Wiele złego przeczytałem o nowej odsłonie Kane & Lynch, w końcu sam postanowiłem to sprawdzić. Gra jest fatalna, poniekąd monotonna, sam akt strzelania, że się tak mądrze wyrażę, jest nieprecyzyjny i niedopracowany, a skoro spędzamy na nim całą grę może irytować. Fabuła praktycznie nie istnieje, ale do tego powrócę, bo ma to pewien dziwny haczyk w sobie. Jak na dzisiejsze standardy gra jest przeciętna tj. cover based shooter bez żadnych rewelacji, a może nie do końca?
Grafika, a raczej filtry i prowadzenie słabej jakości kamery w trybie „shaky cam”. Ta stylistyka naprawdę się sprawdza, mieliśmy z nią do czynienia np. w Manhuncie, ale nie była ona nigdzie do tej pory tak konsekwentnie prowadzona. W K&L 2 towarzyszy nam bez przerwy i można przy tym zaobserwować kilka ciekawych efektów; źródła światła rozciągają się pionowo jak przydługawe prostokąty, nagość i brutalność zakryta pikselami, gdy chowamy się za osłoną dym wzbija się od kul, sięga rogu zamieniając się w szare piksele imitując słabą jakość focusu. Choć grafika do najpiękniejszych nie należy, to właśnie dzięki tym całkiem powszechnym zabiegom (całe kino ostatniego dwudziestolecia), gra nabiera koloru, wizualnego pazura, którego chcemy obejrzeć do końca. Przed każdym ładowaniem widzimy znajomy znaczek bufforowania się wideo z Youtube’a. Tak też wygląda cała gra, jakby ktoś na żywo ją transmitował (może stremował lepszym słowem). My jesteśmy tylko uczestnikami całych wydarzeń, znamy opowieść tylko od strony trzęsącego się obiektywu, więc ciężko wymagać spójności fabuły. Bardzo często akcja jest jakby pocięta w montażu, „traci przytomność” i zmysł postrzegania wraz z bohaterami. Jeżeli skojarzymy to z konwencją azjatyckiego filmu gangsterskiego (nie do końca celny przykład, ale wczesny filmy Kar Wai Wonga brały tą konwencje gangsterską , aby pokazać samotność jednostki w molochu miasta) to ujrzymy do czego zmierza K&L2. Youtube’owy charakter zbliża i wyzuwa z uczuć, bo to gdzieś indziej, ale ja mogę „widzieć”, nie „czuć”. Może istnieje problem odbioru obrazu w grach, bo nie skupiamy się na nim zbytnio, po prostu jest.
Cała ta stylistyka jest tylko narzędziem do pokazania czegoś, hmmm…, więcej? Zatłoczone, malutkie ulice Szanghaju, ogromne ubóstwo ukrywane panoramą Lujiazui oraz wieżami World Financial Center i Jin Mao. Podczas naszej wizyty przyjdzie nam zwiedzić nielegalną szwalnie jeansów, wspomniane uliczki, obskurne hotele, walące się bloki, w których mieszkają setki tysięcy ludzi. Obraz jest szary, brudny, byle jaki, i jednocześnie neonowy, kuszący, ale iluzoryczny podporządkowany przepływowi pieniądza, niekoniecznie legalnego. Bardzo przygnębiająca wizja świata trzeba przyznać. Jakby historia Kane’a i Lynch’a schodziła zupełnie na drugi plan.
Ta atmosfera właśnie pchała mnie naprzód. Dziwny zamysł zrodził się w umysłach scenarzystów, grafików i producentów, zrobić „złą grę”. Obrzydliwą, niegrywalną, męczącą, ale hipnotyczną, nie pozwalającą odwrócić wzroku od nieprzyjemnego obrazu. Jako gra K&L2 jest fatalnym przeżyciem, ale jeżeli idzie o wrażenie estetycznej brzydoty, to trudno będzie znaleźć coś bardziej irytującego i przygnębiającego.