Mroczna przeszłość, środowisko lekarzy, przerażające zbrodnie i prywatne śledztwo. Tak po skrócie można przedstawić, powieść I sprawisz, że wrócę do prochu. Dość nietypowy w swojej konstrukcji kryminał, w którym znajdziemy wiele tajemnic, zacofanej medycyny i opisów, które mogą przyprawić co bardziej wrażliwego czytelnika o pewne dość wyraźne dolegliwości trawienne.
Wraz z nastaniem chłodnych dni w przyrodzie zachodzą poważne zmiany. Niedźwiedzie idą spać, drogowcy są głęboko zaskoczeni, Kraków walczy ze Śląskiem w kategorii „kto spali więcej starych kaloszy w domowym piecu”, a połowa populacji traci rozdzielczość na twarzy, czyli popularnie mówiąc „niewyraźnie dziś wygląda”. O tej ostatniej przypadłości i sposobach walki z nią chciałbym poświęcić zdań tych kilka.
„Dziś nie jestem już ten sam co ubiegłej jesieni i na wiosnę tego roku. Wtedy byłem człowiekiem bojaźliwym, niepewnym, miotanym wątpliwościami. Nie sypiałem, martwiąc się o zaszczepionych ludzi, a kiedy zasnąłem, dręczyły mnie sny o wściekliźnie. Dziś jednak jestem pewny”. Ludwik Pasteur
Zapamiętałem jedną rzecz z Dragon Age: Origins, bo to w końcu blog o grach. Krasnoludy nie wierzyły w antropologicznych bogów, ale czciły swoich przodków, którzy podnieśli standard ich życia albo odkryli nową gałąź technologii. Odkrywcy byli wnoszenie do panteonu „bóstw”, a ich dokonania były skrupulatnie zapisywane w archiwach. Szkoda, że ludzie na tej planecie nie wypracowali takiego przekonania przez wieki, bo było by ono o wiele zdrowsze niż to z czym mamy do czynienia dzisiaj tj. religią. Temat, który chcę poruszyć jest znany chyba wszystkim (przynajmniej mam taką nadzieję), więc nie wiem czy warto o nim pisać. Byłem trochę chory ostatnim czasem i można bezpiecznie orzec, że ból fizyczny jest doskonałym nauczycielem, więc warto o tym jednak napisać, choćby z szacunku albo wdzięczności dla tytanów nauki. Przeto pogromcy bakterii.
Matury praktycznie za mną. Zostały tylko egzaminy ustne, ale to już formalność. Jak sobie obiecałem, tak zrobiłem. Wróciłem dzisiaj na siłownię. Cała historia zaczęła się niecały rok temu, kiedy zorientowałem się, że moja waga zaraz może przekręcić się na liczbę trzycyfrową, a i stawy kolanowe dawały o sobie znać. Coś trzeba było ze sobą zrobić, bo bieganie nie wchodziło w grę. Postanowiłem kupić karnet na siłownię. Był to strzał w dziesiątkę!
W sekcji poświęconej na komentarze w moim poprzednim wpisie wywiązała się mała dyskusja - zupełnie nie na temat. Znajomy z forum (z którym kontakt mi się urwał dobry rok temu) spytał czy wciąż palę daną markę papierosów. W tym momencie powiedziałem mu coś, w co większości ludzi nie uwierzy: ponad rok temu przeczytałem książkę i przestało mi się chcieć palić, więc od tego momentu nie palę.
Co śmieszne – to najprawdziwsza prawda. I mam kilku znajomych, którzy mogą potwierdzić moje słowa. Ale jakieś dwa lata temu „historia o książce, od której nie chce się palić” była dla mnie równie prawdopodobna, co historia o wampirze, który był tajnym szpiegiem nazistów.
Oczy, ręce, uszy. Części naszego ciała, bez których odbiór gier nie byłby możliwy. Świat wirtualnych uciech niedostępny, podróż po nierealnych krainach zablokowany. Cisza, ciemność, smutek. Wzrok, dotyk, słuch. Zmysł narzędziem, jego dobry stan – podstawą.
Dla graczy hardkorowych Kinect to przede wszystkim zbędny bajer, z którego zadowoleni będą tylko casuale. Nie raz już na niego pomszczono, bo wpychano go wszędzie gdzie się da. Calak w nowej ścigałce Forza Motorsport 4 jest możliwy tylko z Kinectem. Idźmy dalej. Jak tylko zostanie dokonana rzeź niewiniątek w stylu akcji w Norwegii, to w debacie publicznej od razu pojawiają się gry, które według „specjalistów” robią z mózgów galaretę. Mając 13 lat lubiłem grać w Carmageddon gdzieś między lekcjami w szkole, bo sam jeszcze nie miałem w domu komputera. Dużo frajdy mi sprawiało rozjeżdżanie ludzi. Później w GTA mordowałem ich masowo, w przeróżny sposób. Wyrosłem na psychopatę normalnego człowieka. Dwie prawidłowości, dwie kontry. Fundacja „Iskierka” wprowadziła program rehabilitacyjny, w którym główną rolę spełnia konsola do gier. Fakty zrobiły o tym materiał – jak najbardziej pozytywny.
Kilka dni temu, 29 kwietnia, miał miejsce World Wish Day - święto ustanowione przez amerykańską, działającą w 41 krajach fundację Make-A-Wish, zajmującą się spełnianiem marzeń poważnie (często śmiertelnie) chorych dzieci i nastolatków. Oprócz zbierania funduszy na ten cel, Make-A-Wish współpracuje również z najbardziej znanymi osobami z obszaru rozrywki/kultury, dzięki czemu niejedno dziecko walczące z nowotworem (tak, właśnie o tak poważnych chorobach mówimy) może spędzić dzień ze swoim idolem, czy to Michael Jordan, Miley Cyrus czy Metallica. W zeszłym roku do grona pomagających dołączyło studio Blizzard Entertainment i społeczność World of Warcraft. Filmik z tegorocznego wydarzenia oraz garść szczegółów poznacie w rozwinięciu wpisu.
Forfitery to mini-felietony. Mniejsze od Rojopojntofwiu, ale większe od Szybkiej rozkminy.
Dzisiaj będzie luźny temacik. Dotyczyć będzie jednak poważnej sprawy, a mianowicie zdrowia dziecka. Tak. Dowiecie się jak udało mi się kiedyś wykorzystać grę komputerową, by oddemonizować bajtlom kwestię codziennych obowiązków. Efekt okazał się rozbrajający, a sam zamysł... o dziwo skuteczny! Poznajcie moją historię. Drzyzga (jak się) patrzy...