Nie będę ukrywać, że ta recenzja miała wyglądać nieco inaczej. Uniwersum Bourne'a bardzo lubię i to, że nie tknąłem w życiu książek Ludluma za bardzo mnie nie gryzie (wytknijcie mnie palcami, ale uważam, że wertowanie kartek po obejrzeniu filmów Greengrassa oraz Limana nie będzie tak samo atrakcyjne).
Do zmiany zmusiła mnie jednak ocena wystawiona przez Improbite'a. Ocena z którą nijak nie mogę się zgodzić. Dlatego też nazwijcie ten tekst kontrrecenzją, przeciwwagą do jego zwierzeń i...próbą wyciągnięcia Was w letnie popołudnie do kina. Co ważne – do kolegi Improbite'a nie żywię urazy :) I proszę bez hejtów! :>
Jedną z najgorętszych premier tego roku będzie bez wątpienia Jason Bourne. Najnowsza odsłona przygód byłego agenta CIA, z Mattem Damonem powracającym do roli tytułowej, trafi do kin 29 lipca. Do premiery pozostało już niewiele czasu, nie dziwi więc, że wytwórnia Universal Pictures zdecydowała się wreszcie uruchomić marketingową machinę, mającą przygotować nas na to wydarzenie. W efekcie w nasze ręce trafił oficjalny zwiastun, plakat oraz kilka nowych zdjęć z planu.
Samotny facet na obcej planecie, naukowe podejście do sprawy i humor wymieszany z dramatem - oto składowe elementy Marsjanina. Film na podstawie książki Andy'ego Weira tak zainteresował Ridleya Scotta, że ten przesunął plan realizacji kolejnego Prometeusza, by móc zająć się tym właśnie projektem. Projektem w zasadzie skazanym na sukces, bo i doskonałe opinie zebrane przez książkowy oryginał, i bardzo przytomnie prowadzona kampania reklamowa, no i oczywiście doborowa obsada, sprawiły, że Marsjaninem interesowano się od dawna. I teraz do kin już poszły tłumy, a pojawiające się wokoło recenzje są najczęściej bardzo pozytywne... No to jak to z tym Marsjaninem jest?
Za niecały miesiąc do kin wchodzi „Marsjanin” – Ridley Scott wraz z Mattem Damonem zmierzą się z nieprzyjaznym, marsjańskim klimatem, biorąc na warsztat powieść Andy’ego Weira o tym samym tytule. Na film z pewnością warto będzie się wybrać, lecz czy sama książka również warta jest uwagi?