Netflix w polskiej wersji językowej
A gdyby tak nieSławny się przyjął - jak wyglądałyby polskie tytuły gier?
Angielski dla graczy - odcinek 4
Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Revolution z polskimi napisami
Gra o tron - jak całkowicie zepsuć ciekawą powieść
Mainstreamowe TOP 5 - Ulubione polonizacje gier wideo
Kilka dni temu polski internet obiegła informacja o tym, że rodzima wersja Killzone’a 3 będzie znacznie bardziej wulgarna niż poprzednia część. Podobno polscy odtwórcy postaci przestaną pieścić się ze słowami i zaczną siarczyście przeklinać. Wydaje się to uzasadnione, bo w końcu wybieramy się na wojnę z Helghastami. Czy rzucanie mięsem jest nam potrzebne?
Znam doskonale nasze realia i wiem że sprzedaż gier komputerowych nad Wisłą prezentuje się mizernie, ale nie przypuszczałem, że z tego powodu może ucierpieć polska edycja drugiej odsłony cyklu Dead Space. Jak już zapewne doskonale wiecie, koncern Electronic Arts zdecydował się zrezygnować z przygotowania rodzimej wersji językowej tej gry, tłumacząc swoją decyzję względami biznesowymi. Mówiąc krótko, ktoś na górze stwierdził, że nie opłaca się.
Nie wiem kto odpowiadał za polską wersję nowej gry z serii Call of Duty, ale ktokolwiek to był, powinien darować sobie kolejne eksperymenty w dziedzinie lokalizacji. Jakość tłumaczenia jest po prostu żenująca – dawno nie widziałem takiej fuszerki i aż dziw bierze, że firma LEM odważyła się wydać Black Ops w takiej właśnie niedorobionej wersji.
We wczorajszej recenzji Mafii II wśród wad tej gry wymieniłem wyjątkowo wulgarną polską lokalizację, zaznaczając przy tym wyraźnie, że chodzi mi wyłącznie o przekład mniej dosadnych wypowiedzi Vita i jego kolegów, które zostały potraktowane jak zwykłe przekleństwa, choć de facto nie mają z nimi nic wspólnego. Na naszym forum natychmiast pojawiły się głosy oburzenia. Jednym Czytelnikom było mnie po prostu żal (dziękuję za troskę), inni przypominali, że mamy tu do czynienia z produktem 18+ (trudno zapomnieć, naprawdę), a reszta urażonych całkiem słusznie zauważyła, że z reguły wulgaryzmy są przez polskich tłumaczy ignorowane i zamieniane na mniej kłujące w oczy/uszy odpowiedniki, więc nie ma powodów do narzekań, bo przynajmniej tym razem jest tak, jak być powinno.