Spotkali się całkowicie przypadkowo. On, potężny mafijny boss, znajdujący się u szczytu swojej potęgi, z wielkimi marzeniami. Ona, otoczona przez bogatych adoratorów, pracownica galerii sztuki. Połączyła ich miłość – ta wspaniała, ale niszcząca siła, która doprowadza do upadku największych. Tak też było i z nim – ona stała się jego słabym punktem, w który łatwo można było uderzyć i przez który ostatecznie upadł. Chcecie posłuchać o krótkiej, lecz wspaniałej historii miłosnej Wilsona i Vanessy?
To włączcie sobie jakieś radio. Tutaj co najwyżej możecie o niej przeczytać.
Panta rhei - wszystko płynie. Z sekundy na sekundę nasze ciała stają się coraz starsze,
z każdym kolejnym oddechem nasze ciało spala się coraz bardziej, by kiedyś przemienić się
w kupkę popiołu. Podobnie ma się rzecz z naszym umysłem - nasza osobowość przypomina nieco amebę, która nie ma ustalonego kształtu i zmienia się cały czas. To, co kiedyś budziło podziw i niedowierzanie, dzisiaj jest tylko kolejnym zapychaczem czasu, jakich wiele. Zmieniają się nam gusta, rozwijamy się. W tym świecie nie ma miejsca na stałość.
Wiele lat temu, dzieckiem jeszcze będąc, otrzymałem od kuzyna komiks z Batmanem. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie pierwsza scena. Na rysunku widać półnagiego, zmęczonego Bruce’a Wayne’a, ze zmarnowanym wyrazem twarzy. Siedzi na łóżku, sam, w ciemnym pokoju. Przez wielkie okno wpada światło z wyświetlanego na niebie symbolu Batmana; na krześle wisi przewieszona niedbale peleryna, na stoliku stoi otwarta buteleczka z lekami (prawdopodobnie jakimiś psychotropami). Można powiedzieć, że to doskonała ilustracja całej, wieloczęściowej historii, znanej jako Knightfall – Upadek Rycerza.
Na początku XXI wieku na antenie telewizji Polsat królowały między innymi Pokemony, Power Rangers czy też serial Batman: 20 lat później (na Cartoon Network emitowany później jako Batman przyszłości). I właśnie o tym ostatnim dzisiaj Wam opowiem.
Serial zaczyna się sceną typową dla jakiejkolwiek opowieści o Zamaskowanym Krzyżowcu. Przestępcy zajęli jakąś fabrykę i wzięli zakładników. Uwolnić ich może tylko Batman – który oczywiście pojawia się w nowym, wspomaganym technologicznie stroju. Jednak podczas walki
z bandytami, Bruce nagle słabnie – przyczyną, jak się później okazuje, jest niewydolność serca –
i sięga po broń palną, której poprzysiągł nigdy nie używać. To staje się dla Wayne’a znakiem, że czas przejść na emeryturę. Czarno-czerwony kostium trafia do gabloty, a Batjaskinia zostaje zapieczętowana i zamknięta na cztery spusty.
Jako wielki fan Batmana, nigdy nie przepadałem za Flashem. Uważałem go za półgłówka, obdarzonego jakąś zupełnie nierealistyczną supermocą, w dodatku zupełnie nieciekawego.
W przeciwieństwie do mrocznego, niezwykle realistycznego Batmana (oraz, jak później odkryłem, NIghtwinga) jego przygody wydawały mi się strasznie „cukierkowe” i zbytnio widowiskowe. Stąd i do serialu z tym bohaterem w roli głównej podchodziłem jak pies do jeża i w zasadzie tylko dlatego, że to spin-off "Arrowa", który przypadł mi do gustu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że „Flash” nie tylko dorównuje „Arrowowi”, ale nawet – jeżeli brać pod uwagę beznadziejny do połowy trzeci sezon – nawet go znacząco przewyższa!
UWAGA! SPOILERY! JEŻELI JESZCZE NIE OGLĄDAŁEŚ, NIE CZYTAJ! OPEL SPRZEDANY!
