Tytuł może się wam wydać nieco kontrowersyjny, ale jeszcze do niedawna miałem dokładnie takie myśli. Wiecie, seria Harry Potter to książki bardziej skierowane do młodzieży, a przestałem się jakiś czas temu czuć młodzieżowo, bodajże wtedy gdy zacząłem płacić za mieszkanie. Nie o tym jednak mowa. Znałem historię Pottera, bo widziałem wszystkie filmy. Na początku wraz z całą klasą, a później, gdy miejsce gdzie się uczyłem przestało mi organizować wycieczki do kina, musiałem na własna rękę się tam wybrać. Czułem taką małą wewnętrzną potrzebę obejrzenia wszystkich części. Po zakończeniu ósmego seansu stwierdziłem, że to w sumie tyle jeśli chodzi o przygody z Harrym Potterem. Pewnie kiedyś obejrzę raz jeszcze filmy, ale to już zakończona historia. Jednak podczas jednego z konwentów miałem nie do końca miłą przygodę z wiedzówką z tego właśnie uniwersum. Przeraziło mnie, że na pytania, do których wszyscy przylepiali łatkę “super łatwych”, robiłem wielkie oczy. Myślę, że gdyby nie fakt, że moja dziewczyna proponowała bym zapoznał się z książkową wersją, to nigdy nie myślałbym tak pozytywnie o tej serii. Przeczytałem w życiu kilka książek, przez co założyłem sobie, że książki napisane przez kobiety to nie są książki dla mnie. Dlatego też miałem większe opory do zabrania się za serię napisaną przez panią Rowling.
Zacząłem grzecznie, od pierwszej części, tej najbardziej dziecinnej, bo w końcu bohater lat ma jedynie 11, czyli można było spodziewać się infantylnej lektury. A tutaj dostałem książkę, która została napisana inaczej niż kobiety w zwyczaju mają, ba, książkę, która aż tak infantylna nie była (nie zamierzam przybliżać komukolwiek fabuły tej serii, wydaje mi się, że ludzie którzy nigdy nie mieli okazji chociażby widzieć jakiegokolwiek filmu i tak znają założenia fabularne). Pierwsze co zaatakowało mnie w "Kamieniu Filozoficznym" był na pewno warsztat. Dla mnie warsztat ma większą rolę często niż fabuła, bo nawet prosta, przewidywalna historia wraz z dobrym warsztatem potrafi się bardzo przyjemnie czytać. Dlatego to, co zobaczyłem, mnie zszokowało. Do tego fakt, że książki, które wychodzą z pod pióra kobiety, to przeważnie tytuły przepełnione porównaniami, opisami przeżyć, zapełnione "ochami" i "achami". Tutaj jednak bez większych problemów przebrnąłem przez pierwszą część. Głównym plusem czytania książki był fakt porównywania sobie z tym co pamiętało się z filmów (za to wiem, że oglądanie filmu na podstawie książki, którą się wcześniej przeczytało to często samobójstwo). Zmiany choć w pierwszej części jedynie kosmetyczne, były i to znaczące. Po skończeniu pierwszego tomu, zabrałem się za inne książki, chciałem sprawdzić, czy mój gust się zepsuł, że tak dobrze myślałem o pierwszej części cyklu. Jednak po przeczytaniu innych tytułów, nie zmieniło mi się podejście do tej serii, zdecydowałem w takim wypadku iść w zaparte, że to tylko fakt sentymentu do filmów i moich dziecięcych pragnień (w końcu facet nigdy nie przestaje być dzieckiem).
