Tekst zawiera spoilery
Niewiele jest naprawdę filmów, książek, a zwłaszcza gier, które wywołują we mnie uczucie błogości, nie, to złe słowo, może użyje z angielskiego heartwarming. Dziwnym wydaję się fakt, że grą tą jest Cryostasis Sleep of Reason, horror z gęstą atmosferą i mroźnym krajobrazem. Zabawne, że horror wprowadza w takie wspaniałe uczucie, to jest doskonały kontrast, który tak umiejętnie wykorzystali scenarzyści.
Wielu recenzentów zarzuca ME, że nie posiada ona fabuły. Na pierwszy rzut oka faktycznie tak jest, ledwo zarysowana linia fabularna udająca thriller polityczny, która ma za zadanie skleić zdarzeniowo kolejny bieg. Moim zdaniem jednak nie tak powinno patrzeć się na ME. Domeną tej gry jest obraz i przez niego trzeba dotrzeć do fabuły. ME przypomina pod tym względem, także graficznym, komiks; epizodyczność, kolorystyka, niedomówienia itd.Przytoczę tylko moją ulubioną scenę, na którą mogę patrzeć godzinami. Na początku rozdziału „Ropeburn” znajduje się niewykończone piętro i kawałek ściany pomalowanej na czerwono, oświetla ją lampa, a drobinki kurzu błyszczą unosząc się w powietrzu.
Gra bardzo często sugeruje, że to my jesteśmy Adamem. Kamera za jego plecami zbliża się do głowy i przechodzi w tryb pierwszoosobowy. Imersja w świat i sposoby wpływania na decyzje Jensena zostały zaburzone wizytę w jego mieszkaniu. Po raz pierwszy uderzyło mnie uczucie wtargnięcia w czyjąś prywatność w wirtualnym świecie.
Wiele złego przeczytałem o nowej odsłonie Kane & Lynch, w końcu sam postanowiłem to sprawdzić. Gra jest fatalna, poniekąd monotonna, sam akt strzelania, że się tak mądrze wyrażę, jest nieprecyzyjny i niedopracowany, a skoro spędzamy na nim całą grę może irytować. Fabuła praktycznie nie istnieje, ale do tego powrócę, bo ma to pewien dziwny haczyk w sobie. Jak na dzisiejsze standardy gra jest przeciętna tj. cover based shooter bez żadnych rewelacji, a może nie do końca?
Odnoszę wrażenie, że motywem przewodnim Syberii są marzenia, chęć ich spełnienia, ich zbawienna moc, powrót do nich po latach ciężkiej rzeczywistości. Wiele postaci drugoplanowych nosi w sobie klęskę i ciągłe marzenia o dawnej chwale.
Nie odczuwam potrzeby kreślenia uczonego traktatu o Machinarium. Wolę próbować je opowiadać, bo można to robić na różne sposoby: jako historię miłości w nowym wcieleniu sztucznej inteligencji; jako opowieść o determinacji; jako pochwałę piękna zardzewiałego detalu i pokrętnej technologii; jako traktat o nowo rodzącym się życiu wypełzającym spod biologicznej katastrofy. Najważniejszą jest jednak opowieść o delikatności.