Za niecały miesiąc do kin wchodzi „Marsjanin” – Ridley Scott wraz z Mattem Damonem zmierzą się z nieprzyjaznym, marsjańskim klimatem, biorąc na warsztat powieść Andy’ego Weira o tym samym tytule. Na film z pewnością warto będzie się wybrać, lecz czy sama książka również warta jest uwagi?
„Marsjanin” opowiada historię Marka Watney’a – człowieka, który w trakcie ewakuacji z Marsa zostaje uderzony talerzem satelitarnym i uznany za zmarłego. Życie jednak lubi płatać figle: Mark budzi się więc parę godzin później żywy i trochę poobijany, wraca do bazy i zaczyna zastanawiać się, czy ma jakieś szanse na przeżycie. Wszyscy myślą, że nie żyje – on sam z pewnością się nie podda, aby całą ludzkość wyprowadzić z błędu.
Watney jest inżynierem i botanikiem – jest w stanie naprawić zdecydowaną większość sprzętu, z którym ma do czynienia oraz zna teoretyczne podstawy potrzebne do wyhodowania sobie żywności. Atmosfera na Marsie co prawda nie sprzyja rozwijaniu się roślin, lecz mimo to bohater daje z siebie wszystko, aby jakoś temu zaradzić. Szybko jednak dostrzega kolejny problem: nawet jeżeli uda mu się znaleźć źródło pożywienia to nie ma jak skontaktować się z Ziemią. Nie wie, czy uda mu się wrócić do domu.
Książka wciągnęła mnie w zasadzie od pierwszych stron. Czy to za sprawą narracji pierwszoosobowej, którą uwielbiam, czy też za sprawą całej masy innych atrybutów – ciężko stwierdzić. „Marsjanin” bowiem cechuje się interesującymi i łatwymi do przyswojenia informacjami na temat misji załogowych na Marsa, bardzo charyzmatycznym, zabawnym i inteligentnym głównym bohaterem oraz logicznymi (z przymrużeniem oka) rozwiązaniami problemów związanych z przeżyciem na obcej planecie. A tych jest naprawdę cała masa – co parę stron Mark wpada na pewien genialny pomysł, zaczyna go realizować, coś mu się nie udaje, więc zaczyna poszukiwać rozwiązania problemu i w końcu udaje mu się początkową ideę doprowadzić do końca. Dzięki temu, że książka nie jest zbyt długa, nie ma się jednak wrażenia, że akcja cały czas wygląda tak samo – kiedy zaczyna nas już nużyć zabawa Watney’a w McGuyvera, powoli dochodzimy już do zakończenia. Przy lekturze trzyma nas jeszcze jedna, moim zdaniem największa zaleta książki – humor.
Mark Watney jest naprawdę zabawny. Mimo że znalazł się w sytuacji w zasadzie bez wyjścia, nie załamuje się i cały czas rzuca śmiesznymi komentarzami. Osobowość głównego bohatera trzyma nas przy książce bardzo mocno i nie pozwala nam odejść od jego dziennika, póki nie dowiemy się, co się z nim stało i czy udało mu się przeżyć. Pierwszy raz od bardzo dawna zdarzały mi się momenty, w których szczerzyłem się do literek lub po prostu wybuchałem śmiechem. Cała powaga sytuacji i skuteczne rozładowywanie jej przez Watney’a tworzy naprawdę osobliwy klimat.
Za stworzenie filmu „Marsjanin” odpowiada Ridley Scott – legendarny reżyser mający na swoim koncie takie dzieła jak „Łowca Androidów” czy „Obcy”. Dzięki jego doświadczeniu wydaje się, że nie powinien mieć większych problemów z przeniesieniem historii z kart książki na duży ekran – jedyne, czego się obawiam, to pozbawienie Marka duszy. Jeżeli Scottowi nie uda się przenieść tego z jednej strony czerstwego i niepasującego do powagi sytuacji, a z drugiej czarodziejskiego i nadającego całości ludzkiego charakteru humoru to mam wrażenie, że filmowy „Marsjanin” może okazać się kolejnym niewypałem. Zwiastun na szczęście pokazuje(poza oczywistymi małymi spoilerami), że Scott choć trochę żartów zachował – jeżeli film okaże się miałki to mam nadzieję, że chociaż Matt Damon tchnie w swoją postać życie.
„Marsjanina” z czystym sumieniem polecam. Naukowe opisy i wyliczenia są tutaj bardzo uproszczone i nie przytłaczają. Żarty, które w innych przypadkach mogłyby okazać się żałosne, tutaj świetnie kontrastują z problematyką utworu. Książkę pochłania się w dwa wieczory i kiedy zaczynamy zauważać pewien schemat, dochodzimy do końca historii w pełni usatysfakcjonowani. Wierzę, że Ridley Scott wie, co robi, i już za miesiąc będziemy mogli obejrzeć godną adaptację tej powieści.
Gameplay.pl o "Marsjaninie":
Marsjanin - przeczytaj książkę zanim Ridley Scott zepsuje ci tę przyjemność