Nie wiem kto odpowiadał za polską wersję nowej gry z serii Call of Duty, ale ktokolwiek to był, powinien darować sobie kolejne eksperymenty w dziedzinie lokalizacji. Jakość tłumaczenia jest po prostu żenująca – dawno nie widziałem takiej fuszerki i aż dziw bierze, że firma LEM odważyła się wydać Black Ops w takiej właśnie niedorobionej wersji.
Do tej pory wydawało mi się, że stworzenie lokalizacji kinowej nie jest specjalnie skomplikowane – w końcu wystarczy przetłumaczyć tekst, sprawdzić czy prawidłowo wyświetla się on podczas gry i dokonać ewentualnej korekty, jeśli coś nie działa od strony technicznej bądź merytorycznej. Polska wersja poległa już niestety na pierwszym etapie, o czym można się przekonać przeglądając menu do rozgrywek wieloosobowych. Zabijają opisy map: „Walka we wszystkich wymiarach” , „Doskonała rozgrywka celowa”, „Doskonała rozgrywka pionowa na obszarze doliny rzecznej w Wietnamie” - co to za bełkot? Nie lepiej jest na innych ekranach: „Zrzut losowej serii ofiar” (killstreaki), „Zdobądź 10 Granat odłamkowy zabić” (wyzwania). Jednym słowem: masakra.
Równie wesoło jest w kampanii dla pojedynczego gracza. Przekleństwa tłumaczone są na dwa sposoby: raz mamy do czynienia z „rozpierdolem” i „skurwysynem”, innym znów razem zamiast polskiego wulgaryzmu seryjnie pojawia się taki kwiatek: „$&#**^%”. Najbardziej rozbawił mnie jednak standardowy w serii Call of Duty komunikat „Can’t crouch here”. W polskiej wersji czytamy „Nie możesz tutaj klęknąć”. Więcej przykładów przytaczać mi się nie chce. W każdym bądź razie respekt za odwagę!
Black Ops to jedna z najważniejszych premier tego roku. Czy naprawdę nie dało się zorganizować wszystkiego w taki sposób, by teraz nie musieć się wstydzić?