Zygmunt Miłoszewski - Domofon - Opinia o książce - qGard - 5 maja 2016

Zygmunt Miłoszewski - Domofon - Opinia o książce

Gdy usłyszy się stwierdzenie "książkowy thriller", myśli się automatycznie o książkach Stephana Kinga. Po nieco dłuższym namyśle, można jeszcze wezwać Mastertona, chociaż jego książkom bliżej do horroru. Jednak nie na tej dwójce kończą się autorzy. Jak to powiedział kiedyś jeden klasyk "Polacy nie gęsi i swój język mają". Mamy autorów thrillerów dla przykładu Kotowski i jego "Krew na Placu Lalek" albo debiutancką powieść Zygmunta Miłoszewskiego jaką jest "Domofon". Ja osobiście z autorem styczności nie miałem żadnej. Wiedziałem, że takowy istnieje, gdzieś tam o nim usłyszałem, głównie za sprawą filmów na podstawie jego książek, przez co tym bardziej unikałem autora (Polska kinematografia mnie w dużej mierze przeraża). Dopiero gdy moja rodzicielka wcisnęła mi do rąk książkę Miłoszewskiego ze stwierdzeniem "Ty takie lubisz",  pomyślałem, że sprawdzę, choć z początku pachniało mi tutaj pułapką. Okazało się jednak, że jest nieco lepiej, a później wyszło, że nie tyle co da się to czytać, ale nawet jest całkiem fajne.

Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście, zawsze bałem się domofonów. Takie to dziwne urządzenie, trzeba nacisnąć i czekać aż ktoś odpowie. A bądźmy szczerzy, zawsze był ten stres, że się źle zadzwoniło, albo, że odbierze nie ta osoba na którą się liczyło. A zastanawialiście się, ile głosów, ile ludzi dziennie korzysta z jednego domofonu? Jakie są rozmowy? To ciekawe muszę przyznać, jednak fabuła tego tytułu rozbija się nie na samym domofonie co raczej na całym bloku. Historię oglądamy z perspektywy kilku osób, dla mnie to mały minus, nie lubię aż takiej różnorodności. Mamy Agnieszkę i Roberta, młode małżeństwo z małej wioski szukające przyszłości w wielkiej Warszawie. Wiktora, dziennikarza śledczego, który w pewnym momencie wypił o jeden kieliszek za dużo i teraz to jest jego zajęciem, oraz Kamila, młodego zbuntowanego. Wszystkich bohaterów łączy jedno, wszyscy mieszkają w jednym z bloków na Bródnie. Mogło by się wydawać, że jest to jeden ze zwykłych bloków zbudowanych za PRLu, by żyło się lepiej. Jednak dla Agnieszki i Roberta, sama przeprowadzka do nowego mieszkania była dość makabryczna, ciężko mi sobie wyobrazić, że właśnie wnoszę kartony ze swoimi rzeczami, a nagle słyszę krzyk a zaraz potem znajduję odciętą głowę, wyobrażam sobie już jakbym się zachował. Jednak to nie koniec ciekawych niespodzianek czekających na naszych bohaterów. Bo okazuje się, że ten blok skrywa nieco więcej tajemnic, które z resztą muszę przyznać, że są dość ciekawe. W trakcie czytania, wystraszyłem się raz porządnie, bo choć książka jest ogólnie dobra, to budowanie napięcia wychodzi jej o wiele lepiej. Potrafiły być momenty i opisy sytuacji w których wystarczyła chwila skupienia, by móc "na własnej skórze" odczuć, to co się dzieje z bohaterami. Miejscami czuć, może nie inspiracje, ale klimaty Kinga, bo mamy do czynienia z mocą nadnaturalną, która czyha na naszych bohaterów. W późniejszych wydarzeniach wszyscy mieszkańcy bloku zostają zamknięci, wtedy następuje ten moment gdzie fabuła zaczyna się rozkręcać.

Źródło: Polityka.pl

Przyznam, że nie dziwie się, dlaczego po debiucie którym była powieść z gatunku thriller, autor zmienił swój target na kryminały. W trakcie książki, pojawia się jeden wątek, wątek powiedziałbym bardzo kryminalny, który wyszedł autorowi bardzo fajnie, powiem więcej, on podobał mi się w tej książce najbardziej, górując nawet nad świetnie budowanym klimatem. Co prawda, nie wiem jak autor radzi sobie z dłuższym tworem z podgatunku kryminału, lecz krótka wersja zamieszczona w tej książce, radziła sobie odpowiednio dobrze. W trakcie czytania natrafiłem również na kilka drobiazgów psujących mi przyjemność z czytania. Jednym z nich na pewno będzie to, że autor nie wiedział chyba dla jakiego przedziału wiekowego pisze tę powieść. Wydaje mi się, że w wieku prawie 30 lat, celowanie w odbiorcę, który będzie pisał maturę to nie jest do końca dobry strzał. Zdaje sobie sprawę, że jednym z bohaterów jest właśnie 18 letni Kamil i czytający mógłby spróbować się z nim utożsamić, jednak nie było to dobre zagranie. Bo sama próba pisania dla młodzieży, nie jest niczym złym jednak problemem się staje gdy autor nie czuje tego "flow". Bo ja sam, mając nieco więcej niż naście lat, czułem się zażenowany żartami, które miały by trafić w "młodzieżowych" czytelników. Wolałbym nie psuć wam zabawy ze znajdywania takiego stworka, ale autor "żartując" sobie i wypisując stwierdzenie bohatera w stylu "bardzo się boje, ale jednak jest coś co chce mi się bardziej, czyli skorzystać z WC" troszkę sobie strzelił w stopę.

Źródło: blogspot.com

Kolejną bardzo ważną sprawą jest niesprawne wprowadzenie czytelnika w cały świat, wprowadzenie było dość nudne i przesadzone. Jednak najgorszym z grzechów tego autora na pewno było zakończenie, gdy człowiek już dostaje ładny zastrzyk emocji, ciekawe rozwinięcie wątków, przymyka co prawda oko na "żarty", a tutaj nagle niczym Filip z konopi, atakuje nas zakończenie, które było złe. Tutaj muszę stwierdzić, że autor nie potrafi kończyć. Nie wiem jak to jest w późniejszych jego dziełach, ale swój debiut zakończył bardzo poniżej normy. Można było się spodziewać więcej po całości, która szczerze powiem, była nie tyle znośna. co nawet ciekawa. Zwłaszcza cały wątek Wiktora, który wydaje się najlepiej wykreowaną postacią. Biorąc pod uwagę fakt, że bardzo rzadko zabieram się za książki Polskich twórców, gdzie książka jest z pod innego gatunku niż fantastyka, to w wypadku "Domofonu" Miłoszewskiego się nie zawiodłem. Spodziewałem się tytułu, który nie da mi spokoju i będzie się ciągnął mozolnie ku końcowi, a dostałem bardzo ciekawy thriller wraz z bardzo klimatycznym kryminałem polanym sosem horroru. W gruncie rzeczy, polecam przeczytać, choć nie nazwałbym tej książki "must read".

qGard
5 maja 2016 - 10:32