Kingsman: Złoty krąg odbieram jako przykład filmu, który powstał z zaskoczenia. Zaskoczeniem było niezwykle pozytywne przyjęcie pierwszej części, która pojawiła się znienacka i z miejsca zostałą okrzyknięta jednym z najlepszych rozrywkowych filmów roku. Niespodzianka była spora, bo jeszcze 3 lata temu wulgarny, krwawy, niegrzeczny film na bazie komiksu nie musiał oznaczać murowanego sukcesu. Ale tak się stało i teraz Złoty krąg ma trudne zadanie, bo musi się z tego zaskoczenia otrząsnąć i pokazać, że poprzednia produkcja nie była wypadkiem przy pracy.
Matthew Vaughn jako reżyser ma na swoim koncie same porządne produkcje. Druga część Kingsmana to jego pierwszy sequel i przy okazji pierwszy film, do którego można mieć więcej niż jedno "ale". Złoty krąg śmiało podąża ścieżką wytyczoną przez niezliczone kontynuacje przed nim - ma być głośniej, szybciej, śmieszniej, wulgarniej, bardziej efektownie. I faktycznie jest dokładnie tak, chociaż gdzieś w tym kolorowym chaosie utracony został niewymuszony luz Tajnych służb, a całość sprawia wrażenie filmu, którego twórcy starali się tak bardzo, że momentami przedobrzyli.
Jednym z najmilszych kinowych zaskoczeń 2014 roku okazał się film Kingsman: Tajne służby, w reżyserii Matthew Vaughna (Kick-Ass, X-Men: Pierwsza klasa). Autoironiczna, dopieszczona adaptacja komiksu The Secret Service autorstwa Dave’a Gibbonsa i Marka Millara osiągnęła zarówno artystyczny, jak i kasowy sukces. Czy podobnym tropem podąży zaplanowana na ten rok kontynuacja? Pierwszy pełnowymiarowy zwiastun Kingman: Złoty krąg nie pozostawia złudzeń.
Kick-Ass był tym dla filmów o super-bohaterach, czym Kingsman powinien stać się dla kina szpiegowskiego. Eleganckim hołdem, szalonym pastiszem, odświeżeniem formy i doskonałą rozrywką. Mimo dosyć niefortunnej daty premiery (Tajne służby odbywają z góry przegrany frekwencyjny pojedynek z 50 twarzami Greya) każdy świadomy pochłaniacz efektownej filmowej zabawy powinien dać Kingsmanowi szansę. Ale skoro za sterem stoi Matthew Vaughn, który słabego filmu jeszcze nie nakręcił, to czy tak naprawdę coś mogło się nie udać?
Od czasu do czasu lubię wybrać sie na seans filmowy. Zazwyczaj wtedy gdy do kin trafia interesujący mnie film. Ostatnim razem zdecydowałem zmienić taktykę i zobaczyć coś, co w gruncie rzeczy nie wywołuje we mnie nagłego skoku napięcia. Wybór padł na "Magię w blacku księżyca", który polską premierę miał 22 sierpinia tego roku.