Kącik medycznych dylematów dnia codziennego cz.1 – Przeziębienie - medic - 30 listopada 2017

Kącik medycznych dylematów dnia codziennego cz.1 – Przeziębienie

Wraz z nastaniem chłodnych dni w przyrodzie zachodzą poważne zmiany. Niedźwiedzie idą spać, drogowcy są głęboko zaskoczeni, Kraków walczy ze Śląskiem w kategorii „kto spali więcej starych kaloszy w domowym piecu”, a połowa populacji traci rozdzielczość na twarzy, czyli popularnie mówiąc „niewyraźnie dziś wygląda”. O tej ostatniej przypadłości i sposobach walki z nią chciałbym poświęcić zdań tych kilka. 


Wirus, nie bakteria

„Przeziębienie” (ang. common cold) to popularna nazwa dla dużej grupy łagodnych infekcji górnych dróg oddechowych – gardła, zatok i nosa. Wywołują je wirusy, między innymi z grup rynowirusów i adenowirusów. Ze względu na ogromną liczbę odmian tych patogenów, człowiek nie nabywa na nie trwałej odporności, co często powoduje całą serię „wychodzenia” z choroby i „wpadania” w kolejne przeziębienia. Fakt, że głównym sprawcą zła jest tutaj wirus, ma kapitalne znaczenie dla przebiegu i leczenia choroby. Przede wszystkim owe wirusy są wybitnie odporne na działanie niekorzystnych warunków środowiska zewnętrznego, a ich zdolność wnikania przez błony śluzowe ust, nosa, a także spojówki oczu, czyni je bardzo zakaźnymi. Po drugie nie działają na nie antybiotyki, mające w powszechnej świadomości być panaceum na każde niedomaganie.

W klasycznej (wciąż dyskutowanej) koncepcji rozwoju choroby, zimne dni sprzyjają infekcji, gdyż przechłodzenie organizmu (podobnie jak stres, czy alergie) obniża lokalną odporność w gardle i pozwala wirusom przejść przez pierwsze bariery ochronne. Warto jednak pamiętać, że nie wystarczy sama podatność organizmu, skądś bowiem musi pojawić się wirus. Ten zaś przenosi się drogą kropelkową – wraz z drobinami wydzieliny osób zainfekowanych. Nie musi jednak być to klasyczne „nakichanie” lub „nakasłanie” na kogoś. Wirusy mogą pozostać na przykład na klawiaturze komputera i być następnie zgarnięte przez kolejnego użytkownika. Dlatego w sezonie tak ważne jest częste mycie rąk.    

Objawy

Przeziębienie „rozkłada człowieka” całą plejadą mało przyjemnych doznań. W różnej konfiguracji i kolejności pojawiają się katar, kaszel, zapalenie spojówek, stany podgorączkowe i ogólne osłabienie. Powyższe objawy nie są jednak „swoiste” dla przeziębienia, co oznacza, że mogą również towarzyszyć innymi chorobom.  Stąd ważne dla postępowania jest rozróżnienie pomiędzy zwykłym przeziębieniem, niewymagającym szturmowania gabinetów lekarskich, a stanami w których wizyta u doktora staje się koniecznością. Dla porządku jednak zaznaczę iż mowa tu o dorosłych i młodzieży, a nie o dzieciach, które mają swoją własną grupę chorób i kompletnie inną diagnostykę.

Pierwsza choroba, którą można pomylić z przeziębieniem to angina. Jest to infekcja bakteryjna, wywołana najczęściej przez bakcyle z grupy paciorkowców. Od zwykłej „wirusówki” różni ją: gorączka powyżej 38 stopni, silny ból gardła przy braku kaszlu, białawe naloty na błonie śluzowej gardła i migdałków oraz powiększone, wyczuwalne przez skórę węzły chłonne na szyi i pod żuchwą (zwaną popularnie ku furii anatomicznych purystów „dolną szczęką”). Stwierdzenie choćby jednego z tych objawów powinno skłonić nas do odwiedzenia lekarza. Anginę bowiem należy leczyć antybiotykami i nie chodzi tutaj o skrócenie choroby, lecz zapobieżenie poważnym powikłaniom z układu krążenia, nerek i stawów.

