Powrót z uderzeniem: John Romero od bohatera do zera - Zychovsky - 23 listopada 2015

Powrót z uderzeniem: John Romero od bohatera do zera

O to papo gier PC

Skąd pomysł na artykuł? Coraz rzadziej sięgamy do przeszłości. Stare gry stają się czymś co uważane jest za produkt dla odbiorców ze słabym sprzętem lub hipsterów świata elektronicznej rozrywki. Jednak w mojej opinii należy sięgać do takich tytułów, aby wiedzieć jakie korzenie mają nasze ulubione tytuły. Dzisaj przybliżę wam postać Johna Romero, ojca nowoczesnych gier komputerowych. Przykładu jak można ze szczytu spaść w odmęty zapomnienia.

DOOM Diabelnie Dobra Gra

Kim jest Romero? To tak jakby fizyka zapytać kim jest Einstein. Urodzony 28 października 1967 w Colorado Springs, Romero jest to współzałożyciel iD Software oraz projektant świętej trójcy gier komputerowych: DOOM, Quake oraz Wolfenstein 3D. Lata 90. były dla niego okresem kiedy stał sie dla młodzieży posiadającej komputery osobiste Bogiem. Innowacja pod postacią w pełni nowoczesnych FPSów oraz kontrowersje jakie wzbudzały prace Johna dały mu sławę światową, trąbiono o nim nawet w środowiskach bezpośrednio nie związanych z przemysłem elektronicznym. Mówiono, że Doom jest grą satanistyczną, nawołujacją do zła. Nawet takie opinie Romero podchwycił wrzucając słynne "To win the game you must kill me John Romero" puszczone od tyłu jako słowa Szatana na końcu Doom-a II. Gra nie stroniła od brutalności jak na tamte czasy, była z jednej strony arcydziełem, z drugiej zapalnikiem do dyskusji na temat: "Czy gry prokurują negatywne zachowania wśród dzieci i młodzieży". Drugi skandal na podobną skalę wywoła dopiero GTA III i Postal 2. Gdyby tego było mało DOOM i Quake posiadały możliwość gry w sieci co jak na tamte czasy było dosyć innowacyjne. Wolfenstein natomiast pozostaje do dzisiaj nazywany dziadkiem wszystkich shooterów. Co więc w tak dobrze naoliwionej maszynie mogło pójść nie tak?
 DAIKATANA

Daikatana czyt. Dajkaszana

O to odtwórca głównej roli w sztuce zwanej upadek Johna Romero. Pewnie zapytacie się czemu, ale jeżeli spojrzycie na screenshoty z tego tworu, możecie nie uwierzyć, że datę premiery przełożono aż o 3 lata, celem jej dopracowania. Daikatana światło dzienne ujrzała w 2000 roku czyli wtedy gdy premiery miały takie tytuły jak: Diablo II, Hitman: Codename 47 czy Deus Ex, a więc poprzeczka została postawiono dosyć wysoko. Romero miał znów zadziwić świat. W 1997 kolejny tytuł miał zrewolucjonizować przemysł, a to dzięki temu, że nieograniczony przez współwłaściciela John miał wolną rękę w studiu ION Strom. Przeszkodą okazało się doświadczanie, a raczej jego brak wśród świeżej ekipy projektującej Daikatanę oraz przestarzały silnik Quake-a, na którym musiano pracować. Na papierze jak i w rzeczywistości to się nie mogło udać. Przekładanie premiery, rosnące oczekiwania odbiorców oraz coraz silniejsza konkurencja nie pomagały i tak średnio zapowiadającej się produkcji ze stajni ION. Dnia 23 maja 2000 roku po trzech latach doszło do premiery zapowiedzianej w 1997 roku Daikatany. Gracze spodziewali się wszystkiego, ale raczej nie na tyle przestarzałej mechaniki, obskurnej jak na nowe millenium grafiki, upośledzonego AI oraz poziomów praktycznie nie do przejścia. Produkt Romero z miejsca okrzyknięto jednym z największych rozczarowań w historii elektronicznej rozrywki, fani Dooma czy Quake-a próżno szukali czegoś nowego w tym tytule. Daikatana miała się bronić innowacyjną współpracą gracza z towarzyszami kierowanymi przez komputer, lecz jak się okazało, nasi przyjaciele mieli mniej pod kopułą niż przeciwnicy i ginęli prawie na każdym kroku co skutkowało natychmiastową porażką. Dochodził do tego idiotyczny wręcz sposób zapisywania stanu gry, polegający na zbieraniu kryształów po ukrywanych na mapie dających dopiero możliwość zachowania postępów. Tak o to zaprezentował się twór po którym Romero ucichł na długie lata, produkując jakieś pomniejsze produkcje, a ION John opuścił po stworzeniu kolejnej raczej miernej gry w 2001 roku pod tytułem Anachronox o której raczej nikt już nie pamięta.

Quake, Doom, Wolfenstein te tytuły swego czasu stały na samym szczycie i to od nich czerpano inspiracje dla nowych produktów. To w Quake-a graliśmy w podstawówce na informatyce. Wolfenstein prekursor większości FPSów może i jest mi bardziej obcy, ponieważ nie miałem okazji grania na dłuższą metę, lecz świetnie bawiłem się w jego następce online czyli Enemy Territory. Zaś Doom-a ogrywam do dzisiaj po kilka razy, cały czas dobrze się bawiąc mimo uciekajacych przez palce lat. Ojciec tych tytułów sam sobie strzelił w kolano wydając grę, licząc że mit Johna Romero uratuje tonący okręt, lecz jednak ten twór poszedł z jego twórcą na samo dno.

Zychovsky
23 listopada 2015 - 17:15