Ostatnio czekała mnie dłuższa podróż pociągiem. Żeby się nie nudzić, postanowiłem wziąć ze sobą jakieś czytadło. Padło akurat na Metro 2033 – porastało kurzem na półkach już od prawie roku. Nie przypuszczałem, że kilka dni później nad tą zwykłą opowieścią
o wędrówce, jakich zdawałoby się wiele, będę ronił prawdziwe łzy…
Ale nie uprzedzajmy faktów. Większość już tę książkę czytało, więc nie zepsuję nikomu zabawy, pokrótce nakreślając fabułę. Zaczyna się (oprócz miejsca, w którym rozgrywa się akcja) raczej standardowo – wielkie zagrożenie, które wychodzi z mroków i grozi zniszczeniem resztek ludzkiej cywilizacji, która po wojnie atomowej osiadła w ruinach podmoskiewskiego metra. Zażegnać je może, jak się wydaje, młodzieniec o imieniu Artem – który w trakcie akcji okazuje się być wybrańcem losu. Zagrożenie zaś stanowi powstała w wyniku promieniowania rasa "owadoludzi", nazywanych przez bohaterów "czarnymi".
UWAGA! SPOILER ALERT! TEKST MOŻE ZAWIERAĆ SZCZEGÓŁY FABUŁY! SPRZEDAM OPLA!
Jako niespełniony pisarz, szukający porad, jak podreperować mój warsztat, trafiłem kiedyś na książkę Kinga pod tytułem „Jak pisać. Poradnik rzemieślnika”. Mistrz z Bangor opowiadał w niej sporo o swoim życiu i o książkach, które napisał; także o tym, jak powstawały niektóre z powieści. Był tam też jeden ustęp poświęcony właśnie „Strefie śmierci”. King opisywał tam swoje przemyślenia po zamachu na pewnego polityka, ubiegającego się o fotel senatora; zadał sobie pytanie, co by było, gdyby zamachowiec był postacią pozytywną?
Jakiś czas później trafiłem na „Sklepik z marzeniami”, a potem na „Cujo”. Obie powieści dzieją się w miasteczku Castle Rock, w obu też wspomina się o policjancie-mordercy – Franku Dodd. A że ja kocham takie powiązania pomiędzy książkami, sięgnąłem i po „Strefę śmierci” (zapomniałem już w międzyczasie o tym, co przeczytałem o niej w ww. poradniku pisarskim).
Parę dobrych lat temu na wyprzedaży znalazłem komiks o nietypowej okładce. Postać na niej przypominała Batmana, ale jakoś tak nie do końca. I ten tytuł... Gotham w świetle lamp gazowych. Wziąłem zeszyt do ręki i po kilku sekundach wiedziałem już, że muszę mieć ten komiks. Wysupłałem te kilkanaście złociszy i już kilka chwil później, w autobusie, zanurzyłem się w świat XIX-wiecznego Batmana. Tak, tak, dobrze widzicie. W komiksie tym nie uświadczymy Jokera, Scarecrowa czy innych znanych nam wrogów Gacka. Zamiast tego twórcy zdecydowali się postawić naprzeciwko Człowieka Nietoperza Kubę Rozpruwacza – postać niezwykle tajemniczą i na swój nietypowy sposób fascynującą. Ciekawie wykreowany świat, niebrzydka kreska i wylewające się z każdej strony hektolitry mrocznego, by nie powiedzieć gotyckiego klimatu. Wszystko to dało mieszankę wręcz piorunującą.
Wszyscy (mam nadzieję) znamy mniej więcej historię przestępczej rodziny Corleone. Opowieść o miłości, zdradzie, zemście i... pieniądzach, rozpoczęta przez Mario Puzo, a potem przeniesiona na ekran przez Francisa Forda Coppolę, na stałe weszła kanonu kulturowego cywilizacji zachodniej. Stąd masa analiz, recenzji, opisów oraz rozmaitych innych opracowań. Dzisiaj chciałbym porównać dwie postacie kluczowe dla całej sagi - czyli Vito Corleone i jego syna Michaela. Przyjrzymy się temu, jakimi byli capos, ale przede wszystkim - jak zeszli z tego świata.