Nie odczuwam potrzeby kreślenia uczonego traktatu o Machinarium. Wolę próbować je opowiadać, bo można to robić na różne sposoby: jako historię miłości w nowym wcieleniu sztucznej inteligencji; jako opowieść o determinacji; jako pochwałę piękna zardzewiałego detalu i pokrętnej technologii; jako traktat o nowo rodzącym się życiu wypełzającym spod biologicznej katastrofy. Najważniejszą jest jednak opowieść o delikatności.
Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z Amanita Design, była to halucynogenna podróż przez Samorost, a po jej ukończeniu nie mogłem się doczekać jej kontynuacji. Machinarium jest szczytowym osiągnięciem studia, strach myśleć, co mają jeszcze w zanadrzu, chociaż ciężko będzie im przebić arcydzieło. Machinarium stworzyło siedmiu programistów, ich budżetem było tysiąc dolarów wyłożone z własnej kieszeni oraz wyobraźnia, która nie zna granic. Efektem jest chyba najpiękniejsza gra przygodowa w historii gatunku prosto z ojczyzny Karela Čapka.
Tła, tak, czasem wpatrywałem się w nie długo podziwiając każdy szczegół; rdzę, poręcz - jakby tylko stworzoną lekkim pociągnięciem ołówka, cztery żarówki z nikłym światłem, popękane płytki w kanale z sieciami żyłek, stalową oranżerię, w której technologia i natura znalazły w końcu porozumienie, żarząca się i gasnąca lutownica, wiatr porywający parasolkę, ogromna, zszarzała metropolia, refleksy światła prześwitujące kulistymi oknami w recepcji hotelu, padające na trofea mechanicznych zwierząt wiszących na ścianie. Niektóre tła kojarzą mi się z obrazami Beksińskiego, ale w Machinarium jest wręcz odwrotnie, od tego całego świata bije jakieś ogromne ciepło, harmonia mechanicznego wiarygodnego świata, której będziemy świadkami, harmonia, którą będziemy musieli zwrócić. Lubię patrzeć na tła, pragmatyzm i celowość urządzonego na nowo świata, który faktycznie żyje własnym życiem, sprawia autentyczne wrażenie spełnienia.
To ciepło jednak nigdy nie przejawiłoby się gdyby nie istniał nasz blaszany protagonista, którego poznajemy dosłownie w kawałkach. Uwielbiam patrzeć jak niezdarnie odrywa magnes, który przyczepia mu się do głowy, wciąga sznurek jak nitkę spaghetti, połyka każdy przedmiot w swoje wnętrze. Na początku swej podróży niezdarnie upada z każdej wysokości, aby później zadziwić finezją i gracją ruchów, od wspinaczki, po zjazd na poręczy, aż w końcu salto, jakby dorastał w swej podróży nasz blaszany homo viator. Moje zagapienie się w tła przerywały jego wspomnienia o kąpieli w beczce oleju razem ze swoją ukochaną, tort usiany świecami samochodowymi, które delikatnie wkładała mu do zimnych stalowych ust… Krata stojąca na drodze ich zjednoczenia została pokonana przez podanie sobie dłoni i krótkie spojrzenie… . Te kilka scen naprawdę mnie poruszyło. Nasz budzący sympatie heros przynosi ład do miasta, jakiś etyczny porządek, pomaga mieszkańcom, uwalnia więźniów, karci przestępców, ratuje miasto, tak zużyty motyw, jednak jakoś nie odrzuca, wręcz odwrotnie, przynosi błogość.
Cała plejada robotów jest niesamowita. Robot, z którym dzielimy celę odpala papierosa w oczodole. Roboty w celi obok jak Abott i Costello. Robot Klucz Francuski skaczący nam w ramiona, mszczący się swoją szczęką na przestępcach za odebranie muzyki. Robot wiatrak ze swym ogromnym gniewem wstrząsa posadami budynku, odrywając od nich kawałki szkła i stary tynk. Szajka złoczyńców odpychająca w swych czynach i zabawna w rubaszności, zanosząca się pijackim śmiechem, grająca w karty. Zespół muzyków, a zwłaszcza perkusista i jego spotkanie owocujące utratą bębna. Mechaniczny ptak o sztywnych pneumatycznych kościach, kradnący nam w pokracznym ruchu fragment układanki. Właścicielka psa wygwizdująca jego powrót i jej różowe powieki. Pompatyczny krok stróżów prawa, jasność emanująca z czubka ich głowy. Robot szczotka zamiatający swą elastyczną szyją i głową ciągnące się w nieskończoność rury.