Po niedługim czasie powróciłem jednak do cyklu zabierając się za "Komnatę Tajemnic", a tutaj się okazało, że było jeszcze lepiej, więcej zmian w porównaniu do filmu, bardziej mroczne, mocniejsze zapoznanie się ze światem. Jak w pierwszej części akcja była nierówna, bo początek był mozolny i długi, szkoła nieco szybciej i nie do końca dokładnie, tak zakończenie to był wyścig z Usainem Boltem. W drugiej części, było nieco więcej szkoły, uważam, że to zagranie było bardzo rozsądne, bo autorka zabawiła się nieco z dzieciaków, pokazując im dokładnie to samo co mają na co dzień w szkole, ale z ciekawymi lekcjami, magią, stworami. Mnie za to uderzył sentyment do szkoły, bo bądźmy szczerzy nikt nie lubi chodzić do budynku, w którym trzeba siedzieć i się uczyć, ale gdy tego nagle zabrakło, to w sumie dobrze się to wspomina. Czytając książki jedna po drugiej w nie za długim czasie, zauważa się wiele smaczków. Chodzi mi głównie o to, że autora zaplanowała sobie bardzo fajnie książkę od samego początku. Rzeczy pojawiające się w pierwszej części, mają znaczenie w szóstej albo siódmej. Bardzo lubię takie zagrywki, bo pokazują, że autor, czy w tym wypadku autorka, bardzo dobrze przygotowała się do tego co chce napisać. Nie była to seria, która powstawała przez lata, tylko wszystko było już w głowie autorki przy pierwszej części. To też mocno zagrało na moich uczuciach jeśli chodzi o czytelnika.
W trakcie czytania kolejnych książek z serii, można zaobserwować to, jak ładnie autorka rozwija postacie, tworzy ich charakter, buduje relacje. Co najważniejsze widać, jak wiele rzeczy przemyca do książki takich jak feminizm, rasizm, gry rządowe, niewolnictwo, nadużywanie władzy. Co prawda wszystko jest bardzo grzecznie przekazane i w żadnym wypadku nie wypala oczu. Jednak nie można stwierdzić, że to jedynie moje domysły, bo to jest, i choć subtelne, to ciągle widoczne. Z jednej strony młody czytelnik może być spaczony jej ideologią, ale z drugiej strony, autora starała się wszystko przekazać w taki sposób by tworzyć "lepszych ludzi", bo jej podejście do wyżej wymienionych zawsze kontrowersyjnych tematów było bardzo dobre. Oczywiście to bardzo wydumana teza i takie mocne zejście z tematu, jednak w jakiś sposób to też urzeka. Z samą serią mam w sumie dobre wspomnienia, przeczytałem ją dość sprawnie, choć niektóre części sprawiły mi więcej problemu niż inne. W całym jednak rozrachunku jestem zadowolony, że jednak, po kilku ładnych latach, zabrałem się za tak popularną serie i na własne oczy zobaczyłem, że nie są to przekoloryzowane stwierdzenia jakoby ta książka należała do dobrych tytułów. Przez całość autorka wszystko łączyła w dobry sposób, jednak w pewnym momencie nie dawało mi spokoju kilka małych drobiazgów. Bo wplątanie świata magii w nasz realistyczny świat, to z jednej strony bardzo, ale to bardzo fajny zabieg, tak z drugiej strony odczuwałem kilka niedociągnięć, jeśli chodzi o ten świat. Nie chce jakoś bardzo wtykać informacje, które nie dawały mi spokoju w ten tekst, więc ograniczę się jedynie do jednego stwierdzenia a faktu, gospodarki i ekonomii. Nie trzyma mi się to do końca całości gdy, świat czarodziei jest tak mały.
Okazało się nagle, że odczuwam małą pustkę i czym bliżej byłem zakończeniu, tym bardziej pustka się powiększała. Jednak każdy czytelnik zna to uczucie, uczucie skończonej serii. W pierwszej chwili po zakończeniu stwierdziłem, że przeczytałbym coś jeszcze, zaraz później czułem w ustach niesmak po zakończeniu serii. Za dużo niedopowiedzeń moim zdaniem, jeśli chodzi o sam epilog. Z jednej strony to bardzo dobrze zakończony cykl ale z drugiej można odczuć, że poświęcenie dziesięciu albo dwudziestu stron na wyjaśnienia niektórych spraw związanych z bohaterami, to nie byłaby zbrodnia. Tak więc z człowieka, który książki Harrego Pottera stwierdził nigdy nie czytać, stałem się człowiekiem, któremu po przebrnięciu przez książki coś brakuje, chciałby więcej, a co najważniejsze - zaczął szanować tę serię. Tak więc, nic tutaj już po mnie, teraz pozostało mi czekać na "Przeklęte Dziecko", a do tego czasu biorę swoją różdżkę w dłoń (nie tą o której czytelniku pomyślałeś) i idę straszyć mugolaków.