę inna. Demagogia jest trochę jak manipulacja, ładnie opisane można sprzedać nawet i fekalia. Tak jest i z fabułą tej produkcji, nie ma jej podanej wcale, a to teorie, które teraz można rozpisywać na tomiszcza książek dodały pikanterii i przykryły tą całą prostą grę wygodnym kocykiem wielowektorowej fabuły wynikającej z jakichś pojedynczych kwestii gościa z telefonu. Otóż fabuła ma wyglądać tak, FNAF jest metaforą wydarzeń z Ameryki, kiedy przebrany za Animatrona morderca wkracza do pizzerii zabija pracowników i zostaje złapany. Nie chcę rozpisywać się gdzie to jest ukryte i tak dalej, ale patrząc się po jedynce bez tego całego Hype-a to musiałbym chyba biegać z lupą, żeby dopatrzeć się szczegółów tego typu. W drugiej i trzeciej części autor podchwycił pomysł i już umyślnie wciskał pewne detale. Widać po tym, że w jedynce ludzie zarywali noce by wynaleźć kolejne spoiwa, a w dwójce już nie wprost, ale podano je raczej dla bardziej spostrzegawczych.

Ja uważam, że fajnie kiedy gra ma drugie dno, ale ma je zrobione przez autora specjalnie i dane do wyszukania graczom, a nie jest ono dorobione do w sumie przeciętnego produktu. Koncept horrorowej pizzerii przywołuje mi na myśl lata 80. i kino z serii Attack of Killer Tomatoes, gdzie łączono pozornie dwie różne rzeczy i zamieniano je w pseudo-horror. Animatrony są dziwne i niepokojące, ale nie jakoś mega straszne, jedynie trzecia część daje ten dziki klimat zaszczucia. Bohater jest stróżem bez możliwości samoobrony, to zupełnie jak taksówkarz bez prawa jazdy, a nam przyjdzie się w niego wcielić. Gra jest ograna, przegadana i przetrawiona teraz wypadało by się jej pozbyć i zająć się poważnymi horrorami. 

Zychovsky
19 kwietnia 2015 - 23:23