Co wydarzyło się w świecie Machinarium przed nastaniem ery robotów? Jest kilka szczegółów, które wskazują na bytność ludzi w tym ogromnym na nowo zreorganizowanym środowisku. Ktoś musiał stworzyć sztuczną inteligencję, aby ewolucja maszyn się rozpoczęła. Kształt robotów jest w większej mierze humanoidalny, bądź naśladuje formy jeszcze nie zdewastowanej natury. Ogromne miasto robotów zdaje się wznosić na fundamentach miasta ludzkiego, pozwalam sobie tak wnioskować po pozostałościach cegieł, które tworzą sklepienia łukowe. Najistotniejszym dowodem jest jednak sposób w jaki zachowują się roboty, są przesiąknięte ludzkimi cechami, dobrymi, złymi, zwyczajnymi. Ciągle mam przed oczyma podanie sobie ręki przez parę kochanków oraz robota "płci żeńskiej" siedzącego na ławce pod kościołem, cierpliwie czekając na dzwon. Czy wydarzył się jakiś kataklizm, który wymazał gatunek ludzki z powierzchni Ziemi? Czy roboty stały się jedynymi spadkobiercami naszych cech, czy właśnie tak przetrwa dziedzictwo cywilizacji?
Temu estetycznemu arcydziełu towarzyszy muzyka, która stoi na podobnym poziomie. Częstotliwość rozchodząca się w przestrzeni podczas spotkania ukochanej jest… , po prostu jest, słowa nie mają znaczenia (The Glasshouse With Butterfly). Wnętrze oranżerii wypełnione tajemnicą, która trafia zarówno do naszej siatkówki jak i młota i kowadełka (By the Wall) Te dwa utwory prezentują tę poważną i wrażliwą stronę Machinarium, ale jest cała gama dźwięków wesołych, rubasznych, które stapiają się z ogromną dawką humoru samej gry.
Czym byłaby gra przygodowa bez zagadek, a te w Machinarium stoją na bardzo wysokim poziomie, poza tym są bardzo logiczne i wprowadzane w bardzo zabawnych sytuacjach; zdobywanie kulek od strażnika, przyprowadzenie psa, zdobycie baterii. Za rozwiązywanie zagadek jesteśmy nagradzani nie tylko postępem w linii fabularnej, ale także śmiesznymi animacjami bądź szkicami koncepcyjnymi, jak w przypadku slajdów w oranżerii czy księgi obsługi w kanałach.
Humor jest integralną częścią Machinarium, począwszy od komizmu sytuacyjnego po małe drobne żarty i nawiązania do samej historii gier komputerowych. Mnie rozbawiały najbardziej retrospekcje postaci w dymkach, animowane czarną kreską. Wspomniany perkusista i jego mina, gdy spotyka złego robota czy historia ukochanej, która zostaje zamknięta w kuchni, otrzymując łyżkę oraz kapelusz francuskiego kucharza. Robot Starsza Pani krzycząca na tę podłą młodzież, jej głośną muzykę…
Ciągle towarzyszy nam w naszej podróży czeski duch literacki. Nieustanny humor, rubaszność w postaci złych robotów, ciepło, zaradność, a wszystko to podszyte dozą mocno wyczuwalnego pesymizmu.
Podczas swojej podróży nasz bohater pozostawiony sam sobie wspomina szczęśliwą przeszłość związaną z „Panią Robocicą” , która manifestuje się w animowanej bańce. Doświadczenie bliskości jest kluczowym motywem tych wspomnień.
Kąpiel w ogromnym zbiorniku oleju. Skok. Uderzenie o taflę wody wywołujący przejmujący dźwięk pełen smutku uciekającej chwili. Wciągnięcie kochanki. Dyspresja fal przy akompaniamencie chichotów.
Tort urodzinowy. Prawdziwe świece zostały zastąpione przez świece zapłonowe. Jakby w ich umysłach pozostała pamięć po ludzkich zwyczajach. Świece, które kochanka wkłada mu do zimnych stalowych ust.
Palenie ożypałki prostą alegorią wpisującą się w łagodną i akceptującą kulturę palaczy. Zresztą legalną w Czechach skąd Machinarium pochodzi.
Sesja paintball’owa. Nie mogę wyjść z przeświadczenia, że jest w tym jakaś aluzja do koloru skóry. Kolor blachy nie ma znaczenia i można go zmienić. Wraz z wyginięciem ludzi ziemia staje się bardziej ludzka.
Ogromna doza empatii, delikatności, zrozumienia w zdewastowanym świecie Machinarium. Świecie pełnym humoru, smutku i ulotności tak bardzo charakterystycznym dla czeskiego ducha. Każdy element Machinarium jest doszlifowany do perfekcji i oszałamia wręcz swoją atmosferą rdzy, kół zębatych, dziwnej nieludzkiej industrializacji i pozytywnymi ludzkimi uczuciami, które tak ciężko znaleźć w innych grach komputerowych.