Kolejnym, podszywającym się często pod przeziębienie stanem jest grypa. Podobnie, jak przeziębienie, stanowi ona infekcję wirusową, lecz wywołaną przez inne rodzaje mikrobów. Grypa to poważna choroba, będąca realnym zagrożeniem szczególnie dla osób o obniżonej odporności, starszych oraz dzieci. Niemniej każdy jest narażony na szerokie spektrum powikłań na przykład ze strony nerek, układu oddechowego, krążenia, czy systemu nerwowego. Okresowo epidemie grypy, typowo występujące w sezonie jesiennym, przynoszą wybitnie zjadliwe jej odmiany, takie jak AH1N1, czy AH5N1, popularnie zwane grypą świńską i ptasią (wirus może zarażać różne gatunki ssaków).  Od przeziębienia odróżnia grypę przede wszystkim o wiele cięższy przebieg. Występuje wysoka gorączka z obfitym poceniem i dreszczami, uczucie rozbicia, znacznego osłabienia, bóle mięśni i suchy, męczący kaszel. Leczenie grypy również powinno odbywać się pod nadzorem lekarza. Ponadto istnieją leki przyczynowe (w odróżnieniu od objawowych w przeziębieniu), mogące złagodzić przebieg grypy i zmniejszyć ryzyko powikłań.  

 Jak leczyć?

Istnieje powiedzenie „nieleczony katar trwa 7 dni, zaś leczony tydzień”. Jest w nim sporo racji, gdyż faktycznie brak jest leków, które eliminują wirusy, powodujące przeziębienie, zaś standardowy czas utrzymywania się objawów to właśnie 5-7 dni. Ja bym jednak nieco zmodyfikował powyższe porzekadło – „katar trwa 7 dni, a przechodzony ciągnie się w nieskończoność”.  Podstawową metodą leczenia przeziębienia jest bowiem odpoczynek. Intensywny wysiłek i ponowne narażenie na chłód, nie pozwalają organizmowi zmobilizować wszystkich sił do walki z wirusem i powodują przewlekanie się choroby. Co więcej, w bardzo niewielkim odsetku przypadków, niewyleczone właściwie infekcje wirusowe mogą spowodować bardzo groźne powikłanie – zapalenie mięśnia sercowego. Stąd lepiej odłożyć nawet pilne plany na później i przeczekać chorobę pod kołdrą.

Cóż jednak, poza odpoczynkiem, możemy zaserwować naszemu organizmowi, by nieco ulżyć sobie w przeziębieniu?

Podstawę stanowi leczenie objawowe, a więc takie, które jest nakierowane na zmniejszenie dolegliwości. Nie eliminuje ono przyczyny choroby, ale pomaga przetrwać w jako takim stanie do czasu, gdy organizm sam upora się z wirusem. W tym celu stosuje się:

- Paracetamol – lek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy. Spektakularna poprawa samopoczucia po tym leku spowodowana jest głównie ową drugą komponentą jego działania. Gorączka bowiem przekłada się na fatalne samopoczucie i wrażenie ogólnego rozbicia. Za utłuczoną paracetamolem gorączką nie należy płakać – wbrew obiegowej opinii nie pomaga ona organizmowi w walce z infekcją.

- Niesterydowe leki przeciwzapalne – takie jak ibuprom czy aspiryna, mają nieco szersze działanie, niż paracetamol, gdyż redukują stan zapalny, będący przyczyną bólu gardła i podrażnienia błony śluzowej nosa. Należy koniecznie pamiętać, że leków tych nie powinny bez konsultacji z lekarzem przyjmować osoby chore na astmę oraz w będące w trakcie leczenia przeciwzakrzepowego. Ponadto dzieci do 12 roku życia w ogóle nie powinny brać aspiryny, może bowiem wywołać u nich bardzo groźny zespół Rey’a.

- Miejscowe leki łagodzące ból gardła – W sprzedaży znajduje się cała gama leków, aplikowanych bezpośrednio na bolące gardło w postaci tabletek do ssania, czy aerozoli. Ich skuteczność jest jednak często podważana, gdyż substancja czynna utrzymuje się w danej okolicy bardzo krótko i tylko niewielka jej część przenika do organizmu. Warto więc zamiast nich spróbować domowych sposobów, takich jak płukanie gardła szałwią.

