Splinter Cell Blacklist: Chaos Theory w wydaniu w pełni Amerykańskim - Zychovsky - 25 kwietnia 2015

Splinter Cell Blacklist: Chaos Theory w wydaniu w pełni Amerykańskim

 

Wiele gier otrzymuje re-make, jeden udany inny mniej, ale zawsze jest to dobry zabieg dla samego oryginału, bo koniec końców ktoś wspomni o prekursorze. Może nie ożywi to i tak umierającego community starej produkcji, ale na pewno będzie to chociaż memoriał. Przy Blacklist warto się pochylić szczególnie po tym jak wyglądało Convicition i to kim został Sam Fisher w kolejnych odsłonach Splinter Cell-a. Trylogia z początków serii zakładała cichego agenta wywiadu, który niezauważenie wykrada ważne dane czy wykonuje inne równie tajne rzeczy. W Conviction do którego się odniosę, ponieważ przeszedłem go i w trybie Solo oraz w Co-op, zastąpiono szpiega raczej gościem ze służb specjalnych, który może wyeliminować cele, ma broń i nie boi się otwartej walki. Można powiedzieć, że Ubisoft próbował znaleźć między tym wszystkim złoty środek, a jak wyszło to mam nadzieję przybliżę wam w dalszej części tekstu.

Tryb Versus: Najlepsza rzecz w całym Chaos Theory

Otóż niedawno powróciłem do skradania się w Splinter Cell: Chaos Theory, wraz ze znajomymi od razu podchwyciliśmy pomysł, aby zagrać w Tryb Rywalizacji i pograć we czterech. Oczywiście jako nerwowy gracz, który jak mu nie wychodzi to lubi rozwalić ścianę czy monitor to prawie natychmiast unicestwiłem cały swój pokoik, ale mimo to ten tytuł każe mi wracać i próbować po raz enty się mierzyć z rolą szpiega, bądź najemnika. Tym którzy nie wiedzą co to Tryb Rywalizacji śpieszę z tłumaczeniem. Otóż naprzeciw siebie stają dwa duety, jeden Agentów ShadowNet, których celem jest sabotowanie celów pilnie strzeżonych przez parkę wynajętych drabów z ArgusPMC. Do dyspozycji obie strony mają pełen arsenał gadżetów. Najemnicy mają dostępne trzy rodzaje broni, a agenci mają Taser do paraliżowania swoich rywali. Poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko, a przeskoczyć ją jeszcze trudniej. Powód? Jak już zrozumie się jak działa mechanika i będzie posiadało się jako taką znajomość mapy to okaże się, że to co wygrywamy jako szpieg jest kwestią szczęścia, a trzeba mieć bardzo duże umiejętności, aby wykonać wszystkie cele w pełni profesjonalnie. Trzeba być cieniem samego siebie, uważać na miny przeciwników, zastawione na nas zabezpieczenia, które zaalarmują najemników, a Ci nie mają litości. Z drugiej strony jako ArgusPMC jeden błąd, jedna nieprzemyślana akcja i szala przechyla się mocno na stronę szpiegów i tak mocno, że nasza klęska to kwestia minut. Nie chcę wspominać o trybie solo, bo fabularna część rozgrywki to majstersztyk, który polecam sprawdzić każdemu.

Call of Duty: Splinter Cell

Przedstawiony wyżej tryb nie przetrwał próby czasu, gdyż próżno go szukać dalej, a zadomowił się w serii CO-OP. Czekałem i czekałem i jeszcze trochę czekałem, aż w końcu zapomniałem na co właściwe mi to. Zarzuciłem Splintera do czasów Conviction, kupiłem sobie wersję na X-BOX-a 360 i chwyciłem za swój dzielny pad, aby trochę się po skradać. Jakie było moje zdziwienie, gdy w trakcie samouczka dowiedziałem się że mogę strzelać do przeciwników, wykonywać egzekucję. Gdzie się podziała ten słynny mrok, ukrywanie się w cieniach, brak możliwości zabijania w otwartej strzelaninie? Czemu jestem komandosem, a nie szpiegiem?! Zostałem raczej dywersantem na tyłach terrorystów, który pozbywając się kolejnych celów toruje sobie drogę do wyznaczonego celu. Miałem krew na rękach setek istnień i dalej moje imię brzmiało Sam Fisher, któremu wręcz nie wypadało zabijać. Do fabuły się nie przyczepię, bo wiele nie warto wymagać od gry akcji. Otoczka graficzna bardzo przyjemna dla oka, a i z całą mechaniką gry wszystko było w porządku, intuicyjne sterowanie, duża interakcja z otoczeniem, dobrze oddany klimat agenta służb specjalnych. Z tym ostatnim mam problem, nazwisko Fisher zobowiązuje tak jak imię Garrett. Jeden to szpieg drugi to złodziej. Co prawda bohater serii Thief, aż tak nie ucierpiał w czwartej odsłonie swoich własnych przygód, ale z szpionem już tak nie było. Lepiej dla Conviction byłoby gdyby nie było Splinter Cell-em, bo wtedy mógłbym powiedzieć: najlepszy symulator agenta służb specjalnych, a tak to czuję nie smak.

