Film Glass, jako ostatni odcinek nietypowej trylogii o superludziach, miał bardzo trudne zadanie. Niezniszczalny pojawił się w kinach w roku 2000, zaraz po wielkim sukcesie Szóstego zmysłu. I nawet jeśli ten komiksowy, ale wcale nie komiksowy film nie okazał się być arcydziełem, to i tak jest dziś wspominany jako rzecz oryginalna i przynajmniej dobra. 17 lat później "nowy" Shyamalan dał światu Split - ciekawy film o facecie z rozszczepieniem osobowości, którego historia okazała się być zaskakującą kontynuacją Niezniszczalnego. Tego w kinie jeszcze nie było. Glass, pozbawiony efektu zaskoczenia, ma wszystkie wątki doprowadzić do satysfakcjonującego finału.
M. Night Shyamalan kilka lat temu wrócił do solidnej filmowej formy, więc oczekiwania dotyczące jego kolejnych projektów znowu mogą być wysokie. Tak miałem z filmem Glass - końcowa scena w Split objawiła się jako dzieło geniusza, więc finału wyczekiwałem z zapartym tchem. Dobrze zmontowane zwiastuny moją niecierpliwość tylko wzmagały i ostateczne starcie "ja vs film" powinno zakończyć się jednoznacznym zwycięstwem Glass. Trochę szkoda więc, że najnowsza produkcja Shyamalana okazała się być czymś mniej, niż sumą części składowych.
Niecałe półtora roku temu recenzję filmu Wizyta zacząłem od akapitu, w którym znalazło się obowiązkowe przypomnienie wysokiej formy M. Nighta Shyamalana z przełomu stuleci i wytykanie jego późniejszych filmowych błędów. Na szczęście ostatecznie film okazał się bardzo dobrą rozrywką, dzięki której nazwisko Shyamalan nie musiało być wypowiadane w tonie przepraszająco-usprawiedliwiającym. Teraz przyszedł czas na Split, kolejny "mały" dreszczowiec zbierający pozytywne opinie tak krytyków, jak widzów. Czy faktycznie znowu jest dobrze?
Tak! Jest nawet lepiej! Shyamalan rzeczywiście radzi sobie najlepiej, gdy nie musi robić produkcji pod publiczke, za grube pieniądze. Split kosztował zaledwie 9 milionów dolarów i bazował na pomyśle, który pan reżyser stworzył niemal dwie dekady temu, a efekt końcowy momentami zachwyca.
X-men: Przeszłość, która nadejdzie jawił się jako film, który jednocześnie może ponaprawiać wiele nieścisłości w swoim uniwersum, a przy tym być po prostu solidnym kinem rozrywkowym dla widza, który przyszedł się dobrze zabawić. I choć na obu tych płaszczyznach nieco kuleje, to najnowsze dzieło Bryana Singera generalnie rzecz biorąc jest więcej niż zadowalające.