- Leki udrażniające nos – istnieje kilka preparatów, które rozrzedzają wydzielinę z nosa, ułatwiając oddychanie. Oparte są na działaniu podobnym do… amfetaminy. Najpopularniejsza jest przyjmowana doustnie pseudoefedryna, będąca częstym składnikiem leków złożonych. Dostępne są również miejscowo działające środki, takie jak np. Otrivin. Można je jednak stosować tylko kilka dni, gdyż w dłuższym czasie mogą spowodować uszkodzenie błony śluzowej nosa. Dobrym zamiennikiem będzie tu woda morska w aerozolu, która w całkowicie naturalny sposób rozrzedza wydzielinę z nosa i nawilża śluzówki.

- Domowe sposoby – dzięki dzielnym babciom, cierpliwie testującym różne rośliny, płyny i pokarmy, powstał cały atlas naturalnych sposobów radzenia sobie z symptomami przeziębienia. Nauka przyjrzała się części z nich, lecz uczyniła to dość pobieżnie. Trudno więc ferować wyroki o wyższości mleka z miodem nad cytrynówką. Ogólnie mówiąc metody te mają poprawić komfort chorowania, lecz raczej nie skrócą samej choroby. Być może trzeba się więc zdać na własny gust i po prostu wybrać najsmaczniejsze opcje.              

Istnieją tylko dwie substancje, które być może skracają czas choroby. Pierwsza z nich to rutyna – bioflawonoid używany przede wszystkim w leczeniu niewydolności żylnej kończyn dolnych. Substancja ta uszczelnia naczynia, co teoretycznie zmniejsza rozprzestrzenianie się wirusa, stąd znalazła swoje miejsce w takich preparatach jak np. Rutinoscorbin. Istnieją prace badawcze, donoszące, że przyjmowanie rutyny zmniejsza czas trwania objawów o około 10 %. Kolejnym, mniej popularnym w Polsce sposobem, jest dodatkowa podaż cynku, również we wstępnych pracach naukowych powiązana ze skróceniem okresu przeziębienia. Trzeba jednak raz, a dobrze rozprawić się z mitem witaminy C. Otóż, przyjmowanie witaminy C w ogóle nie wpływa na czas wychodzenia z infekcji, co zostało niezbicie udowodnione w odpowiednich badaniach naukowych. Kupowanie  preparatów z nią w składzie to całkowite wyrzucanie pieniędzy w błoto, no chyba, że ktoś cierpi na szkorbut.

Rozważania o leczeniu przeziębienia koniecznie należy zwieńczyć znanym z reklam sloganem – „przed użyciem zapoznaj się z ulotką bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą”. Wielokrotnie przekonałem się, że część pacjentów traktuje leki bez recepty bez należytej ostrożności, myśląc, że nie mogą sobie nimi zaszkodzić. To ogromny błąd. Przedawkowanie tych środków jest bardzo łatwe. Weźmy chodźmy paracetamol – już przyjęcie dwukrotnie większej dawki, niż zalecana może skończyć się toksycznym uszkodzeniem wątroby. Należy również pamiętać, że leki, choć mają inne nazwy handlowe, często zawierają tę samą substancję i łatwo omyłkowo ją przedawkować.

Gdy dostępne sposoby walki z przeziębieniem nie pomagają, a choroba przedłuża się ponad tydzień, warto zwrócić się do lekarza. Być może bowiem wstępna diagnoza będzie wymagała weryfikacji, a leczenie odpowiedniej  korekty. 

O co chodzi z „Kącikiem”?

W tej serii krótkich artykułów będę poruszał szeroko rozumiane tematy medyczne. Nie będzie to jednak fachowa mowa lekarzy i studentów medycyny, którzy szpanują w towarzystwie wypowiadając na jednym wdechu takie nazwy, jak „sulcus tendinis musculi flexoris hallucis longi”. Postaram się, żeby lektura „Kącika” był dla laika, niczym obsługa współczesnego samochodu – nie musisz wiedzieć, jak to działa, bylebyś rozróżniał diesla od benzyny. Takie podejście determinuje też wybór zagadnień – będą to sprawy codzienne i z gruntu praktyczne. Napiszcie w komentarzach, na jaki temat chcielibyście poczytać w następnym odcinku „Kącika”. 


Michał "medic" Wasiak

medic
30 listopada 2017 - 00:32