Można powiedzieć: Good Job Ubisoft

Następnie długo znów nie tykałem tej serii siedząc sobie i grając w inne tytuły, lecz niedawno odezwał się Blacklist i kazał mi grać w siebie. Kolejna część życia Fishera tym razem przedstawiona w tak pogmatwany sposób, że ledwo wiedziałem czy to kolejny Conviction czy hołd dla Chaos Theory. Samouczek, aż zajeżdżał znów symulatorem komandosa, do tego stopnia, że chciałem już się poddać, ale dałem grze szanse. Pierwsza misja w Libanie, której szczegółów nie zdradzę, bo są megatajne i megaważne, jest najbardziej dziwnym pomieszaniem szpiegowania z zabijaniem jaki widziałem. Dostajemy możliwość ostrzeliwania przeciwników z broni palnej co na końcu misji jest punktowane jako ranga Assalut, dla odmiany jeżeli po cichu zabijemy przeciwnika to punkty idą na konto stylu Panter, a nie zabijając i będąc nie zauważony oceniani jesteśmy jako Ghost. Po za wątkiem głównym, który nadaje kształt fabule, mamy rozwinięty rodzaj personalizacji uzbrojenia, po wykonaniu danej misji dostajemy fundusze, które możemy wydać na całe spektrum wyposażenia. Od gadżetów po ubiór, a w trybie multiplayer, o którym zaraz można dokupywać bajery do swojej postaci. Po za fabułą, możemy robić misje poboczne, które aż pięknie nawiązują do poprzedniczek, jakiekolwiek wykrycie kończy się fiaskiem misji, a do realizacji mamy kilka pilnie strzeżonych celów. Taki koktajl serwuję nam singleplayer, który wywarł na mnie równie zmiksowane wrażenie, ale Ubisoft przywrócił tryb Versus.

Zabawa multiplayer, jest już inną parą kaloszy... Wspominana Rywalizacja wygląda dziwnie, o to wcielamy się znów w szpiega, który tym razem ma ze sobą jeden gadżet i arsenał broni i ma za zadanie shackować terminal po czym siedząc cały czas w strefie na około komputera utrzymać proces pobierania danych. W kwestii najemników nie zmieniono za wiele poza dużym spektrum pukawek i gadżetów. Gra przypomina bardziej tryb gry take and hold. Trochę to smutne, bo w Chaos Theory całą innowacją był fakt, że wygrywał spryt po stronie szpiegów, a strategia po stronie merców. Versus niestety nie jest mocną stroną, a raczej fajnym dodatkiem w który można nawet się dobrze bawić, ale na dłuższą metę jest trochę zbyt dynamiczny.

Czy polecam Blacklist? Odpowiem twierdząco, mimo swoich wad, strasznego przesytu, stylu amerykańskiego filmu i średniego trybu versus, można się wciągnąć w świat Splinter-a. Przy misjach pobocznych jest całkiem ciężko i stają się one wyzwaniem dla gracza, a fabuła to dobrze nakręcony film, który mam zamiar dokończyć jak najszybciej, ale za każdym razem wolę jednak odpalić coś spoza wątku głównego i się poskradać. Podsumowując, dobry produkt w, nie najgorszej cenie i dobrym gameplay-em. Teraz muszę was przeprosić, bo pora okraść kilku muzułmanów z przepisu na przepyszny kebab to zadania dla Sama „Zycha” Fishera!

 

 

Zychovsky
25 kwietnia 2015 - 21:42